6. Wszystko za sprawą jednego zdjęcia

815 53 4
                                    

Hope

Ze znużeniem obserwowałam jak para wodna z delikatnością ucieka z elektrycznego czajnika. Tego dnia miałam nadzieję, że mocna kawa będzie w stanie rozbudzić moje zaspane ciało, przed kolejnym dniem pracy. Po zrobieniu sobie ciepłego napoju, oparłam się tyłem o kuchenną wyspę. 
Moje spojrzenie utknęło w jednym punkcie, a mianowicie na pustej kanapie, na której nie zastałam jeszcze drzemiącego bruneta. Wszystko wskazywało na to, że Asher nie wrócił na noc do mieszkania, co wpędziło mnie w jeszcze większe wyrzuty sumienia po minionym wieczorze. 
Nie potrafiłam nawet spokojnie zmrużyć oka poprzez doskwierające mi myśli, które dobitnie stawiały na tym, że prawdopodobnie nasza relacja, która i tak nie była na wysokim poziomie, uległa pogorszeniu.

Potrafisz wszystko niszczyć Hope.- Słowa mojej własnej matki wtargnęły do mojego umysłu niczym nieproszony gość. Jednak dlaczego w tej sytuacji rzeczywiście te słowa zdały mi się tak trafne?

*

- Z taką zgorzkniałą miną klienci pomyślą, że pracujesz tutaj za karę.- Przepełniona rozbawieniem uwaga mężczyzny przyciągnęła moje myśli do rzeczywistości. Pan Wells miał rację. Moja mina przy rozkładaniu bułeczek do szklanej gablotki, rzeczywiście mogła być uwiarygodnieniem jego słów.

- Doskonale Pan wie, że ta praca mnie uratowała.- Odparłam zgodnie z prawdą. Oferta pracy w piekarni Wellsa spadła mi niczym gwiazdka z nieba. 

- Prosiłem Cię, abyś zwracała się do mnie po imieniu. W takim razie co Cię trapi, drogie dziecko?

- Nic z czym nie potrafiłabym sobie nie poradzić.- Westchnęłam, starając się przybrać jedną ze swoich wyuczonych do perfekcji masek. 

Jeśli chodziło o udawanie pewnych emocji, byłam z tego wręcz doskonała. Niekiedy, gdy nadarzały się sytuacje, w których to pedagog szkolny zaczynał interesować się moim życiem w domu- udawałam wtedy, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie pragnęłam niczyjej skruchy, czy współczucia. Czułam, że jest to przereklamowaną stratą czasu, bowiem nikt nie zrozumie, z czym tak naprawdę musiałam zmagać się przez lata.

- Słuchaj kruszyno, nie znam twojej historii, ale bywają momenty, w których nawet najlepszy zawodnik nie będzie potrafił sobie poradzić ze wszystkim w pojedynkę. -Mężczyzna od samego początku mógł podejrzewać, iż moje życie wcale nie zdawało się takie życzliwe. Natomiast ja doskonale wiedziałam, że jego słowa zawierają pokłady racji, jednak nie do końca wiedziałam czy chciałam mu ją przyznać. 

*

Gdy tylko zgarnęłam z lady pęk kluczy, ponownie upewniłam się, czy aby na pewno wszystko zostało zrobione. Dzisiejszego wieczoru moim zadaniem było zamknięcie piekarni.
Zgasiłam światło, po czym wyszłam na zewnątrz. Chłód jak na zawołanie zderzył się z moim ciałem, gdy tylko wyszłam poza pełen ciepła obiekt. Upewniłam się pociągając za klamkę, że wszystko zostało dobrze zamknięte, po czym szczelniej owinęłam się swoją kurtką.
Początek grudnia z ostrością potraktował mieszkańców Portland. Jednak każdy miłośnik zimy mógł podskakiwać z radości, czekając na zapowiedziany opad śniegu. Cóż, ja z pewnością do tej grupy nie należałam. 

Niespodziewane wibracje telefonu przykuły moją uwagę. Zmarzniętą dłonią sięgnęłam do kieszeni swojej kurtki. Gdy tylko ujrzałam wyświetlające się imię na ekranie smartfona byłam więcej niż zdumiona. Nie czekając chwili dłużej, przeciągnęłam palcem po ekranie, odbierając przychodzące połączenie.

- Asher?- Nie spodziewałam się, że podany przez chłopaka numer zostanie wykorzystany w jakikolwiek sposób. Po drugiej stronie połączenia słyszałam różnego rodzaju szmery, które wcale nie były dla mnie tak łatwe do rozszyfrowania.

- Nie, to ja Finley.- Męski tembr głosu rozniósł się po linii. Zmarszczyłam brwi, dopasowując głos chłopaka do wcześniej poznanego blondyna o wzburzonych lokach. Skąd telefon Ashera znalazł się w dłoniach tego chłopaka.- Masz zapasowe klucze do mieszkania?- Zagadnął po chwili, ciężko wzdychając, jak gdyby dźwigał co najmniej dwa worki mąki, z którymi musiałam się dzisiaj zmierzyć.

- Tak mam je ze sobą.- Zatrzymałam się, starając się dotrzeć do zaistniałej sytuacji.

- Później wszystko wyjaśnię, ale ten idiota jest kompletnie schlany. Do tego nie mogę znaleźć jego kluczy.- Po niosącym się pogłosie, mogłam wywnioskować, że Finley znajdował się na klatce schodowej wraz z pijanym Westonem. 

- Pijany?- Spytałam, mając wrażenie, że najwidoczniej musiałam się tylko przesłyszeć.- Dobra, daj mi chwilę, zaraz tam będę.- Odparłam rozłączając się, po czym ruszyłam w stronę mieszkania.

Po niecałych piętnastu minutach znalazłam się pod blokiem. Partię schodów pokonałam z niezmierną łatwością, dopatrując się po chwili Finleya wraz z siedzącym na podłodze Asherem. Westchnęłam głośno nie mogąc uwierzyć, że stan, w jakim właśnie ujrzałam chłopaka zdawał się czystą realiom. Po odszukaniu odpowiedniego kluczyka, otworzyłam drzwi, przepuszczając chłopaków przodem.

- Tutaj go połóż.- Poleciłam, odgarniając leżący na kanapie koc. W odpowiednim momencie brunet zsunął się z uścisku podtrzymującego go chłopaka, ostatecznie miękko lądując na kanapie. 

- Wytłumaczysz mi to?- Zrezygnowana przeniosłam spojrzenie na blondyna.

- Cóż, znalazłem go dość przypadkowo. Już wtedy nie kontaktował za dobrze.- Zabrał przerwę na ciężkie westchnięcie.- Miał szczęście, że go zauważyłem. Skończony kretyn. 

- Coś mi mówi, że to moja wina.- Niechętnie przyznałam, przywołując miniony wieczór.- Po tym, jak zobaczył to całe zdjęcie, jego zachowanie się jakby zmieniło. Wkurzył się i wyszedł z mieszkania nie wracając na noc.

- Czekaj, jakie zdjęcie?- Chłopak pokręcił delikatnie głową, starając się nadążyć za moimi słowami.

- Sama nie wiem. Był na nim mały chłopiec i jakiś wysoki mężczyzna... - W tym momencie zrozumiałam, że blondyn doskonale zdawał się wiedzieć, kogo miałam na myśli. Nie musiałam nawet dodawać niczego więcej. W tej chwili w jasnym spojrzeniu chłopaka zgasła iskra uprzedzenia względem Ashera. Jak gdyby rozumiał jego następującą reakcję, a także stan, w jakim się znalazł. Najzwyczajniej zapragnęłam zadać pytanie, które rozstąpiłoby ciemne chmury niewiedzy dotyczące bruneta, jednak po krótkim czasie doszłam do wniosku, że prawdopodobnie nie powinno mnie to nawet interesować.

- Asher, odkąd pamiętam był taki oschły i nie potrafił odpowiednio zareagować na daną sytuację. Musisz mu to wybaczyć. Najzwyczajniej boi się wpuścić kogoś do swojego życia.

- Jednak jakimś cudem wpuścił mnie do swojego mieszkania.- Dodałam kąśliwą uwagę pomiędzy słowami Finleya.

- Widocznie coś w tobie zauważył.- Zerknął w moim kierunku, z zalążkiem uśmiechu.- Postaraj się nie zrazić do jego zachowania. Potrafi być skończonym dupkiem, ale to tylko czysta gra. Coraz więcej ludzi myśli, że poradzi sobie ze wszystkim samemu, ale każdy kogoś w końcu potrzebuje, prawda?

M.

My HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz