17 | wreszcie święta

258 15 4
                                    

Święta coraz bliżej, a mnóstwo rodzin wybierało właśnie choinki lub kupowało prezenty. Dlatego postanowiłam nie być inna, więc w połowie grudnia dałam się porwać w wir świątecznych zakupów w pobliskiej galerii handlowej. Średnio wiedziałam od czego zacząć, bo witryny sklepowe kusiły promocjami na wszystkie swoje artykuły lub zachwycały pięknymi dekoracjami lokalu. To nic, że tak naprawdę już w listopadzie centra handlowa są już przystrojone jakby był środek świąt, ale cóż. Tak czy siak ma to swój urok.

Wyszłam ze sklepu odzieżowego, trzymając w garści nowe, nieco ocieplane spodnie, gdy nagle usłyszałam wesoły, kobiecy głos.

— Kamila! Siemanko!

Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam jego właścicielkę, którą była oczywiście Majka. Podbiegła do mnie i przytuliła. Również ją objęłam i odpowiedziałam:

— Miło cię widzieć!

— Ciebie też! — odsunęła się ode mnie.
Sama czy z rodzicami? — spytałam.

— Z rodzicami. Mama uparła się, że dzisiaj zrobimy te wielkie zakupy, bo boi się, że wykradną jej najlepsze rzeczy na święta — zaśmiała się — Właśnie tam idą — pomachała nieco starszej parze, idącym w naszym kierunku z wielkimi uśmiechami na twarzach.

— Cześć Kamila — przywitał się pan Łukasz, posyłając mi ciepłe spojrzenie.

— Witaj słonko — dodała pani Felicja, delikatnie mnie przytulając.

— Witajcie — zachichotałam — Chyba nie trzeba mówić, że wszyscy jesteśmy na zakupach świątecznych, prawda?

— Chyba nie ma takiej potrzeby — odparł mężczyzna — Ta kobieta wyciągnęła mnie tak wcześnie do miasta, a już z samego rana kręciła się po domu, myśląc o zakupach oraz o tym, że jej wszystko wykupią!

No cóż, trochę w tym prawdy — powiedziałam — Znalazłam w gazetce kilka interesujących rzeczy, ale niestety przyszłam za późno…

— Takie życie. Ale mniejsza o to — wtrąciła Majka — Mamo, bo mówiłaś, że sama mogę wybrać sobie prezent, prawda?

— Tak, ale nie za drogi!

— Tak, pamiętam… Bo właśnie widzę coś, co by mi się bardzo przydało…! Wybaczcie, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki — uśmiechnęła się do mnie i do swojego taty, po czym pognała do markowego sklepu z obuwiem.

— Mówiłam, że mają być niedrogie… — kobieta szepnęła, parskając cicho pod nosem — Wybaczcie mi, ale muszę się dowiedzieć, co jej wpadło do głowy. Trzymaj się ciepło, Kamila! — obdarzyła mnie troskliwym spojrzeniem i położyła na chwilę swoja dłoń na moim ramieniu, po czym poszła w stronę lokalu, w którym zapewne buszowała już Majka.

Spojrzałam na trenera, który wzrokiem odprowadził małżonkę aż do samego wejścia do sklepu. Ciepło, jakie dostrzegłam w jego oczach i szczerą miłość do niej rozczuliła moje serduszko w mgnieniu oka.

— Ile już jesteście małżeństwem? — zapytałam z ciekawości, ale dopiero po fakcie zaczęłam rozmyślać, czy aby to pytanie na pewno powinno mieć miejsce.

— Dwunastego lutego minie dwadzieścia osiem lat. Sam w to nie dowierzam, że to już tyle czasu minęło.

— Wielkie gratulacje — rzekłam półszeptem.

— Pamiętam dokładnie ten dzień… — powiedział, a oczy momentalnie mu się zaszkliły.

— Och… — leciutko uśmiechnęłam się — W takim razie pięknie przeżyliście ten czas, a ty jesteś pewny, że to jest ta jedyna.

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz