Rozdział 5 Opowieść

272 33 3
                                    

Zawiesiłem się chwilę na jego pytaniu.
Chyba jeszcze nie jestem gotowy na czytanie takich rzeczy..
- Wiesz co, może innym razem. Nie mam teraz chęci na czytanie.
- Rozumiem. - pokiwał głową i rzucił książkę na stolik.
- O co Ci chodzi? - Spojrzałem mu w oczy.
- Kogo interesują samobójcy, zalegają tylko jak śmieci.
- Nie prawda. Wszyscy są potrzebni na tym świecie.
- Mhm.. jasne. Po twojej minie, inaczej to odbieram.
- Ale ja mówię prawdę.
- Tacy jak ja, tylko są ciężarem dla innych. - Obrócił się na drugi bok.
- Nie prawda. - Powiedziałem z nutą współczucia.
- Wiesz ty co? Skoro już normalnie ze mną rozmawiasz, opowiedz mi coś o sobie. - Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Leo, masz gościa. - Powiedział lekarz.
Że ja? Gościa? Jeju, może to moi rodzice! Muszę się z nimi koniecznie spotkać i pomówić.
W mgnieniu oka, wstałem i pobiegłem za drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, nie byli to rodzice, lecz mój najlepszy przyjaciel - Jimmy.
No ale cóż lepszy on, niż nikt. kiedy mnie ujrzał, zrobił wielkie oczy. Za mną wyszedł Oscar z.. telefonem? To on ma telefon? Podbiegłem do przyjaciela.
- Cześć Jimmy! - Uśmiechnąłem się.
- Oh, Leo.. zmieniłeś się.. To ten, no, masz gitarę. Ja muszę już lecieć nara! - wybiegł ze szpitala.
Zrobiło mi się smutno. Wziąłem swoją gitarę i poszedłem wolnym krokiem do swojego pokoju. Położyłem sprzęt na łóżku i usiadłem obok niego. Zacząłem "grać", tak, żeby była jakaś melodia..
- Hej, co ty taki przygnębiony? - Przyszedł Oscar. Przestałem brzdękać i spojrzałem na niego ukratkiem.
Ten lokowaty jest strasznie ciekawski. Czy on wszystko musi wiedzieć?
- Jakoś tak.. - Powiedziałem obojętnie.
- Ej, przecież widzę, że coś się dzieje. Powiedz mi tylko co Cię gryzie. - Usiadł na moim łóżku.
- Mam powiedzieć co mnie gryzie?! DOBRA. To zacznę od samego, samiutkiego początku. - Usiadłem zdenerwowany i zaciągnąłem się inhalatorem.
Nazywam się Leo Bell i mam równe 17 lat. Już od małego dziecka chodziłem po lekarzach. Kiedy miałem niecałe 6 lat, lekarze wykryli w moim układzie oddechowym, coś niepokojącego. Jednak za późno zareagowali i zacząłem się po prostu dusić. Wyszło na to, że moje duszności wywołane są przez coś innego, niż przypuszczali. Długo szukali przyczyn i nie mogli ich znaleźć. Jakieś dwa lata później, wyliczyli mi już nawet datę mojej śmierci.
Miałem dopiero wtedy osiem lat. Lecz pewien lekarz, dał mi drugą opcję. Dostałem potem swój pierwszy inhalator. Oczywiście nie mieliśmy pewności, czy to zadziała, na moje ataki. Cud się stał, że pomogło. Lecz to nie koniec. Cud, cudem, ale długo nie mogłem się cieszyć. Trzy lata później jechaliśmy z rodziną na wczasy. Te wakacje, skończyły się na wypadku samochodowym. Na szczęście moim rodzicom nic się nie stało, ale ja.. Ja oczywiście pechowiec i miałem najgorzej. Moje życie wisiało na włosku, takim maleńkim i cieniutkim. Chciałem się po prostu już poddać. Jakoś z tego wyszedłem. Było już wszystko okej, prócz tych duszności oczywiście.
Kiedy miałem trzynaście lat, jechałem pół nocy, aby być w specjalnej przychodni, punktualnie na ósmą godzinę. Miałem tam różne badania, to na uczulenie, to na jakieś sprawności, ale potem przyszła kolej na badania serca i mózgu. Dość długo czekałem na wyniki, ale nie tak długo jak inni normalni pacjenci.
Wykryto, że mam jakąś chorobę serca, że czasami się duszę, ponieważ nie mogę się za bardzo przemęczać. Po wynikach z mózgu, także nie było dobrych wieści. Od tamtej pory, nie mogę ćwiczyć na w-fie, nie mogę się przemęczać i nie mogę się denerwować bo nie starczy mi tlenu, no chyba, że mam swój inhalator. Dopóki mam go przy sobie, jak na razie mogę żyć. Przechodziłem wtedy z podstawówki do gimnazjum. Zawsze miałem wzorowe w tym okresie zachowanie. Jednak kiedy poszedłem do technikum, przeszkadzało niektórym to, że nie ćwiczyłem w pierwszej klasie. Zaczęli ze mnie żartować i kpić. Nie ukrywam, bolało mnie to, ale zaciskałem to głęboko w sobie. Nie pokazywałem po sobie tego.
Uratowała mnie przeprowadzka. Z moją przeprowadzką, wiązało się pójście do nowej szkoły. Na początku było dobrze, ale było. Ale gdy dowiedzieli się, że muszę zaciągać się praktycznie cały czas inhalatorem i nie ćwiczę. To, któregoś razu już po prostu nie wytrzymałem i pobiłem Carla. Pobiłem go tak mocno, że ciągnąłem się po pedagogach i u dyrektora. Wkurzyli się na mnie wszyscy i wyrzucili mnie ze szkoły. Takim oto sposobem jestem tutaj.
- Jak mogłeś tak długo to ukrywać w sobie?
- Najwyraźniej mogłem. - Burknąłem
- No, a ten koleś, ten twój gość?
- Mówisz, o Jimmy'm? To był mój najlepszy przyjaciel, ale tydzień przed moim przyjazdem tutaj, pokłóciliśmy się i urwaliśmy kontakt.
- Dlatego się tak ucieszyłeś, gdy go zobaczyłeś?
- Tak.. Miałem nadzieję, że porozmawiamy, ale pewnie nie chciał już się ze mną zadawać..
- Czemu niby? - Spoważniał.
- Nie wiem, może dlatego, że jestem dziwny, głupi, albo może nie zasługuję na przyjaciela..
- Ej, nie mów tak.. Jeżeli on Cię zostawił, to nie mógł się nazywać przyjacielem, a co dopiero najlepszym. Jak nie on, to może..
- Może? - Usiadłem.
- To może, ja mógłbym .. Oczywiście nie tak od razu.. i o ile byś chciał.. - Podrapał się po głowie i wstał. Złapałem go za rękę.
- Hej, jasne, że chcę. - Spojrzałem mu prosto w oczy.
- Serio? - Zdziwił się.
- No, skoro mamy być razem w pokoju, to wypadałoby. - Uśmiechnąłem się.
- Nie sądziłem, że będziesz chciał.. z tego, jak się zachowywałeś wobec mnie.
- Przepraszam, jeżeli jakoś Cię uraziłem wcześniej, czy coś w tym stylu.. Nie chciałem.
- Rozumiem, nic się nie stało. To co czuję, nie jest ważne.
- Teraz już jest.
- Chłopcy! - Weszła do pokoju pielęgniarka. - Obiad!
Popatrzyliśmy na siebie i w tym samym czasie wstaliśmy i ruszyliśmy bez słowa. Chyba zauważyła, że przeszkodziła nam w poważnych rozmowach. Weszliśmy do środka stołówki. Brad poszedł do stolika, gdzie byli jego znajomi.
Cóż, nie będę mu przeszkadzał.. Usiądę jak zwykle sam przy stoliku w kącie i będzie okej.
Zacząłem jeść. Kiedy brałem trzecią porcję do ust, parę osób dosiadło się do mojego stolika.
- Już nie będziesz sam siedział - Powiedziała blondynka.
- Tak, teraz już należysz do nas i będziesz z nami jadł. - Zarzucił Oscar.
Uśmiechnąłem się i połknąłem jedzenie.
- To miło z waszej strony.. - Powiedziałem nieśmiało
- Aj tam, nie przesadzaj. Jestem Klara. - Zaśmiała się blondi.
- James.
- Mark
- Amanda. - Uśmiechnęła się.
Wszyscy popatrzyli się na mnie.
- Leo. - Po przedstawieniu się, zaczęliśmy rozmawiać, na różne tematy.
Kiedy skończyliśmy jeść, wstaliśmy i wyszliśmy z sali. Rozeszliśmy się do swoich pokoi.
- A tak a pro po, to czemu wczoraj w nocy nikt z lekarzy nie przyszedł do naszego pokoju? Przecież jest kamera.
- Kamera? Coś ty! To coś nie działa w tym pokoju od jakiś dwóch lat! A lekarze do dzisiaj nie zauważyli, że jest zepsuta.
- To teraz wszystko wyjaśnia..
Pod wieczór zacząłem grać na gitarze i wymyślaliśmy sobie teksty piosenek. Był niezły ubaw. Bardzo polubiłem Oscara. Po kolacji jak zawsze, kąpiel, mycie zębów i do spania.

Everything I Didn't Say / BronnorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz