20 | o północy

323 16 11
                                    

Dolałem sobie jeszcze trochę whisky do szklanki, a wzrokiem zacząłem przeczesywać tłum w poszukiwaniu Kamili. Dostrzegłem ją przy stanowisku DJ-ejki, z którą rozmawiała. Jej sukienka dalej była w świetnej formie, że nie mogłem przestać na nią patrzeć. Jej wdzięk, jej uśmiech, jej głos i jej figura. Mój ideał kobiety. Dopiłem whisky ze szklanki, po czym odstawiłem ją na stolik i ruszyłem w kierunku dziewczyny.

— Dogadamy się, jasne. Boże, tak bardzo się cieszę, że ci się udało! Trzymam mocno kciuki, byś mogła wydać też drugą część! — wykrzyknęła Majka, po czym założyła słuchawki i włączyła kolejny utwór, remiksując go na żywca.

Nagle poczułem, jak jej ciało styka się z moim, a dłonie automatycznie lądują na moim torsie. Natychmiast objąłem ją, przytrzymując przy sobie. Dziewczyna podniosła głowę, spoglądając w moje oczy, po czym lekko uśmiechnęła się.

— Dzięki za ratunek — powiedziała nieśmiało, blisko mojego ucha.

— Nie ma sprawy — odparłem — Możesz chwilę porozmawiać?

— Tak, jasne. Ale chodźmy w bardziej zaciszne miejsce — złapała moją rękę, czym mnie całkowicie zaskoczyła i poprowadziła w głąb mieszkania Balickich.

Znaleźliśmy się na piętrze, gdzie weszliśmy do pierwszego losowego pomieszczenia. Okazało się, że była to skromna garderoba. Oboje nie  przepadaliśmy za takim naświetleniem, więc postanowiliśmy nie włączać światła głównego. Pokój ogarniał przyjemny półmrok, bo przez okno dachowe docierało całkiem sporo światła z ulicy i świątecznych lampek, które na zewnątrz okalały dom. Regały stały przy prawie każdej ze ścian, poza dwoma skosami, pod którymi zmieściły się dwie dość długie komody.

Kamila podeszła do okna i otworzyła je, by zajrzeć na dwór. Śnieg zaczął prószyć, co dawało całemu krajobrazowi cudowny klimat.

— Jak jest ślicznie... — westchnęła, a ja przystanąłem tuż za nią, podążając wzrokiem po białym krzewach i równie białym podjeździe do garażu.

— To prawda... — odpowiedziałem, a potem na chwilę zapanowała między nami cisza.

— Bartek? — zapytała.

— Tak? — odwróciła się przodem do mnie.

— O czym chciałeś pogadać? Nic nie mówisz...?

— Konkretna z ciebie osóbka — dodałem, nie spuszczając z niej wzroku — Pogadać chciałem o tym, jak pięknie jest teraz na dworze.

— Wmawiaj sobie, ja wiem, że nie o to chodzi. To coś ważnego, a boisz się powiedzieć.

— Dobra... — wziąłem głęboki wdech — Chciałem pogadać z tobą o naszym pocałunku. U ciebie w domu w kuchni. Nie rozmawialiśmy od tamtego czasu, a chciałbym wiedzieć, czemu tak zareagowałaś.

Widziałem w jej spojrzeniu, że miotała się i miała dylemat, co odpowiedzieć.

— Powiedz mi to szczerze. Nie chcę, byś mnie okłamała. Nigdy nie wychodzi to na dobre. Zresztą na pewno tego doświadczyłaś już w życiu.

— Tak i to nie jeden raz — odparła — Zareagowałam tak, bo przypomniałam sobie, że przecież masz narzeczoną i poczułam się, że jakbym to ja ciebie najpierw otumaniła, a potem próbowała wywrzeć na tobie akt zdrady wobec twojej partnerki i...

— Kamila, słońce — położyłem dłoń na jej policzku, delikatnie gładząc kciukiem jej skórę, ale z drugiej strony chciałem się głośno zaśmiać — Z Anką, tak jak sama widziałaś i słyszałaś, nam się nie układało. Nie wierzę, że ja chciałem się z nią jeszcze ożenić... — wywróciłem oczami, prychając pod nosem — Chociaż od momentu, kiedy staliśmy się narzeczeństwem to zaczęło się psuć. I wiedziałaś na pewno o tym. Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem na cmentarzu?

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz