28. Czas

343 23 0
                                    

Hope

Czasami mam wrażenie, że czas bywa najgorszym wrogiem człowieka. Szczególnie kiedy upływa on w niesamowicie szybkim tempie, a ty starasz się przedłużyć każdą sekundę na ile to możliwe.

Kąciki moich ust drgnęły ku górze, gdy tylko głośny śmiech Finleya oderwał moje spojrzenie od zdjęć, które przedstawiały wspomnienia naszej czwórki sprzed ostatnich dwóch miesięcy. Jasnowłosy chłopak właśnie uciekał przed ścigającą go Rain, która w garści trzymała mąkę. Tak właśnie kończy się robienie domowej pizzy w kuchni Finley'a Arringttona.
Ponownie skupiłam swoją uwagę na pojedynczych zdjęciach, które chaotycznie były rozłożone na sofie. 

Widziałam naszą czwórkę wspólnie wskakującą z ledwo trzymającego nas pomostu wprost do jeziora. Na kolejnym zdjęciu razem z jasnowłosą przyjaciółką siedziałyśmy na ramionach chłopaków, grając o to, która pierwsza wpadnie do wody. Następne zdjęcie przedstawiało mnie, Fina oraz Rain, gdy wspólnie siedzieliśmy przy ognisku, śmiejąc się z głupich min Ashera, który starał się wprowadzić nieco uśmiechu na naszych twarzach tuż po strasznej opowieści Finleya. Kolejna fotografia w mojej dłoni uchwyciła Ashera grającego dla nas na gitarze (to właśnie wtedy zaśpiewał nam kawałek, nad którym pracował dla wytwórni).

- Co tam masz?- Obróciłam się na dźwięk kojącego dla mnie głosu. Delikatnie się uśmiechnęłam, widząc, że ciemnowłosy chłopak właśnie zmierzał w moim kierunku z dwoma kubkami ciepłej herbaty. 

- Przeglądam nasze zdjęcia z ogniska.- Uniosłam wspomniane fotografie spoczywające w mojej dłoni.- Dziękuję.- Dodałam po chwili, przyjmując kubek ciepłego napoju od chłopaka. Poczułam jak ramię Ashera obejmuje moją postać, wprawiając mnie w przyjemne uczucie spokoju. Przysunęłam się nieco bliżej bruneta doskonale wiedząc, że już teraz nic więcej nie było mi potrzebne do pełnego spokoju.
No może odrobina ciszy, która była zakłócana przez pozostałą dójkę w kuchni. 

- Nie mogę uwierzyć, jak te dwa miesiące szybko przepłynęły.- Westchnęłam, zerkając na pozostałą część zdjęć, które przedstawiały różne ujęcia z naszych wyjazdów. To właśnie fotografie ilustrowały jak nasza czwórka spędzała ze sobą praktycznie każdą chwilę razem. Szczególnie że czas w tym okresie został nam wyraźnie nakreślony. 
Asher miał wyjechać równo za dwa tygodnie. W końcu czy istnieje lepszy czas na koncerty niż okres wakacyjny? 

- Asher! Pomidory czy pieczarki dajemy?- Oboje zwróciliśmy swoje spojrzenia w kierunku kuchni, z której dobiegał nas głos Arringttona.

- Weź dodaj oba składniki.

- Co?!- Praktycznie w tym samym momencie przewróciliśmy spojrzeniem, wiedząc, że nasz spokojny czas dobiegł końca.

- Mówię, że na urodziny dostaniesz aparat słuchowy.- Zaśmiałam się na słowa bruneta, który zaczął zbierać się w stronę kuchni.- Pójdę do niego, bo nie da spokoju.- Dodał, pozostawiając czułe muśnięcie na moim czole. Uśmiech goszczący na moich ustach znacznie się powiększył na ten gest. Po chwili w salonie pozostałam tylko ja i masa wspomnień umieszczonych na zdjęciach.

Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą. Z jednej strony jest to prawda. 
Jednak co jeśli to właśnie ten czas wyznacza nam pozostałe szczęście?
Co, jeśli wolę liczyć każdą pozostałą sekundę?
Czas jednak ucieka cicho, tuż obok nas nie dając momentami nawet odczuć ten ubytek.

*

- Dołóż kruszyno resztę wypieków do gablotki, może jeszcze zejdą przed zamknięciem.- Skinęłam głową na słowa Wellsa, dostawiając do stolika krzesełko.- Zakładam, że Pani Wood przyjdzie jeszcze pięć minut przed zamknięciem, po bułeczki cynamonowe, więc możesz odłożyć 3 sztuki.- Dołożyłam resztę wypieków na wystawę, uprzednio odkładając wspomniane bułeczki na tacę. 

- Gotowe.- Skwitowałam, poprawiając związane w kitkę włosy, które przez ostatnie miesiące urosły o dobre centymetry. 

Korzystając z wolnej od klientów chwili, podeszłam do okna z uśmiechem obserwując promyki słońca, które dzisiejszego dnia wyjątkowo rozświetlały ulice Portlandu. Zważając, że ostatnie dni wcale do słonecznych nie należały a przecież mieliśmy już za sobą połowę czerwca. 

Obserwowałam jak mieszkańcy Portlandu spacerowali po ulicy. Gdzieniegdzie dostrzegałam śmiejące się grupki nastolatków, którzy cieszyli się z rozpoczętych wakacji.
 Wszystko było idealne.  W końcu byłam skłonna powiedzieć, że moje życie się ułożyło, że poczułam się po raz pierwszy w stu procentach zadowolona ze swojego życia. Przynajmniej teraz. 

Został tydzień do wylotu Ashera do Nowego Jorku.
Zostało mi siedem dni z chłopakiem, na którego widok moje serce tańczy w radości, usta rozciągają się w uśmiechu, a oczy zatapiają się w jasnych tęczówkach, które przynoszą mi spokój. 
Doskonale wiedziałam, że nie żegnam go na zawsze jednak sama myśl, że nie będę mogła go przytulić, gdy tylko najdzie mnie taka potrzeba... Hope, dacie radę.

- No proszę, pierwszy kolorowy motyl, którego widzę w tym roku.- Mój wzrok podążył za słowami mężczyzny, śledząc przelatującego za oknem motyla.- Moja babcia zawsze powtarzała, że przynoszą zapowiedzi czegoś dobrego.- Na ustach Wellsa pojawił się niewielki uśmiech.

- Nie wiedziałam o tym.

- Bo widzisz kruszyno, wszystko można dostrzec nawet w tych drobnych rzeczach.

Uśmiechnęłam się na te słowa, ponownie skupiając swoją uwagę na widok za oknem. Motyl zdążył już przelecieć, a ja po cichutku pomyślałam, że może był to znak również dla mnie? 

- Właśnie Hope, zapomniałem Ci powiedzieć.- Pozostawiłam za sobą widok za oknem, skupiając swą uwagę tym razem na mężczyźnie.- Pomyślałem, że przyda Ci się odrobina wolnego od pracy, nie sądzisz?

- Jak to?- Zmarszczyłam delikatnie brwi, poprawiając kosmyk włosów.- Nie zostawię cię przecież z tym wszystkim. Rain ma ostatnie zaliczenia na uczelni więc- Nim zdążyłam dokończyć swoje słowa Wells postanowił mi łagodnie przerwać.

- O mnie się nie martw.- Zapewnił, kręcąc delikatnie głową.- Za dwa dni przyjeżdża moja wnuczka, więc trochę mi tutaj pomoże. Za to ty...- Zaczął, pokonując parę kroków w moim kierunku.- Wiem, że jest ktoś z kim chciałabyś bardziej spędzić czas niż tutaj ze mną w piekarni.- Poczułam delikatny uścisk na ramieniu. Zawierał on tyle troski.- Spędzisz z nim trochę czasu przed wyjazdem.

Momentami czułam, że Wells był dla mnie za dobry. Nie potrafiłam znaleźć słów, które potrafiłyby podziękować mu za to wszystko. Bez słowa podeszłam do mężczyzny przytulając go.

- Dziękuję.

M.

Cześć wszystkim po dłuugiej przerwie!
Przed nami jeszcze (a może już tylko) dwa końcowe rozdziały i dużo emocji;)

My HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz