13 | planowanie na świętowanie

288 16 8
                                    

Kiedy odczytałem ostatnią wiadomość od Kamili, od razu wstałem z kanapy i ruszyłem po portfel. Telefon wylądował w prawej kieszeni spodni dresowych (nie chciało mi się ich przebierać). Gdy odnalazłem moją nerkę, w której miałem portfel, wyszedłem z mieszkania i zamknąłem je na klucz. Anki nie było w domu, ale nie musiałem się o to martwić, bo rano dzisiaj stwierdziła, że nie wróci na noc. Zapewne będzie u tych swoich przyjaciółeczek, a one na pewno się swoją dobrze zaopiekują.

Wsiadłem do samochodu stojącego przy bloku na parkingu, włączając ogrzewanie szyb. W nocy był mały przymrozek, ale wystarczający, by ciepło pojazdu mogło to rozpuścić. Po kilku chwilach wjechałem na ulicę, a potem zwinnie dotarłem do marketu. Wiadomość z listą zakupów czekała na odczytanie, więc uczyniłem to, wchodząc do środka. Zakupy zrobiłem w sprawnym tempie, po czym wyszedłem i pojechałem do domu Kamili.

Wpuściła mnie od razu i przez domofon dziękując mi chyba z trzy razy. Kiedy otworzyła drzwi, jej widok chwycił mnie za serce. Przez silną grypę nie wyglądała jak milion dolarów, ale widząc ją w dresowych spodniach i bluzie-kangurce, ciemnych włosach związanych w luźny kok oraz otuloną świątecznym kocem —  rozczuliła mnie.

— Daj, wezmę zakupy — wyciągnęła dłoń.

— Nie, spokojnie. Nie nadwyrężaj się jak nie musisz tego robić — spojrzałem w jej lekko zaszklone po chorobie oczy.

— Naprawdę nie musisz — odpowiedziała, gdy wszedłem do mieszkania.

— Ale mogę — dokończyłem, stawiając dwie torby na blacie w kuchni.

— Dziękuję ci z całego serca, Bartek.

— Nie ma sprawy. Mów o takich sprawach częściej. Przecież nie gryzę — posłałem jej szczery uśmiech.

— Wiem, że nie gryziesz — zachichotała.

— To bardzo dobrze. A teraz kładź się i wygrzewaj — pogoniłem ją z kuchni.

— A mogę chociaż herbatę sobie zrobić? — zapytała słodko.

— O to się mnie nie pytaj tylko rób — palnąłem, widząc na jej twarzy skromny uśmiech.

Dziewczyna przyszykowała sobie kubek z herbatą i wstawiła wodę w czajniku, po czym usiadła na kanapie w salonie. Wypakowałem zakupy i to co musiało szybko znaleźć się w lodówce lub zamrażarce, migiem je tam schowałem.
Jej mieszkanie nie było duże, ale wszechstronne i jasne. Wszystko było w nowoczesnym stylu i poukładane na swoich miejscach. Ciepłe barwy ścian i dekoracji sprawiały, że chciało się nigdzie wychodzić. Naprawdę było tu przytulnie.
Woda zagotowała się, więc zalałem kubek wrzątkiem i zaniosłem jej na stolik, który stał przy kanapie. Brunetka podziękowała uśmiechem i przełączyła stację w telewizji, szukając czegoś sensownego do obejrzenia.

— Właśnie — zacząłem — Nie zbyt wiele faktów znam o tobie. Chociaż pewnie ty wiesz o mnie dużo — spojrzałem na nią, siadając w siadzie skrzyżnym na dywanie, leżącym tuż obok kanapy.

— Wątpię w to. Też jestem po części osobą publiczną, chociaż nie pokazywałam się ostatnio na tych mniejszych zawodach — odpowiedziała, odkładając pilot obok siebie — Weź sobie ze mnie nie żartuj tylko siadaj na kanapie. Albo chociaż na fotelu — wskazała mebel wzrokiem.

— Tu mi jest wygodnie — wyszczerzyłem się w uśmiechu.

— Uparciuch z ciebie. Ale wracając do początku rozmowy. Co takiego chciałbyś o mnie wiedzieć?

— Mieszkasz w Warszawie od małego?

— Tak, urodziłam się tutaj. Wcześniej mieszkałam na całkowitym obrzeżu, a kilka lat temu udało mi się dorwać to mieszkanie w całkiem rozsądnej cenie, więc stwierdziłam, że to dobra okazja.

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz