Niechętnie wstałem z łóżka. Wziąłem naszykowane wczoraj ubrania i poszedłem się przebrać. W połowie drogi wróciłem się po szczoteczkę i ręcznik. Wszedłem do łazienki. Kiedy kończyłem myć zęby do łazienki wszedł jakiś chłopak. Nawet na mnie nie spojrzał.
Pewnie mnie nie zauważył.
Zabrałem swoje rzeczy i wróciłem do pokoju. Na łóżku siedział doktor McCurdy.
Czy ten człowiek nie może mnie zostawić w spokoju? Ciągle za mną łazi. Nie ma nic innego do roboty? Ugh. Wkurza mnie.
-To jak? Idziemy na śniadanie? -zapytał wstając z łóżka.
Wyszedł z sali, a ja podążałem za nim. Szliśmy długim korytarzem. Każdy kto obok nas przechodził dziwnie się na mnie patrzył. Zatrzymaliśmy się na przeciwko drzwi stołówki. Lekarz otworzył przede mną drzwi i machnęciem ręki zaprosił mnie do środka. Zająłem miejsce na końcu sali, a McCurdy poszedł po posiłek. Od czasu kiedy wszedłem do pomieszczenia każdy się na mnie patrzył. Dziesiątki par oczu przeszywały mnie na wylot. Przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie bezczelnie się na mnie gapią, więc ani trochę mi to nie przeszkadzało.
-Proszę. Smacznego. -powiedział stawiając na przeciwko mnie pełną miskę płatków zbożowych.
Sięgnąłem po łyżkę. Kiedy wkładałem pierwszą porcję do ust, lekarz odszedł od stolika i udał się w kierunku drzwi. Szybko zjadłem i jako jeden z pierwszych pacjentów opuściłem stołówkę. Poszedłem do pokoju. Położyłem torbę na łóżko. Włożyłem do niej wczorajsze ubrania, ręcznik i kosmetyczkę. Wziąłem telefon spod poduszki i schowałem go do kieszeni. Usiadłem na łóżku. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł McCurdy.
-Bierz torbę i idziemy to twojego nowego pokoju.
Zabrałem torbę i udałem się za doktorem. Idąc korytarzem mijały nas różne osoby. Jedna dziewczyna chyba była opętana przez jakiegoś demona. Obok nas przeszła spokojnie, ale kiedy obróciłem się ujrzałem jak rzuca się na jakiegoś innego pacjenta. Pielęgniarki ściągnęły ją z chłopaka, założyły jej kaftan i gdzieś ją zaprowadziły.
Co za dziwne miejsce. Boję się tu zostać. Jak ja tu wytrzymam? Chce do domu.
Nagle Jack zatrzymał się przed jakimiś drzwiami na których była liczba 678.
-Oto twój nowy pokój. Rozgość się. -powiedział otwierając drzwi.
Wszedłem do środka. W pomieszczeniu były dwa łóżka, dwie szafki nocne i dwie szafy. Nie było ani jednej ozdoby. Położyłem torbę na łóżku i zacząłem się rozpakowywać. Po jakimś czasie wszystko już było na "swoim" miejscu. Wyjąłem telefon. Chciałem zadzwonić do rodziców, ale w pokoju nie było zasięgu. Wyszedłem na korytarz. Po jakimś czasie, przy pokoju 647, znalazłem zasięg. Wybrałem numer mamy. Nie odbierała. Wybrałem numer taty. On też nie odbierał. Zadzwoniłem na nasz domowy numer. Odezwała się sekretarka. Postanowiłem, że nagram im wiadomość.
Mamo, tato ja chcę do domu. Zabierzcie mnie stąd. Jak będziecie tu jechać to weźcie moją gitarę. Kocham was. Leo.
Rozłączyłem się. Z kieszeni wyjąłem inhalator i zaciągnąłem się trzy razy. Podeszła do mnie pielęgniarka i powiedziała, że jest pora obiadowa i, że mam iść na stołówkę. Poszedłem w tamtą stronę. Wszedłem do sali. Podszedłem do okienka i wziąłem talerz. Rozejrzałem się za wolnym miejscem. Udałem się w stronę stolika przy oknie. W mgnieniu oka z mojego talerza znikł kotlet, kalafior i ziemniaki. Odniosłem talerz i wyszedłem. W drodze do pokoju spróbowałem jeszcze raz zadzwonić do rodziców. Nadal nie odbierali. Schowałem telefon do kieszeni i otworzyłem drzwi. Co jest do cholery?
Na jednym z łóżek siedział jakiś chłopak. Wyszedłem i spojrzałem na drzwi.
678 to tutaj. Ale co to za chłopak? Myślałem, że nie będę z nikim dzielił pokoju.
-Hej jestem Oscar, a Ty? -powiedział chłopak.
Wzruszyłem tylko ramionami i usiadłem na łóżku. Wyjąłem z szafki zeszyt i długopis. miałem zamiar dokończyć piosenkę. Przydałaby się gitara. Po jakiejś godzinie kartka była pusta. Zrezygnowany odłożyłem zeszyt na miejsce. Położyłem się na łóżku. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie aż w końcu opadły. Zasnąłem.
***
-Hej! Obudź się. -poczułem, że ktoś mną potrząsa.- Ej nowy kolacja jest. Chodź jeść.
Otworzyłem oczy. Nade mną stał Brad. Przetarłem oczy i wstałem z łóżka. Idąc do drzwi potknąłem się o coś.
-CHOLERA JASNA. TAK CIĘŻKO PO SOBIE POSPRZĄTAĆ?
-Ej nowy spokojnie przecież nic Ci się nie stało. -położył swoją dłoń na moim ramieniu.
-NIE DOTYKAJ MNIE -strzepnąłem dłoń z ramienia i wyjąłem inhalator. Zaciągnąłem się kilka razy i wyszedłem z pokoju. Szybkim krokiem poszedł na stołówkę. Wziąłem talerz i usiadłem przy wolnym stoliku. Pogrzebałem trochę widelcem. Po jakiś 15 minutach odniosłem pełen talerz. Wyszedłem z sali. Znów czułem spojrzenia innych.
Serio mi się nudzi.. Jestem aż tak ciekawy, że ciągle się na mnie patrzą? Idąc do pokoju wpadłem na pana McCurdy'a.
-I jak? Zakolegowałeś się już ze swoim współlokatorem?
-Nie -odpowiedziałem.
Przyspieszyłem kroku. Chyba zauważył, że nie mam ochoty z nim rozmawiać. Ze spuszczonym wzrokiem szedłem do pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Był już tam Oscar. Chyba coś czytał. Rzuciłem się na łóżko. Wyjąłem telefon i zacząłem na nim grać. Około 23 odłożyłem go na stolik i poszedłem się umyć. Po 35 minutach wróciłem do pokoju. Kidy tam wszedłem Oscar wyszedł do łazienki. Położyłem się do łóżka. Po około 10 minutach wpadłem w objęcia Morfeusza.
Ja wiem, że to dopiero 3 rozdział, ale bardzo proszę o komentarz z waszej strony :)
CZYTASZ
Everything I Didn't Say / Bronnor
Фанфик"Wszystko ma swój początek i koniec. Czasami po prostu koniec jest w nieodpowiednim momencie,ale musimy się z tym pogodzić." DRUGI SEZON NA BLOGGERZE : mentalsecondbronnorfanfiction.blogspot.com 03.19 #9 mental