ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

3.9K 245 7
                                    

Budzę się, kiedy za oknem zaszło słońce. Pomieszczenie doświetla mała lampka, ustawiona na szafce pod telewizorem. Zostałam okryta kocem, choć słowo otulona to lepsze określenie. Dookoła panuje cisza, jakbym była sama w tym mieszkaniu. Czuję się tutaj obco i nieswojo, ponieważ to nie jest mój salon. Moje całe mieszkanie jest wielkości tego salonu połączonego z kuchnią, co daje mi jasny znak, że Devan nie należy do biednych ludzi. Powoli wstaję z kanapy, po czym się rozciągam i podchodzę do okna. W dalszym ciągu znajdujemy się na Manhattanie, co sprawia, że uśmiecham się sama do siebie.

Poznałam Devana na Hawanie.

Ponownie spotkałam go na lotnisku w Nowym Jorku.

Kilka dni później pojawił się u mnie w pracy, nie wiedząc, że jestem prywatnym detektywem.

Teraz okazuje się, że oboje mamy swoje mieszkania w najsłynniejszej dzielnicy Nowego Jorku.

Prawdopodobnie jesteśmy sobie pisani...

Na samą myśl, o Devanie, moje serce przyśpiesza swoje bicie, a żołądek wypełnia stado motyli. Przy nim czuję się ważna i szanowana, przez co nie potrafię się mu oprzeć. Ten mężczyzna coraz bardziej zakorzenia się w moim umyśle i sercu, a to znak, że w bardzo szybkim tempie mogę stracić dla niego głowę. Jeszcze dwa tygodnie temu ta myśl napawała mnie strachem, lecz teraz czuję spokój. W momencie, w którym zaznałam prawdziwego strachu podczas spotkania z Jackiem, zrozumiałam, że mój wcześniejszy lęk był irracjonalny. O mały włos, a straciłabym Devana przez własną głupotę. Babcia miała rację – jesteś durną kwoką, ale być może zmądrzałaś.

- O! Wstałaś. – podskakuję i odwracam się w stronę Coltona, który taszczy ze sobą trzy ogromne walizki.

- Wyprowadzasz się? – pytam, marszcząc przy tym brwi. Czy moja obecność w tym miejscu wymaga od Coltona zmiany miejsca zamieszkania? Jeśli tak, wrócę do siebie jeszcze dziś. Przecież Devan nie może pozbyć się własnego syna przeze mnie. Nigdy nie stanę pomiędzy nimi.

- Coś ty. – prycha. – Ja bym spakował cały swój dobytek do torby podręcznej.

- Więc masz tam jakieś zwłoki?

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Naoglądałam się za dużo dokumentów o seryjnych zabójcach. – wzruszam ramionami.

- Jesteś tak samo świrnięta jak mój ojciec. On ma bzika na punkcie psychopatów. – wypowiada ze śmiechem. – Ale cieszę się, że tu jesteś, bo ojciec stał się całkiem znośny.

- A wcześniej nie był?

- Czasem był dupkiem. No wiesz, apodyktycznym draniem, który katował mnie nauką tabliczki mnożenia i takie tam. Mówiłem, że on ma bzika na punkcie psychopatów, no nie? – przytakuję. – Teraz stwierdzam, że on jest psychopatą. Kto normalny uspokaja się przy matematyce? Liczby, wykresy, analizy danych to całego jego życie. No psychol.

- Też lubię matematykę.

- Ja pierdole! Dom wariatów. – wznosi ręce do góry, zapominając, że zaciskał dłonie na rączkach walizek, przez co te zderzają się z drewnianą podłogą. – Cholera.

- To po co ci te walizki?

- Diana się wprowadza. – wypowiada, a jego twarz przybiera rozanielony wyraz twarzy, co jest rozczulające. Gołym okiem widać, jak bardzo jest zakochany w swojej narzeczonej. Wierzę w to, że ich małżeństwo będzie naprawdę szczęśliwe, ponieważ prawdziwa miłość przezwycięży każdy kryzys. Jeśli Diana darzy takim samym uczuciem Coltona, obawy Devana są bezpodstawne. Jako, że będziemy obie tutaj teraz spędzać czas będę mogła ją poznać na tyle, by rozwiać wszystkie jego zmartwienia. Tyle mogę dla niego zrobić za troskę, jaką mnie obdarzył.

Kiedy pierwszy szok po spotkaniu Jacka minął, jestem w stanie trzeźwo myśleć. Zepsułam naszą pierwszą prawdziwą randkę swoją własną paniką, która zawładnęła całym moim ciałem, a mimo to ciemnowłosy wykazał się dużym zrozumieniem i dał mi to, czego potrzebowałam – bezpieczeństwo. Pakując swoją walizkę, robiłam to na autopilocie, jakby mój umysł odłączył się całkowicie od mojego ciała i dryfował gdzieś daleko stąd, aż do teraz. Powinnam jak najszybciej podziękować Devanowi.

- To cudownie. – kwituję z wesołością. – Miło będzie ją bliżej poznać.

- Może się nawet zaprzyjaźnicie. – stwierdza z nadzieją. – Teraz potrzebuje wsparcia jakieś kobiety, skoro jej własna matka potraktowała ją jak śmiecia.

- Co się stało?

- Znasz historie o plemnikach, których celem jest komórka jajowa w kanale rodnym kobiety?

- Diana jest w ciąży?

- Czyli doskonale znasz tą historię. – prycha. – Tak, twój chłopak zostanie dziadkiem, więc teoretycznie ty możesz zostać przybraną babcią.

Mam wrażenie, że mój mózg włączył opcję: „ładowanie danych". Próbuję sobie przetrawić te rewelacje, ale chyba złapałam jakiś error. Devan zostanie dziadkiem w wieku trzydziestu czterech lat, mając w tym czasie osiemnastoletniego syna i potencjalną partnerkę w wieku dwudziestu trzech lat. Ja pierdziele, nie dasz rady tego teraz ogarnąć. Mówię ci, nawet nie próbuj.

- No to tak... - dukam. – Gratulacje! – uśmiecham się przyjaźnie.

- Och, dziękuję, psiapsiółko. – psiapsiółko? – Ale bez obaw, dobra? Myślę, że ojciec zmajstruje mi jeszcze rodzeństwo. Jakby coś, to chciałbym siostrę. – puszcza w moim kierunku oczko, a ja tak po prostu się rumienię. Nie wiem nawet dlaczego. Po prostu poczułam się nieswojo. – Aha, jakbyś szukała mojego ojca, to znajdziesz go w sypialni. – wskazuje ruchem głowy kierunek, w którym powinnam się udać. – Na końcu korytarza, drzwi po prawej.

- Dzięki.

- Miłego kotłowania się pod kołdrą! – śmieje się, po czym podnosi z ziemi walizki i znika zapewne w swojej sypialni. Lubię tego chłopaka za jego poczucie humoru i bezpośredniość. Jego rodzice włożyli kawał dobrej roboty, aby wychować go na tak odpowiedzialnego i kochanego chłopca. Z delikatnym uśmiechem na ustach, idę za wskazówkami Coltona do sypialni Devana. Otwieram drzwi po prawej i od razu przystaję w progu. To nie jest sypialnia. Colton to cwany lisek. Wpatruję się w ciemnowłosego, stojącego przy umywalce w samym ręczniku oplecionym wokół pasa. Starannymi ruchami goli swój zarost, a jego skupienie sprawia, że nie zauważa mojej obecności. Dzięki temu mogę przyjrzeć się ruchom jego mięśni. Skanuję jego ciało, jakbym miała przed sobą ulubiony deser.

Leanna, dobrze przemyśl swój następny ruch. Masz dwie możliwości. Zamkniesz teraz drzwi łazienki na zamek, podejdziesz do Devana i zaczniesz badać swoimi dłońmi każdy skrawek jego skóry, albo udasz się do jego sypialni, zdejmiesz z siebie ubrania, pozostając w tej ponętnej bieliźnie i poczekasz na jego łóżku, aż do ciebie zajrzy. Obie opcje dadzą taki sam efekt, lecz tylko jedna porządnie go zaskoczy.

Uśmiecham się przebiegle, po czym wycofuję się po cichu z łazienki. Opcja numer dwa brzmi bardziej podniecająco. 

_______
Dzień dobry!
Rozdział jest krótki, ale pisałam go na szybko z rana 😅 Myślę że uda mi się wrzucić jeszcze jeden w ramach rekompensaty za brak rozdziałów w weekend.
Niestety w weekendy, w których mam zajęcia nie jestem w stanie pisać😋

W rytmie weselnych dzwonówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz