27 | tłusty czwartek

213 11 9
                                    

Piękny, zimowy ranek. Zrobiłam sobie śniadanie, a herbatę, którą zaparzyłam sobie na wczorajszy wieczór zagrzałam w mikrofali. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po kilku kliknięciach pilotem pokazały mi się kanapy znanej śniadaniówki, gdzie mówili o pączkach z ciekawymi, intrygującymi smakami. Przez chwilę miałam zastopowanie pracy mózgu, przypominając sobie jaki mamy dzisiaj dzień, lecz gdy usłyszałam hasło tłusty czwartek już wszystko było jasne. Kiedy zajadałam sobie swoją jajecznicę ze szczypiorkiem, zadzwoniła do mnie Majka.

— Kama! Zbieraj się! — zawołała głośno wprost do mojego ucha.

— Ale o co chodzi? — przełknęłam kawałek posiłku.

— Też jesz? Który to twój?

— Jem śniadanie, wariatko — odparłam, przecierając usta dłonią.

— A pączka jadłaś już?

— Nie, jest za wcześnie. Zjem na drugie śniadanie koło dwunastej.

— Co to to nie! Zbieraj się, ale to już!

— Czemu?

— Ogarniaj się, za kilka minut będę razem z moim tatą!

— Boże, no nie dogadam się z tobą…

— Kończę, pięć minut!

— Ogh! Dobra! — dziewczyna rozłączyła się, a ja zerwałam się szybko na nogi, by móc przebrać się w jakiekolwiek normalne ubrania. Nie wytrzymam kiedy z tą blondynką…

Jakimś cudem przyjaciółka spóźniła się, że ja zdążyłam się ogarnąć. Wsiadłam do samochodu pana Balickiego na tylne siedzenie, po czym odjechaliśmy spod mojego bloku.

— Dowiem się o co chodzi? — spytałam w trakcie jazdy.

— Nie powiedziała ci? — odpowiedział pan Łukasz, parskając śmiechem.

— To nic takiego! — mruknęła, odwracając się do mnie.

— Umówiła się ze swoim kolegą, że będą mieli konkurs, kto zje szybciej pączka — wyjaśnił jej tata.

— Boże, Majka! Serio? Niech zgadnę… z Fornalem?

— Musiałam! Sam mnie podpuszczał! Zakład o dwie stówy!

— W co żeś ty się wplątała… — westchnęłam, wybuchając śmiechem.

Kiedy zatrzymaliśmy się przy klimatycznej, przytulnej pączkarni, jej tata pocałował córkę w czoło, a po naszym wyjściu pomachał nam na pożegnanie i odjechał, śmiejąc się pod nosem. Weszłyśmy do środka, gdzie zobaczyłam całkiem spore grono siatkarzy. Lecz mój szczery i szeroki uśmiech zawitał, gdy ujrzałam mojego faceta. Podeszłam do niego od tyłu, zasłaniając mu oczy dłońmi.

— Moje słońce — usłyszałam z jego ust, a dzięki temu wzięły mnie dreszcze na plecach. Nie mam pojęcia, dlaczego tak reagowałam na ten zwrot.

— Twoje — odparłam, zdejmując dłonie i stając naprzeciwko niego.

Mężczyzna wstał i przytulił mnie, uprzednio całując mnie słodko w usta. Zrobiło mi się gorąco. Jego dłonie objęły mnie w talii, a swój podbródek oparł na mojej głowie. Uwielbiałam ten stan. Mogłabym tak stać cały czas. Kochałam go całym sercem i całym cholernym ciałem…

— Gołąbeczki, kochani nasi szczęśliwie zakochani! Cieszymy się waszą miłością, ale póki co to tu będą się ważyć losy dwóch stówek! — zawołał podekscytowany Kłos, który położył na stole pomarańczowy, dwustuzłotowy banknot.

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz