Rozdział 8 Poznawanie Przyczyn

286 35 4
                                    

Nam się zdaje, że to tak łatwo się wszystko zaczyna, tak pięknie gładko, ale jednak coś po drodze idzie nie tak. Wystarczy chwila nieuwagi i można się przewrócić. Nie wszystko idzie jak po maśle.

Lecz przychodzi pewien czas, kiedy musimy powiedzieć sobie głośne, srogie "dosyć".Od pewnego czasu, zauważyłem u Oscara, coraz więcej bransoletek. Nawet fajnie to wygląda. Mam parę swoich. Może nie będzie zły, jeżeli skopiuję jedną rzecz od jego stylu.Kiedy zakładałem woje bransoletki, wszedł Oscar z moim obiadem. Ze strachu podskoczyłem na swoim łóżku i uśmiechnąłem się słabo do przyjaciela.
- Leo? Co ty robisz?
- Ten no, wiesz.. - Speszyłem się. Postawił jedzenie na stoliku.
- Ściągaj je migiem. - Spojrzał na mnie wrogo.
- Czemu? - Usiadł obok mnie.
- Ściągnij na chwile.
Zrobiłem jak kazał. Obejrzał ręce.
- I co ?
- Po co Ci one?
- No bo wiesz.. Nie bądź zły, chciałem tylko je mieć tak jak ty, bo fajnie to nawet wygląda.
- Mhm.. to możesz je założyć. -Uśmiechnął się. - Ale teraz zjedz.
Wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki. - Uśmiechnął się szeroko i wyszedł.
Wstałem z łóżka i szedłem po inhalator, który leżał na zaścielonym łóżku mojego współlokatora. Chwyciłem za moją rzecz i powróciłem na swoje łóżko. Nagle coś mnie złapało za kostkę. Wypuściłem inhalator i upadłem na podłogę. Z tego szoku, nie mogłem nic z siebie wykrztusić. To coś mnie wciągnęło. Było ciemno. Nic nie widziałem.. Słyszałem tylko krzyki. A raczej wołanie. Poczułem jak ktoś mnie ciągnie za kostkę.
- Coś ty mu zrobiła?! - Usłyszałem wycie Oscara.
- Zamknij się lepiej i go dobij.
- Ty nie jesteś normalna! Jesteś szatanem! Nienawidzę Cie! - Poczułem jak na koszulkę spadały pojedyncze krople.
- Na nic się nigdy nie przydajesz.. Jesteś nikim rozumiesz? Odsuń się, sama go dobiję.
- Nie! - Poczułem znów twardość podłogi. - Jeżeli jeszcze raz przyjdziesz do tego pokoju, w złych zamiarach, to źle się skończy. NIKT, ale to NIKT mi go nie skrzywdzi rozumiesz?! Pytam się czy rozumiesz?
- No rozumiem rozumiem, ale puść mnie już! Bo się poskarżę!
- TY? Ty się poskarżysz? To ja na Ciebie doniosę. Za wszystko co zrobiłaś! Mnie, Leonowi i wszystkim tutaj! To ty sprawiłaś, że wszyscy tutaj zostaną dłużej!
- Nie chciałam być sama.. - Głos się przełamał i zaczął się szloch.
- On przez Ciebie teraz nie kontaktuje normalnie!! Ma otwarte oczy, nie rozumie to co do niego mówie! Nie chce Cie widzieć więcej na oczy!
- Pożałujesz tego.
- Nie! To ty pożałujesz, jeżeli zaraz się stąd nie wyniesiesz! Po chwili usłyszałem głośny trzask i zaciąganie nosem. Zaraz potem odzyskiwałem wzrok. Przetarłem oczy.
Ujrzałem skulonego bruneta. Płakał cicho i kołysał się w przód i w tył.
Powoli przysunąłem się do Oscara i go przytuliłem.
- Leo? Jesteś cały?! Jezu nie wierze! - Odwrócił się i mocno mnie uściskał.
- Spokojnie, bo mi płuca nie wytrzymają.. - Powiedziałem szeptem z chrypą.
- Poczekaj chwilkę. - Wstał i szybko podniósł z podłogi mój inhalator, po czym podał mi go.
- Dzięki. - Uśmiechnąłem się do niego i zaciągnąłem się dwa razy.
Już 18? Jak? Kiedy to minęło? Dość szybko zleciał dzisiejszy dzień...
- To co, dokończysz obiad czy wolisz ciepłą kolację?
- A o dzisiaj na kolacje?
- Tosty - Uśmiechnął się.
- Serio? Od kiedy takie delikatesy są! - Zaśmialiśmy się.
Wstałem szybko i ruszyłem w stronę drzwi.
- Już Cię noga nie boli? - Zdziwił się
- Nie.. Uhm, daj mi to. - Wziąłem od niego talerz z zimnym obiadem i wyszliśmy z pokoju. Po drodze natknęliśmy się na McCurdiego.
- Widzę, że twoja noga miewa się dobrze, tak jak i ty.. taki radosny, że to aż niepokojące. - Uśmiechnął się.
- Trzeba cieszyć się życiem.
- I dlatego Cię lubię. Lećcie na stołówkę, bo za chwilę znikną tosty! - Zaśmiał się. Cudem zdążyliśmy na ostatnie cztery tosty. Usiedliśmy przy stoliku, gdzie znajdowali się : Klara, Amanda, Mark i James.
- Cześć wszystkim.
- Widzę, że humor Ci sprzyja Leo. - Powiedział Mark.
- Tak.
- Ale za to komuś już nie.. - Rzekła Amanda i spojrzała na Oscara.
- Coś się stało? - Zapytał James.
- Oscar. - Szturchnąłem go lekko.
- Co? Ja? Nic, tylko.. zamyśliłem się tylko.. - Wziął gryza zapiekanego chleba.
- Mhm, jasne. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy widzimy Cię w takim stanie.
- Jest dobrze. - Spojrzał wszystkim po kolei prosto w oczy.
- Kłamiesz. - Powiedziała Klara.
- Dajcie mi święty spokój! - Wstał i wyszedł z sali.
Dokończyliśmy jeść w milczeniu. Wstałem i zaniosłem swój talerz do okienka, na brudne naczynia.
Ktoś mnie klepnął w ramie. Odwróciłem się.
- Tak?
- Zanieś to Oscarowi i rozchmurz go trochę.
- Jasne, dzięki Amanda. - Uśmiechnęła się do mnie.
Wyszedłem ze stołówki i poszedłem korytarzem do mojego pokoju.
Wszedłem po cichu. Lokowaty leżał w swoim łóżku. Podszedłem i usiadłem na brzegu.
- Hej, przyniosłem Ci nie zjedzoną kolację.
- Nie jestem głodny.
- E, co się stało? Oscar.. - Pogłaskałem go po ramieniu.
- Proszę Cię, nie rób mi tak.
- Dlaczego?
- Bo.. no bo.. Nie ważne. Nie rób mi tak.
- To powiedz mi co się stało?
- Nic. Zajmij się sobą. Proszę.
- No dobra, jak chcesz.
Dlaczego nie pozwala mi się dotykać? Co się stało? Jeszcze godzinę temu się przytulaliśmy, a teraz nie chce nawet dotknięcia po ramieniu? Co tu nie gra..
Poszedłem wziąć prysznic. Gdy wróciłem, wskoczyłem na swoje łóżko. Spojrzałem jeszcze raz w stronę Oscara.
Dobrze, że chociaż zjadł kolację. Jutro musimy porozmawiać.
Zakryłem się kołdrą i zgasiłem światło.
- Dobranoc Oscar..
Nie odzyskałem odpowiedzi i usnąłem.
Usłyszałem jak coś padło na podłogę. Otworzyłem szybko zaspane oczy.
- Oscar?
- Ta, dzień dobry.
- Co tam chowasz?
- Nic ważnego..
- Oscar martwię się o Ciebie i nie tylko ja. Pokaż mi to. - Wstałem z łóżka.
- To zwykła szkatułka. - Pokazał i szybko schował.
- Pokaż mi to! - Chwyciłem za pudełko.
- Nie, Leo zostaw proszę! - Zaczęliśmy szarpać drewnianą szkatułkę.
- No pokaż mi! Co Ci szkodzi!
- Dużo szkodzi!
- Martwimy się!! - Wyrwałem mu z rąk i otworzyło się pudełko. Przy okazji wywaliłem się na podłogę.
- No nie. - Zaczął po kolei zbierać małe przedmioty.
- Oscar... - Obejrzałem się wokół siebie, na podłodze.
- Taki jest efekt, jak się nikt mnie nie słucha.
- Ale Oscar! Tu są wszędzie żyletki! Co to ma znaczyć?
- Pomóż mi to zbierać, a nie.
- Oscar.. nie mów, że..
- Nic na ten temat nie będę Ci mówił. Daj mi to pudełko. - Wsypał część żyletek.
- No dobra, ale po co Ci ich aż tyle??
- To już moja sprawa. Nie wtrącaj się.
- Jak chcesz.. - Wsypałem kilka żyletek.
- To już wszystkie? Nie ma nigdzie?
Wstaliśmy i szukaliśmy wzrokiem po podłodze.
- Nie, nie ma już.
- To dobrze. - Zamknął szkatułkę, wyciągnął ze spodni małą kłódkę i zapiął ją na drewnianym pudełku.
- Ani słowa jasne?
- No nie wiem..
- A z resztą. Mów. Pójdę do izolatki bynajmniej.
- Ej nie.. Dobra, nie powiem.
- Mam nadzieję. - Wyszedł z pokoju.
No i znowu spaprałem sprawę. Mogłem go zostawić w spokoju.. Nie chcę stracić też i jego.. Co ja zrobiłem?
Przebrałem się szybko w normalne ubranie. Rozczesałem włosy i wyszedłem z pokoju.
Usłyszałem śmiechy z pokoju obok. Drzwi są otwarte i zajrzałem do środka. Była tam Amanda ze swoimi koleżankami. Zapukałem.
- Proszę! - Krzyknęła jedna z dziewczyn.
- Cześć dziewczyny..
- O mój boże! - Dwie z nich zaczęły piszczeć, szeptały i śmiały się do siebie.
Podrapałem się z tyłu głowy
- Coś się stało Leo? - Zapytała Amanda.
- A nic.. tak przyszedłem. Chciałem z kimś pogadać.
- O jezu, chciał z nami pogadać! - Krzyknęła dziewczyna z tyłu.
- Jak macie na imię?
- Rose.. - Zarumieniła się.
- Alice.
- A ty? - Usiadłem obok smutnej szatynki.
- Ja? - Powoli podniosła głowę.
- Tak, ty
- Jane..
- Miło mi was wszystkie poznać - Uśmiechnąłem się.
- Leo chodź ze mną. - Pociągnęła mnie za rękę Amanda.
- To, do zobaczenia - Wyszliśmy z pokoju.
- Co się dzieje z Oscarem?
- Nie wiem..
- Nie pytałeś się? O, idzie. Oscar! Oscaaaar!! - Pobiegła za nim.
Może z nią normalnie porozmawia, ja zatem wrócę do dziewczyn.. może powiedzą mi coś o sobie. Muszę z kimś normalnie i na spokojnie porozmawiać.
Wróciłem do pokoju.
- Leo! Ej bo wiesz...
- Tak Alice?
- Rose ma Ci coś do powiedzenia!! - Zaśmiała się.
- Nie prawda!
- Prawda!
- O co chodzi?
- Jane sie w tobie zakochała! - Krzyknęła Rose.
- A nie ty? - Popatrzyła na nią Alice.
- Nie! Jane. - Zaśmiała się. - A ty, Alice chodź ze mną.. Muszę Ci przywalić.
Zdziwiłem się..
- Ale za co?
- Za to, że prawie się skapnął idiotko. - Wyprowadziła ją za drzwi.
Podszedłem do Jane.
- Wiesz.. Nie tak wyobrażałem sobie rozmowy..
- To się przyzwyczaj, bo one takie są. A tak a pro po wierzysz im?
- Nie za bardzo.
- Tak trzymaj.
- Jak tutaj trafiłaś? - Milczała. Lecz po chwili się przełamała.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak. Muszę z kimś porozmawiać.. Bo chcę tutaj wszystkich poznać.
- Nie poznasz tutaj wszystkich.
- Dlaczego ? - Usiadłem obok niej.
- Ten budynek ma kilka pięter i na wszystkich piętrach są ludzie a w dodatku są także izolatki.
- No dobrze, no to z tego piętra chciałbym poznać.
- Co chcesz konkretnie o mnie wiedzieć?
- Z jakich przyczyn się tutaj dostałaś?
Podwinęła rękawy. Na jej rękach widniały blizny. Nie dało się ich wszystkich zliczyć. Jedna na drugiej.
- Raz na lekcji w-fu nauczyciel zauważył kilka kresek.. i mnie wysłał do psychologa. Później zaczęłam robić tego więcej i w końcu rodzice się dowiedzieli i wysłali mnie tutaj.
- Nie widziałem Cię wcześniej..
- Nie wychodzę praktycznie z pokoju..
- Rozumiem.. Nie boli Cię to? - Wskazałem na blizny.
- Nie... Już nie.. Za pierwszym razem, troszkę szczypało, ale też zależy jak mocno się ciąłeś.
- A jak mocno się cięłaś?
- Wystarczająco mocno, żeby mi lżyło.
- Dlaczego zaczęłaś to ?
- Nie wytrzymywałam już psychicznie.
- Coś się stało?
- To już moja prywatna sprawa...
- Szanuję to. Cóż, miło mi się z tobą rozmawiało.. Idziesz na obiad?
- Na obiad?
- Tak.. wiesz, jedzenie na stołówce i te sprawy.
- W sumie, pierwszy raz będę tam jadła z kimś.
- Chodź. - Uśmiechnąłem się i podałem jej rękę by wstała.
Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy na stołówkę. Usiedliśmy razem przy stoliku i zaczęliśmy jeść i rozmawiać ze sobą.
- Nie przeszkadzam wam? - Powiedziała zdenerwowana.
- Klara? - Popatrzyłem to na nią, to na Jane. - Wiesz.. już kończymy jeść..
- Nie ma sprawy. A z Tobą sobie jeszcze porozmawiam. - Popatrzyła wrogo na szatynkę.
- Pokłóciłyście się?
- Jest zazdrosna..
- O co ? - Zaśmiałem się.
- O Ciebie.
- Co? - Odłożyłem jedzenie. - Jak to?
- No tak to. Nie widziałeś, jak wcześniej cały czas latała za Tobą? Mam z nią pokój. I zawsze gdy przychodziła, był wiecznie jeden i ten sam temat o Tobie, jaki to jesteś najlepszy i w ogóle.
- Ja? Najlepszy.. nie określiłbym tak siebie..
- No widzisz.. Wiesz co, nie mam ochoty na jedzenie.
- W sumie ja też już nie przełknę. Daj. - Wziąłem swój talerz
- Ej, nie jesteś służącym. Umiem zanieść talerz.
Zanieśliśmy talerze i wyszliśmy stamtąd.
- Cały czas byłeś za ścianą?
- Bywa.. - Zaśmiałem się i wszedłem do środka swojego pokoju.
- To do jutra.
- Cześć.. - Zamknąłem drzwi.
- Znalazłeś nowego przyjaciela widzę..
- Oscar? Co ty gadasz?
- Jeżeli nie chcesz, byśmy się przyjaźnili, to powiedz.
- Nie prawda! Chcę! Ale ty..
- Co ja? Nie odpowiadam Ci?
- Stajesz się szorstki wobec mnie.. - Poszedłem usiąść na swoje łóżko.
Spojrzał na mnie. W tej chwili czułem pustkę. Czuję, że z każdą chwilą tracę wszystkich po kolei, na których bardzo mi zależy. Spojrzałem na niego. Kierował się ku drzwiom.
- Oscar.. - Zatrzymał się.
- Nie chcę Cię stracić.. Ty jeden mnie rozumiesz.. - Po moich policzkach pociekły słone łzy.
- Nie płacz.
- Czemu?
- Bo krwawisz.
- Jak to? Przecież..
- Łza, to też krew, lecz z duszy nie ciała. - Wyszedł z pokoju.
Siedzę teraz tak sam, w ciemnościach i głuchej ciszy.. zastanawiam się nad wszystkimi czynami, które zrobiłem, nad wszystkimi błędami, które popełniłem.. Ile ludzi zraniłem, a ile mnie zraniło.. Gdyby inni wiedzieli, co się dzieje u mnie w środku, musieliby usiąść i się rozpłakać.
Niektórzy ludzie potrafią doprowadzić Ciebie do płaczu prawda?
Cóż, ludzie bagatelizują często Twoje smutki i problemy, ponieważ Ty na pewno dasz sobie radę
często chciałbyś mieć kogoś kto Cię zrozumie, z kim będziesz mógł pogadać tak jak inni mogą z Tobą.
Jesteś silny, cholernie silny, ale czasem to powoduje, że czujesz się słabo.

Everything I Didn't Say / BronnorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz