Devan
Przecieram dłońmi zmęczoną twarz. W ciągu godziny zapewne zyskałem kilka siwych włosów i co najmniej dwie zmarszczki na czole. Zostałem przymuszony, aby wziąć udział w spotkaniu zorganizowanym przez Helen. Zarówno ja, jak i Colton z Dianą siedzimy przy okrągłym stole ze znudzeniem. Natomiast Helen z Lucy są w swoim żywiole. Rzucają mnóstwo pomysłów związanych ze ślubem, a co najmniej połowa z nich jest niemożliwa do wykonania. Lucy wpadła na pomysł, aby zorganizować wesele w klimacie Kopciuszka, co niespecjalnie spodobało się przyszłej pannie młodej. Zwłaszcza pomysł, aby wykonać szklane pantofelki i ubrać bufiastą suknię z falbanami. W ogóle ktoś produkuje buty ze szkła?
Z kolei Helen uznała, że wesele powinno być urządzone w stylu glamour, co jest równoznaczne z przepychem. Z tym pomysłem nie zgodził się Colton, twierdząc, że wpędzi nas w to ruinę finansową. Niestety ten argument jest zbyt słaby, aby Helen porzuciła swoje plany. Nawet jawne niezadowolenie Diany jest ignorowane przez obie kobiety.
- Lucy, myślę, że powinnyśmy się skupić na kolorystyce. – stwierdza Helen. – Proponuję biel, róż z elementami złota. – skrzywienie na twarzach Coltona i Diany jest widoczne gołym okiem. Jakby mieli kwaśny posmak w ustach. Ich matki są pierdolnięte. Nie powinienem ich obrażać z samego szacunku, lecz w tym przypadku naprawdę muszę to zrobić.
- Zdecydowanie jestem na tak. – kwituje Lucy. – Klasyka zawsze w modzie.
- Dlaczego nikt nie pyta o zdanie Diany i Coltona? – wtrącam poirytowany. – To jest ich dzień i powinien być zorganizowany według ich gustów.
- Oni są za młodzi, aby samodzielnie decydować o tak wyjątkowym dniu. – wypowiada Helen ze znudzeniem.
- Choćby chcieli pstrokate pawie ustawione przy ołtarzu, powinni otrzymać pstrokate pawie. Nie zapłacę za nic, co wymyślicie, a nie odnajdzie aprobaty naszych dzieci. – Colton spogląda na mnie z wdzięcznością, a Diana posyła w moim kierunku uśmiech pełen ulgi. Oni sami nie potrafią walczyć z Helen i Lucy, lecz od tego mają mnie. Jako że jestem głównym sponsorem ich wesela, myślę że mam najwięcej do powiedzenia.
- Twoje działania są lekkomyślne. – strofuje mnie Helen. – To są jeszcze dzieci, które potrzebują pomocy.
- Nie twierdzę, że nie potrzebują pomocy. – wzdycham. – Ale niech sami wybiorą styl wesela, miejsce, kwiaty, kolorystykę, zaproszenia, swoje stroje. To jest ich dzień, Helen. Nie możesz zorganizować tego wszystkiego według swoich gustów.
- Gdybyś mi się oświadczył to właśnie tak by wyglądało nasze wesele. – wypowiada zjadliwie.
- No właśnie. Twoje wesele. Nie naszego syna. Daj się im wypowiedzieć. – zerkam na Dianę. – Śmiało, przedstaw swoją wizję. – zachęcam ją delikatnym uśmiechem. Pomimo tego, że mam co do niej pewne objawy, staram się jej zaufać. Leanna miała rację, mówiąc, że nie powinienem mieszać się w wybory Coltona. Jeśli ma się sparzyć na Dianie, musi doświadczyć tego na własnej skórze. Ja mogę być jedynie cichym obserwatorem.
- Boję się, że Helen mnie zje, jeśli to zrobię. – odpowiada blondynka. – Nasza wizja znacznie odbiega od tych, rzuconych przez nasze mamy.
- Słucham. – wypowiada Helen, opierając się o oparcie krzesła. Ręce zaplata na klatce piersiowej, a usta sznuruje w wąską kreskę. Za kilka sekund ta anakonda zacznie kąsać.
- Chcemy zorganizować wesele leśno-rustykalne. – wypowiada Colton. – No wiecie, drewno, lampeczki, liściaste kwiaty...
- Absolutnie nie! – Helen wznosi ręce do góry. – Jak ty to sobie wyobrażasz? Wesele w stodole? Może od razu w obecności hodowlanych zwierząt?
CZYTASZ
W rytmie weselnych dzwonów
RomanceOna zrobi wszystko, aby zakochać się bez pamięci. On jest zapobiegawczy, lecz nie jest odporny na jej urok. Leanna ma za sobą trudne dzieciństwo. Utrata dwójki rodziców na stałe odebrała jej poczucie bezpieczeństwa. Pomimo to kontynuuje ich pasję...