19 | wybuchowy sylwester

293 17 9
                                    

Czekałem na Ankę w samochodzie, bo ja już byłem przygotowany, a ona jeszcze nie. Tak już jest chyba ze wszystkimi kobietami, że trzeba na nie wiecznie czekać. Ale czy ja wiem… Kamila się do tego chyba nie zalicza. Bogu dzięki! Ciekaw jestem, co u niej słychać i jak zareaguje na mnie na sylwestrze po naszym ostatnim pocałunku, który był dla mnie wprost idealny.

W końcu wyjawiła się blondynka z mieszkania, zamykając za sobą drzwi wejściowe bloku. Wsiadła do już rozgrzanego samochodu, zerkając na chwilę w lusterko.

— Co tak czekasz? No jedź już! — ponagliła mnie nieprzyjemnym tonem.

— Na ciebie wiecznie muszę czekać! — zerknąłem na zegarek na ręce — I się zaraz spóźnimy!

— To ty nie ruszasz samochodu, a tak to już bylibyśmy w drodze do Balickich! — wykrzyknęła, zakładając ręce na piersiach — Jedź!

Włączyłem pierwszy bieg i ruszyliśmy w stronę głównej ulicy. Gdyby nie grające radio, jechalibyśmy w znienawidzonej ciszy przed burzą z piorunami, którą czułem, że zbliża się nieubłaganie. Po niecałym kwadransie dojechaliśmy do domu państwa Balickich. Tak czy siak spóźniliśmy się dziesięć minut, ale był to całkiem dobry wynik w porównaniu do spóźnień na inne imprezy lub spotkania. Weszliśmy do środka dużego domu, gdzie znajdowało się już sporo osób.

— Oczywiście już wszyscy są, tylko my musieliśmy się spóźnić! A wszystko przez twoje czekanie!

— O nie, przepraszam bardzo, ale gdybyś tak długo nie stała i nie debatowała nad wyborem sukienki i butów to byliśmy w połowie lub nawet jako pierwsi goście! — odparłem, podnosząc głos.

— Wielki pan! Cudownie! Najlepiej wszystko zwalać na moją winę, gdy nie widzi się swojej! — krzyknęła, że wszyscy goście spojrzeli się w naszym kierunku — No i brawo! Świetne przedstawienie!

Rozejrzałem się po ludziach. Nie wszystkich znałem, więc zapewne pan Łukasz będzie chciał mi wszystkich przedstawić. Wypatrywałem wśród nich tej jednej brunetki, do której wręcz lgnęło moje serce. Szukałem jej wzrokiem, aż w końcu znalazłem. Oniemiałem, gdy zobaczyłem ją w pięknej, szmaragdowej, nieco balowej sukience i bajecznie splecionych włosach ku górze, ale tak, że część nich pozostała rozpuszczona.

— Gdzie się gapisz? Aaa! Ja już wiem na kogo! Pewnie dla niej tu przyjechałeś w takim pośpiechu!

— Wiesz co, Anka? Po pierwsze, nie w pośpiechu, bo wtedy byśmy się nie spóźnili, a ten temat jest już zakończony. A po drugie to ja już mam ciebie dość! Wiecznie wszczynasz kłótnie o byle co, wszystko psujesz w mieszkaniu, a ja to muszę reperować, choć uważasz, że trzeba po prostu kupić nowe i w ten sposób często wyciągasz ode mnie kasę i jeszcze kto wie, czy nie masz kogoś na boku, skoro podejrzewasz o to mnie! Tak często chodzisz do tych swoich koleżanek, że to jest aż zbyt często, nie uważasz?

— Ja? Miałabym mieć kochanka? Bardzo chętnie, od teraz mogę mieć go oficjalnie! Co jakiś czas spotykałam się z jednym na czysty seks, więc proszę bardzo, jeśli to chciałeś usłyszeć!

— Z nami koniec! Zrywam zaręczyny i nie chcę mieć z tobą do czynienia! Jak to dobrze, że ślub się tak przedłużał, bo przez to mogłem cię poznać prawdziwą, jaką jesteś!

— No widzisz! Mówisz masz! Proszę, twój pierścionek zaręczynowy! — zdjęła go z palca i rzuciła na podłogę, a potem wyszła na zewnątrz, bo zapewnie miały przyjechać jej przyjaciółki, którym będzie się żalić, jak to okrutnie ją zraniłem. Gówno prawda!

Ponownie zerknąłem na widownię, która nadal stała oniemiała z wrażenia.

— Co? Rozczarowani? Przepraszam bardzo, ale z tą kobietą nie da się żyć — powiedziałem i poszedłem na chwilę do toalety, by ochłonąć.

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz