Część 15

1K 128 19
                                    

Brooke

Przyspieszone bicie serca, ból w klatce piersiowej, drżenie rąk i początki hiperwentylacji. To wszystko odczuwam naraz, gdy patrzę na zwłoki mojego kochanego sąsiada. Robię krok naprzód i kucam tuż obok niego. Dotykam jego ramienia, nadal mając choć cień nadziei, że on żyje. Jednak nic się nie dzieje. Nie porusza się.

Czuję jakbym miała zaraz zwymiotować. Zakrywam dłonią usta, wstaję i się prostuję. Rozglądam się dookoła, ale nie mogę zdecydować co mam dalej zrobić. Łzy cisną mi się do oczu, tym samym zamazując mi pole widzenie.

W końcu dostrzegam telefon stacjonarny, przywieszony na ścianie tuż przy wejściu do spiżarni. Podbiegam do niego, ściągam słuchawkę i wykręcam numer alarmowy. Po dwóch sygnałach słyszę kobiecy głos operatorki. Już mam się odezwać, gdy moje usta zostają zasłonięte dużą dłonią.

Wiem, że to Derek, już potrafię go rozpoznać. Drugą ręką wyrywa kabel od słuchawki, po czym odciąga mnie od aparatu. Siłą wyprowadza mnie z domu, a gdy tylko mam sposobność, gryzę go w rękę. Odsuwa ją od moich ust i zaczynam krzyczeć.

- Ty skurwielu! Zabiłeś go! Zabiłeś niewinnego człowieka! Morderca! Pieprzony morderca!

- Nie zabiłem go Brooke! Nic mu nie zrobiłem!

Szamoczę się z nim i wkładam w to nowe pokłady energii. Wpadam wręcz w furię, gdy pomyślę o tym jak mordował mojego przyjaciela. Nienawidzę go z całego serca i to właśnie ta nienawiść daje mi powera, aby wyrwać się z jego uścisku. Biegnę na tyły domu, ale wiem, że jest blisko. Gdy zbliżam się na skraj wzniesienia, opada na mnie całym ciałem i upadamy na ziemię.

Derek

Sam byłem w szoku, gdy ujrzałem staruszka leżącego bezwładnie na podłodze w kuchni. Zajęło mi to dobrych kilka sekund, aby zrozumieć co Brooke sobie pomyślała. Dopadłem ją, gdy próbowała się gdzieś dodzwonić. Jak mniemam na policję, aby zapuszkowali mnie za napaść ze skutkiem śmiertelnym. Nie tknąłem tego człowieka, nie wiem co się tutaj wydarzyło, ale w żaden sposób nie przyczyniłem się do jego śmierci!

W Brooke wstąpił wręcz diabeł. Jeszcze tak nie walczyła ze mną. Nie z taką zaciętością i siłą. Udało jej się nawet wyzwolić z mojego uścisku, lecz nie miała ze mną szans w pościgu. Byłem szybszy od niej, a co najważniejsze silniejszy. Upadliśmy tuż przy urwisku. Jestem o wiele cięższy, więc od razu podniosłem się, aby jej nie zgnieść. Odwróciłem ja twarzą do siebie i wtedy się przeraziłem. Miała zamknięte o czy, a po jej czole spływała stróżka krwi.

Ujmuję drżącymi dłońmi jej twarz i próbuję ją ocucić.

- Brooke! No dalej, otwórz oczy.

Kiedy nic się nie dzieje, przykładam policzek do jej lekko uchylonych ust. Czuję jej oddech, więc żyje. W ciemnościach nie mogę dostrzec jak bardzo zraniła się w głowę. Musze ją zabrać do domu i jej pomóc.

Błagam, tylko nie umieraj Brooke. Nie rób mi tego.

***

Brooke

Pierwsze co czuję to ogromny ból głowy. Tak toporny, jakby ktoś uderzył mnie młotkiem i zostawił na pastwę losu. Powoli otwieram oczy, co także przysparza mi uczucie dyskomfortu. Powieki są tak ciężkie, jakby ktoś siłą nie pozwalał mi ich otworzyć. Obraz nie tylko jest zamazany, ale mam wrażenie, jakby wszystko wirowało. Staram się skupić na jednym szczególe, aż po kilku sekundach dostrzegam, że obrałam sobie za cel, moją szkatułkę na biżuterię. Czyli jestem w sypialni. Ale co się wydarzyło?

Unoszę dłoń do głowy i dotykam swojego czoła. Mam coś założone. Jeśli się nie mylę, jest to bandaż. Następnie próbuję usiąść, ale po pierwszej próbie opadam bezwładnie na łóżko, przysparzając sobie kolejną dawkę uporczywego bólu.

Za grzechy się płaciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz