Devan
Ciężko jest to wszystko zrozumieć. Jednego dnia spędzam intensywnie czas z Leanną, następnego się rozstajemy, po czym ponownie spotykamy na lotnisku w Nowym Jorku. Nie mieliśmy pojęcia, że każde z nas stąd pochodzi, stąd wzięło się moje spore zaskoczenie. Dotąd powątpiewałem w przeznaczenie, lecz dziś jestem przekonany, że ono istnieje, bo jak inaczej to wszystko wyjaśnić?
Łatwiej jest zrozumieć, skąd więzło się moje podniecenie, kiedy tylko mnie pocałowała. Ta kwestia jest prosta – czysta fizjologia. Pragnę jej jak każdy zdrowy mężczyzna. Jest atrakcyjna, a w połączeniu z urokiem osobistym staje się w moich oczach wyjątkowa. Jednakże objaśnienie tych wszystkich zbiegów okoliczności, jak i nagłego wybuchu intensywności jest trudniejsze. Liczę, że z każdym kolejnym wspólnie spędzonym dniem, będę potrafił to wszystko sobie poukładać, bądź zaakceptować taką kolej rzeczy.
Wchodzę do swojego mieszkania dość późno. Sam powrót do domu z lotniska zajął mi dwie godziny z dwóch konkretnych powodów – po pierwsze, odwiozłem Leannę do jej mieszkania, dzięki czemu poznałem jej adres, a po drugie stałem w korkach, próbując przebić się przez centrum.
- Może róż? – dociera do mnie kobiecy głos z głębi mieszkania. Szlag. Proszę, nie dziś...
- Róż jest oklepany. – stwierdza Diana. – Wolałabym fiolet albo niebieski.
- Kochanie, ale ślub to kolory bieli, różu i czerwieni.
- Mimo wszystko wolę fiolet i niebieski.
- Colton, pomóż matce wyperswadować twoje narzeczonej te niedorzeczne bzdury. – woła za synem, którego gdzieś wcięło. Stawiam piwo, jeśli wyjdzie z łazienki za parę minut i powie, że dostał biegunki. Odkąd wróciliśmy z Hawany do domu, unika Helen jak tylko może. Nawet poprosił mnie, aby mógł zamieszkać u mnie, gdzie na co dzień był pod opieką swojej matki.
- Widzę, że weszłaś w rolę konsultantki ślubnej. – stwierdzam, kiedy wchodzę do części jadalnej. Na stole walają się próbniki kolorów, katalogi ślubne i jeśli dobrze widzę, próbki materiałów. Colton ledwie się oświadczył, a jego matka już dostała ślubnej sraczki. Po minie Diany stwierdzam, że ma już dość swojej przyszłej teściowej. Co mogę jej powiedzieć? Ma przekichane. Helen pożre ją żywcem i zakopie w falbanach sukien ślubnych.
- Miało cię nie być. – stwierdza Helen. Mruży oczy, ukazując swoje niezadowolenie. – Colton mówił, że wyjeżdżasz na parę dni.
- Dlatego postanowiłaś napastować Coltona i Dianę w moim mieszkaniu?
- Nikogo nie napastuję. Jedynie pomagam w organizacji wesela.
- Polemizowałabym. – wypowiada Diana. – To jest nasze wesele i chciałabym je zorganizować po swojemu.
- Diano, jesteś jeszcze młoda. Nie znasz się na organizacji tak dużych przedsięwzięć.
- No tak, za to ty organizujesz je codziennie. – kwituję. – Daj dzieciakom nacieszyć się najpierw okresem narzeczeństwa. Ślub mogą wziąć po ukończeniu studiów.
- Za trzy lata? – oburza się. – To niedorzeczne.
- Ledwie się zaręczyli.
- Colton! – woła Helen. – Chodź tutaj i się wypowiedz, bo twój ojciec gada bzdury! – spoglądam wprost na Dianę, której wzrok może zabijać. Naprawdę zaczynam lubić tą dziewczynę. Ma swój charakterek, a to coś co się zawsze ceni. Poza tym Colton ją kocha i wydaje mi się, że ze wzajemnością. Moje wcześniejsze uprzedzenia mogą być bezpodstawne.
- Daj mu spokój. – wzdycham. – Uczepiłaś się tego ślubu jak pleśń na starym pomidorze.
- Colton, do licha! Chodź tutaj!
CZYTASZ
W rytmie weselnych dzwonów
RomanceOna zrobi wszystko, aby zakochać się bez pamięci. On jest zapobiegawczy, lecz nie jest odporny na jej urok. Leanna ma za sobą trudne dzieciństwo. Utrata dwójki rodziców na stałe odebrała jej poczucie bezpieczeństwa. Pomimo to kontynuuje ich pasję...