04 | zakończony rozdział

306 16 12
                                    

Wyszłam z wielkiej hali sportowej, poprawiając swoją torbę zwisającą na ramieniu. Dzisiaj miałam już całogodzinny trening. Nie powiem, kolana mnie trochę bolą od ciągłego wręcz kucania, by “miękko odbijać piłkę”. Znowu miałam wrażenie, że pan Piotr gapił się na moje pośladki i za wszelką cenę chciał mieć okazję, by móc zawiesić swój wzrok na moim dekolcie. Zaczyna mnie to irytować. Nie powinien się tak zachowywać. To, że jest trenerem i prowadzi moje zajęcia indywidualne to nie znaczy, że może robić co mu się żywnie podoba. Są pewne granice fizyczności i bliskości, prawda?

Przez jego zachowanie musiałam odetchnąć i rozluźnić się. Przyjechałam do domu, przy wejściu witając się czule z kotką. Potem udałam się do łazienki, by spocony strój i dresy, które miałam na sobie, wrzucić do pralki. Przebrałam się w ubrania na “wyjścia do miasta”, po czym z termosem mojej ulubionej kawy wyszłam z mieszkania. Chciałam się przejść do parku i tam spędzić te kilka chwil. Mogłabym później skoczyć do galerii albo do jakiegoś marketu, bo musiałabym zrobić małe zakupy spożywcze.

Po kwadransie, ze słuchawkami w uszach spacerowałam spokojnie główną ścieżką parku, upatrując dobrego miejsca, by móc mieć najlepszy widok na Wisłę. Gdy je znalazłam, od razu zajęłam ławkę, opierając się wygodnie. Pogoda była całkiem przyjemna - nie było zbytnio ciepło, ale też nie wiało mrozem. Dla mnie było idealnie na spacer. Nagle przysiadła się do mnie jakaś kobieta, zaczynając przy okazji rozmowę.

— Dzień dobry! Nie myślałam, że panią spotkam tutaj!

— Witam panią również — spojrzałam na nią, a po chwili rozpoznałam w niej panią Lasecką z lecznicy dla zwierząt.

— Jak tam czuje się Luna? — zapytała, zerkając na mnie.

— Bardzo dobrze. Obwąchała całe mieszkanie, z czego wybrała sobie ulubiony kąt i wręcz cały czas tam przesiaduje — odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Cieszy mnie to bardzo. Nie zawsze zwierzęta odnajdują się w nowym miejscu tak szybko. Ale pani kotka to naprawdę mądre zwierzątko — uśmiechnęła się.

— Lubi się przytulać i siedzieć mi na kolanach, kiedy siadam przy laptopie w salonie. Kocham tą małą istotkę, chociaż nie jest łatwo. Żeby nauczyć ją korzystać z kuwety to jeszcze sporo czasu i trzeba się zaopatrzyć w dużą ilość cierpliwości — zaśmiałam się.

— Przy takim maluchu niestety tak to jest. Ale spokojnie, na pewno się nauczy — położyła mi swoją dłoń na moim ramieniu, który był bliżej kobiety — Może chciałbyś się przejść wzdłuż Wisły? Jeśli nie masz nic przeciwko i nigdzie się nie spieszysz zaraz… — zapytała jakby lekko nieśmiało.

— Nie, nie śpieszę się i będę się spieszyć. Bardzo chętnie, Paula — użyłam jej imienia — Mogę tak do ciebie mówić?

— Tak, oczywiście. Nie mam z tym problemu — odparła, wstając i poprawiając swoją kurtkę.

Ruszyłyśmy przed siebie, w trakcie kontynuując pogawędkę. Od słowa do słowa przeszłyśmy na bardziej prywatne wątki. Ja opowiedziałam jej o moim pisaniu romansu, o pływaniu i siatkówce, a ona o swoim ostatnim związku z egoistycznym facetem i skąd miała pomysł, by zostać weterynarzem. Czas nam bardzo szybko zleciał, że ja nawet się nie zorientowała, kiedy pojawiłyśmy się w samym centrum miasta.

— Już jesteśmy w centrum? Boże święty… — skomentowałam.

— Też się dziwię. Ale jeśli się przyjemnie rozmawia z drugą osobą to czas zawsze szybko leci — wyjaśniła, gdy nagle zadzwonił do niej telefon — Tak słucham? Tak, oczywiście. Będę u państwa za pół godziny. Do zobaczenia — zakończyła rozmowę, po czym zwróciła się do mnie — Kamila, bardzo miło mi było z tobą spędzić ten czas. Od rana nie miałam zbyt dobrego humoru, a ty tą rozmową mi go poprawiłaś. Dziękuję ci bardzo — uśmiechnęła się.

— Ale nie ma za co, Paula. Takie przypadkowe rozmowy z ludźmi się przydają — zachichotałam.

— Chętnie bym jeszcze z tobą pospacerowała, ale muszę lecieć do pracy. Psiak, który miał ostatnio kastrację nie czuje się teraz zbyt dobrze… — zaczęła się tłumaczyć.

— Jasne, leć, nie blokuję cię na siłę. Ratuj zwierzaki, pani weterynarz — posłałam jej szczery uśmiech.

— Dzięki — podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno — Masz może ochotę znowu się kiedyś spotkać?

— Z tobą? Piszę się na to od razu — odsunęłam się od niej.

— Cieszę się! Dobra, to zgadamy się esemesowo?

— Pewnie!

— To ja lecę. Do zobaczyska! — pomachała do mnie i pognała na drugą stronę ulicy, gdzie na pobliski przystanek podjeżdżał właśnie tramwaj.

Kiedy dziewczyna odjechała, powędrowałam do pobliskiego supermarketu. Szczęście, że zrobiłam sobie ostatnio notatkę w telefonie o brakach w mojej kuchni, więc miałam o wiele łatwiejsze zadanie. Stojąc przy dziale z płatkami śniadaniowymi, niedaleko mnie mignął mi łysy, szczupły mężczyzna. Nawet zatrzymał się, patrząc na półkę, która była na rogu korytarzyka, w którym się znajdowałam. W głowie pojawiła się myśl o tym przystojniaku, którego spotkałam nie tak dawno w galerii handlowej. Jakie było moje zawiedzenie, gdy odwrócił się w moją stronę, a ja się zorientowałam, że to nie on. Nie mam pojęcia, dlaczego oczekiwałam, że to będzie on. Przecież to, że jest łysy to nic nie znaczy! Miliony są takich na świecie!

Zapłaciłam za zakupy i wyszłam w kierunku domu. Gdy dotarłam do mieszkania i otworzyłam drzwi, usłyszałam głośne miauczenie. Kotka podbiegła do mnie zadowolona, że wróciłam, po czym zaczęła łasić się do moich nóg. Pogłaskałam ją po małej główce, uśmiechając się, a potem zaniosłam zakupione rzeczy do kuchni i zdjęłam z siebie kurtkę z butami.

Po przygotowaniu swojej ulubionej kokosowej herbatki, usiadłam na kanapie i położyłam obok siebie laptopa. Luna stanęła przed meblem i wyciągnęła łapki, więc podniosłam ją. Mała ulokowała się przy moim drugim boku i zamknęła oczka. Wzięłam laptopa na kolana i otworzyłam dokument z rozdziałem, gdzie ostatnio stanęłam.

— Wszystko układa się tak kolorowo… Tak bardzo kolorowo, że aż zaczyna mdlić od tych kolorów. Trzeba coś z tym zrobić. Tylko co? — myślałam na głos — Może dodam nowego bohatera? Ma to sens… Ale co z nim później zrobić, jak już namiesza w życiu głównej bohaterki? Chciałabym go zostawić, a nie uśmiercać ani kazać mu wyjeżdżać na drugi koniec świata — nagle wpadła do mojej głowy idealna myśl — Albo z niego właśnie zrobić głównego bohatera, który pojawi się zwyczajnie później w powieści… To nie jest głupie!

Po tych głośnych rozmyślaniach jak natchniona zaczęłam wystukiwać kolejne wyrazy z liter na klawiaturze laptopa. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy w roli głównego bohatera wyobraziłam sobie czarującego nieznajomego z galerii handlowej. Po kwadransie miałam napisane całe pierwsze spotkanie dziewczyny z nim. Wspomniałam o ich kontakcie wzrokowym, przez które oboje poczuli, jakby w ich oczach przeskoczyły magiczne iskierki. Przeczytałam ten fragment, by upewnić się co do pojedynczych błędów, które na pewno pochowały się między literami. Gdy poprawiłam tekst, byłam z siebie dumna. Sprawdziłam liczbę słów. Spokojnie przebiłam granicę minimalnej ich ilości, która wyznaczyłam sobie przed pisaniem książki. Kliknęłam oficjalne “zapisz” i zamknęłam dokument, ciesząc się, że kolejny rozdział jest już za mną.

Rozdział krótszy niż zazwyczaj, prawie 1.1k słów. Nie miałam zbytniej weny na ten rozdział, dlatego jego publikacja przeciągała się w czasie. Ale obiecuje, że w dwóch kolejnych rozdziały będzie się dziać i może być jazda bez trzymanki. Kolejny będzie oczywiście w środę, więc wyczekujcie!

JESTEŚ MOIM SŁOŃCEM ⦁ Bartosz Kurek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz