Obudziłam się przez przebłyski słońca, które buszowały w mojej sypialni. Leniwie podniosłam powieki i przyjrzałam się pokojowi. Było dość jasno jak na godzinę ósmą… Chwila, to jest ósma czy…
— Wpół do dwunastej! Brawo ja! — jak poparzona wypadłam z łóżka, spadając na miękki, beżowy dywanik, leżący tuż obok mebla — Malwina już pewnie jedzie, a ja jak zwykle jestem w lesie! Pięknie! A mi się zachciało siedzieć i pisać do czwartej rano! — komentowałam swoje głupie zachowanie, szybko wciągając na swój tyłek jakiekolwiek jeansy, które były w pobliżu.
Włożyłam bluzę-kangurkę, po czym wparowałam do przedpokoju, wsuwając na nogi czarne sneakersy na lekkim podwyższeniu. Narzuciłam płaszcz, bo pogoda może być zmienna. Po szybkiej akcji w łazience, by wyglądać jak człowiek, razem z kluczami w ręku wyszłam z mieszkania, zamykając je i zbiegłam na dół. Kierowca tramwaju zaczekał na mnie, za co dziękowałam mu w głowie chyba z milion razy. Punkt dwunasta stanęłam tuż przy Pałacu Kultury, jednak przyjaciółki w żadnym z jego stron nie było. Zerknęłam do telefonu czy przypadkiem nie napisała, że się spóźni lub czeka na mnie na górze w kawiarnii. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Wysłałam do niej kilka wiadomości, ale nie dostałam odpowiedzi. Dzwoniłam do niej kilkakrotnie, lecz nie odbierała. Po tym głośno westchnęłam i usiadłam na murku, decydując się zaczekać na przyjaciółkę. Chociaż czy mogę ją jeszcze nazwać przyjaciółką? Gdy tylko poznała przez internet tego Eryka, non stop mi o nim opowiadała. Nie, żeby coś, bo nie mam nic do niego, tylko przykro mi jest, kiedy nasze rozmowy i jakiekolwiek spotkania zawsze wychodziło, że to ona w 95% całej konwersacji mówi ona, prawie nie dając mi dojść do słowa. Oczywiście jeśli nie o Eryku to o prawi o swoich psiapsiółkach, których mam po dziurki w nosie. Obie są tak tępe i puste jak bęben afrykański. W sumie Malwina też się do nich upodobniła. Więc jest ich trzy.
Po dwudziestu minutach czekania i brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony, machnęłam ręką, mając to nasze spotkanie w dupie. Wstałam z murka i rozprostowałam nogi. Nagle poczułam jak ktoś dotyka mnie na ramieniu. Wzdrygnęłam się i gwałtownie odwróciłam. Moje przestraszenie zniknęło, bo tą osobą była Majka, córka mojego trenera od pływania.
— Kamila! Siemanko! — powiedziała, przytulając mnie na powitanie.
— Witaj! Miło cię widzieć! — zaśmiałam się i oddałam jej czyn.
— Co tutaj robisz? Czekasz na kogoś? — spytała.
— Bardziej czekałam. Zwijam się do domu, bo moja “przyjaciółka” mnie wystawiła, a miałysmy się spotkać właśnie tutaj. Zresztą to trochę dłuższa historia…
— Nie musisz mi jej teraz całej opowiadać. Ale nieprzyjemna sytuacja…
— A co u ciebie?
— Ja wracam ze spotkania z paczką dziewczyn-przyjaciółek. Nie mam pojęcia, co im się dzisiaj stało, ale uwzięły się na mnie i robią ze mnie kozła ofiarnego… Więc powiedziałam im, co sądzę o nich i po prostu odeszłam. Miałam zamiar iść coś zjeść, bo z tego stresu zrobiłam się głodna…
— Wiesz co? Ja też coś zjem, bo przez moją to nic w domu nie zjadłam. To co? McDonalds?
— O tak tak! Nadchodzimy! — parsknęłyśmy obydwie śmiechem, po czym Majka zarzuciła swoją rękę za moją szyję i w świetnych humorach poszłyśmy do najbliższej restauracji fast fooda, by coś zjeść i przy okazji pogadać o naszych znajomościach.
Zaszłyśmy do właściwego budynku i podeszłyśmy do wolnego stanowiska z ekranem dotykowym, by złożyć zamówienie. Później stanęłyśmy przy miękkich oparciach, czekając na nasze numerki, które przeskoczyłyby do kolumny z prośbą o odebranie swojego jedzenia.
CZYTASZ
JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔
Fanfiction❝ - Jest piękny, prawda? - powiedziała, cicho wzdychając i zachwycając widokiem roztaczającym się przed nią. - Ale nie tak piękny jak ty, bo Ty jesteś moim słońcem - odparłem spokojnie, wwiercając w nią swoje spojrzenie. ❞ Życie z wiecznie kontrolu...