06 | zagrywkowe uzdrowienie

349 16 8
                                    

Dalszy czas zleciał mi już nieco żwawiej niż wcześniej. Porwałam się w wir szybkich i typowo klubowych hitów, tańcząc na pełnym gazie i bez hamulców. Krzyczałam i piszczałam razem ze wszystkimi wokół mnie. W końcu zmęczenie dopadło mnie w swoje sidła i upadłam na wolne krzesło przy barze. Zamówiłam kolejnego drinka, którego jednym haustem wypiłam. Przeszły mnie ciarki, kiedy płyn spływał po moim gardle i przełyku.

— Jaka piękna z ciebie kobieta… Kumple z biura będą mi ciebie zazdrościć — mruknął facet, z którym się już widziałam i rozmawiałam na początku imprezy.

Stanął za mną, a jego ręce wylądowały na moich biodrach. Momentalnie zerwałam się z miejsca, patrząc na pijanego mężczyznę w rozchylonej białej koszuli i bez marynarki, co jednak u niego nie wyglądało pociągająco, a bardziej obrzydliwie.

— No chodź, nie bój się swojego daddy’ego! Jak wy to dziewczyny uwielbiacie mówić. Przecież poznaliśmy się na początku. Więc nie idziesz z nieznajomym, tylko ze znajomym do łóżka, prawda maleńka? — ponownie zbliżył się do mnie, chwytając agresywnie za ramionka sukienki i przyciągając mnie do siebie.

— Nie! Przestań! Nie chcę! Nie! — wykrzyczałam, próbując wyrwać mu się.

Nie było to proste, mając w głowie fakt, że był nieco wyższy ode mnie i postawniejszy. Jego ręce błądziły po moim ciele, jednocześnie przytrzymując mnie przy sobie. Gdy poczułam mocny uścisk na pośladkach, zawyłam głośno.

— Co, podoba ci się, mała? To chodź ze mną, przeżyjemy razem piękną i niezapomnianą noc… — złapał mnie za nadgarstek i próbował pociągnąć w tylko sobie znaną stronę.

Nagle przyszła pomoc. Ktoś zdecydowanym i pewnym ruchem odtrącił mnie od niego, przez co wpadłam na jedną z kanap w lokalu, która o dziwo była pusta. Nie widziałam, co się potem stało przez włosy, które wylądowały na mojej twarzy. Ale między nimi zauważyłam, że zboczeniec leżał na podłodze z zakrwawionym nosem.

— Nic ci nie zrobił? Jesteś cała? — zapytał prawdopodobnie mój wybawca, łagodnym i ciepłym głosem.

— Tak, jestem cała — odpowiedziałam, przerzucając włosy do tyłu, bym mogła cokolwiek widzieć.

— To dobrze — łysy mężczyzna
przysiadł koło mnie.

— Ale Kuraś dałeś czadu — skomentował bardzo wysoki brunet przybywający do nas.

— Nie wiedziałem, że umiesz się bić — dodał drugi, blondyn, cicho chichocząc.

— Dajcie spokój, po prostu musiałem zareagować — wyjaśnił, a ja podniosłam wzrok na nich — Wszystko w porządku? Na pewno? — upewnił się.

— W porządku, dziękuję za ratunek — lekko uśmiechnęłam się, znowu wpadając na jego głębokie, niebieskie tęczówki i na moment zatracając się w
nich.

— To wy się znacie?! — wykrzyknął z tyłu kolejny, ale znacznie niższy mężczyzna.

— Widzieliśmy się z dwa razy… A zresztą to nie twój interes — posłał mi opiekuńczy uśmiech, po czym spojrzał na napastnika, który próbował wstać — A ciebie to ja zaraz stąd wyprowadzę i każę pracownikom wpisać cię na czarną listę — niebieskooki warknął do niego.

Wstał i zrobił to co powiedział. Tamten podniósł się, więc powiedział mu kilka dodatkowych słów, co o nim myśli, po czym popchnął go w stronę wyjścia, wołając obsługę o wpisanie go na listę. Ciepło wypełniło całe moje ciało, a delikatne rumieńce pokryły moje policzki. Nigdy czegoś takiego nie zrobił dla mnie nikt wcześniej. Nie wiedziałam w pełni jak się zachować. Jedynie mogłam polegać na swojej intuicji. Posmutniałam, kiedy cała grupka zniknęła wśród tłumów ludzi i mnóstwa migających świateł. Chyba już miałam dość przygód na ten wieczór, więc odnajdując szybko swoją torebkę i ramoneskę, udałam się na przystanek do domu.

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz