Wszedłem do wieży na umówione spotkanie z panem Starkiem i cała reszta Avengers. Nie do końca wiedziałem o co może chodzić, bo nie chcieli mnie o tym poinformować.
Mruknąłem coś pod nosem i udałem się do ustalonego wcześniej pomieszczenia. Miałem tylko nadzieje, że nie będą chcieli teraz dostać mojej odpowiedzi odnoście dołączenia do nich.
Wszedłem do pomieszczenia i zauważyłem ich siedzący wokół dużego stołu. Pan Stark wskazał mi jedyne wolne krzesło, a ja od razu na nie usiadłem.
- Wiec, o co chodzi? - spytałem, przerywając tę ciszę.
Kapitan Ameryka tylko poprawił się na krześle i spojrzał się na pozostałych. Automatycznie poczułem się głupio przez to, że tylko ja siedziałem w swoim stroju.
- Jeśli chodzi wam o ten wczorajszy pożar to nie moja wina, że nie mogłem się tam pojawić - powiedziałem i spojrzałem się na każdego.
- Nie o to chodzi - Czarna Wdowa pokręciła głowa.
- Wiemy, że jesteś nastolatkiem - powiedział powoli pan Stark.
- Myślę, że to było wiadome od jakiegoś czasu - pokiwałem lekko głowa.
- Tak, tak - mruknął i pokiwał głowa. - Musisz jechać z nami do Niemiec.
- Co? - gdybym nie miał na sobie maski to na pewno by zauważyli moja zdziwiona minę. - Nie mogę z wami jechać.
- Dlaczego? - swój głos zabrał Hawkeye. I na jego twarzy dało się zauważyć szok.
- Mam prace domową - powiedziałem i zaraz po tym usłyszałem parsknięcie pana Starka.
- Nie przesłyszałem się prawda? Powiedzcie, że się nie przesłyszałem - powiedział i spojrzał się na innych obecnych.
- Mówię serio - burknąłem pod nosem i założyłem ręce. - Nie jadę do Niemiec.
- Za późno, bo już zaznaczyliśmy, że jedziesz - pan Stark wzruszył ramionami, a Czarna Wdowa pokiwała głowa.
- Nie możecie ściągnąć Thora? On chętnie by pojechał do Niemiec.
- Nie wymiguj się - powiedział Hawkeye. - Wylatujemy jutro w nocy, więc przygotuj manatki.
Wychodzi na to, że w ogóle nie dali mi wyboru. Przecież co ja powiem na stażu. Cioci mogę nakłamać mówiąc, że ze stażu wymyślili jakaś zapoznawczą wycieczkę do Niemiec do jakiegoś laboratorium. Na stażu nakłamać nie mogę, bo będzie to dziwnie wyglądało, że gdy znika Spider-man, znika także Peter.
Powiem, że jestem chory. Przecież każdy może być chory i nikt nie nabierze podejrzeń.
- Oczywiście - powiedziałem, przewracając przy tym oczami. - Gdzie mam się stawić?
- Tutaj - Kapitan wzruszył lekko ramionami.
- Jasne może być – pokiwałem głowa i podniosłem się z krzesła. – Do zobaczenia jutro.
- Nie spóźnij się tylko – usłyszałem glos pana Starka.
Pokiwałem w odpowiedzi głowa i wyszedłem z pomieszczenia. Nie do końca wiedziałem co powinienem o tym wszystkim myśleć. Niby to może być dobre dla naszej relacji, bo poznam ich zachowania w drużynie. Jednak największym minusem jest to, że muszę nakłamać kilku osobą, żeby moja tożsamość nie wyszła na jaw.
Wyszedłem na wielką platformę, która znajduje się prawie na samej górze budynku. Podszedłem do krawędzi platformy i od razu z niej zeskoczyłem. Gdy byłem już w połowie budynku, wystrzeliłem siecią i zacząłem bujać się w stronę mieszkania. Musiałem porozmawiać z ciocią i nakłamać jej o wycieczce zapoznawczej do innego laboratorium.
- Peter, masz nową wiadomość – usłyszałem nagle glos Karen.
- Przeczytaj – mruknąłem, rozglądając się na boki.
- Cześć Peter, tutaj Tony Stark. Przez najbliższy tydzień nie będzie mnie w biurze, czyli to oznacza dla ciebie brak stażu – i tutaj Karen przerwała. – To tyle, Peter.
- Czyli pozbyliśmy się jednego problemu, super.
Po kilkunastu minutach bujaniu się poprzez miasto wylądowałem na dachu bloku. Upewniłem się, że nikogo tu nie ma i ściągnąłem z siebie strój. Ubrania pod spodem sprawiły, że nie musiałem poświęcać czasu na przebieranie się. Strój schowałem do wcześniej zostawionego tam plecaka.
Zszedłem po schodach pożarowych na swoje piętro i od razu udałem się w stronie mieszkania. Otworzyłem drzwi kluczem, co znaczyło, że cioci jeszcze nie ma w mieszkaniu. Udałem się w stronie swojego pokoju, gdzie po wejściu rzuciłem plecak pod ścianę. Usiadłem na łóżku i wyciągnąłem telefon z zamiarem napisania do staruszków.
- Peter, wróciłam! – usłyszałem krzyk cioci, który popsuł mi trochę plany. – Chodź na chwile do kuchni, musimy porozmawiać!
Ciekawe co się stało, że to nie mogło poczekać do czasu, w którym byśmy jedli.
Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w stronę kuchni, gdzie od razu dostrzegłem stojącą w niej ciocię. Stanąłem w wejściu i spojrzałem na nią oczekująco.
- Słuchaj, Peter – zaczęła, patrząc się na mnie. – Muszę jutro wyjechać na kilka dni w sprawie służbowej. Mam nadzieje, że dasz sobie radę i nic się nie stanie.
Spojrzałem się na nią zdziwiony i pokiwałem głową. Czemu ten wyjazd wydaje mi się dosyć podejrzany?
- Bym ci powiedziała wcześniej, ale sama się dopiero dowiedziałam – westchnęła cicho i pokręciła przy tym głową.
- Nie szkodzi, dam sobie radę – wzruszyłem lekko ramionami. – A gdzie jedziesz?
- Do Niemiec – powiedziała, a ja otworzyłem szeroko oczy w zdziwieniu.
—
dzień dobry wieczór wamnwm w sumie co z tego rozdziału wyniknie ale będzie super (nie obiecuje)
nwm następny chyba w nowym roku
CZYTASZ
Zły numer dzieciaku
Fanfictionopowiadanie jak każde inne o tej tematyce co nie peter po prostu źle przepisuje numer i trafia na obca mu osobę której już na samym początku powiedział za dużo may tutaj (prawdopodobnie) nie umrze no i Peter ma troszkę wyjebane ego