Obudziłem się w dosyć ciemnym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła był księżyc. Skoro księżyc dawał takie światło, oznaczało to, że byłem dosyć długo nieprzytomny. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nie zauważyłem tutaj niczego dziwnego. Pokój wyglądaj jak zwykły pokój nastolatka.
Mój pajęczy zmysł tez nie dawał o sobie znać, a to mogło oznaczać, że byłem tutaj bezpieczny. Albo ten postanowił mnie po prostu olać i byłem w niebezpieczeństwie. Chociaż Kapitan chciał, żebym umarł, wiec wątpię, że by mnie trzymał przy życiu. Wiec kim była osoba, która zabrała mnie z kanałów?
Dosyć obolały wstałem powoli z łóżka, na którym leżałem. Ranny zaczęły powoli się goić dzięki mojemu przyspieszonemu leczeniu, jednak wciąż byłem cholernie obolały. Stanąłem pod ściana i przygotowałem się do ataku, gdyby taki był konieczny.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął młody chłopak, może w moim wieku. Jego wzrok spoczął na łóżku, a gdy zauważył, że mnie tam nie ma, zmarszczył brwi. Chłopak zaczął rozglądać się po pokoju, a gdy jego wzrok spoczął na mnie byłem już gotowy, żeby strzelać do niego siecią.
- O hej, jestem Harley - powiedział i się uśmiechnął. - Znalazłem cię rannego w kanałach, wiec postanowiłem ci pomów. Jakby, wow, pomogłem Spider-manowi, wciąż nie mogę w to uwierzyć. Tak w ogóle przyniosłem ci coś do picia.
- Co robiłeś w kanałach? Kto ci pomógł mnie tutaj przenieść? - zadałem mu pytania. - Kto jeszcze wie, że tutaj jestem?
- Trochę zabawna historia, akurat uciekałem kanałami przed policją i cię zauważyłem, a że nie było cię jakoś trudno przenieść to sam dałem rade - wzruszył ramionami i podszedł w stronę biurka. - Tylko ja wiem, że tutaj jesteś, bo tak jakby nie mam znajomych w Nowym Yorku.
- Jasne - mruknąłem i opuściłem dłoń. - Dlaczego mi pomogłeś?
- A kto by ci nie pomógł - wzruszył ramionami. - Wszyscy cię uwielbiają i wow, wciąż nie ogarniam, że wiem, jak wyglądasz.
- Jestem Peter - powiedziałem i usiadłem na łóżku. Coś w jego zachowaniu mówiło mi, że można mu zaufać. - Mieszkasz tutaj sam?
- Tak - wzruszył ramionami. - Jak chcesz, to możesz tutaj przenocować.
——
Właśnie dzisiaj minęło pół roku od momentu kiedy Kapitan próbował się mnie pozbyć. Oczywiście nie udało mu się, bo stwierdził, że dwie kule mnie zabiją i zostawił mnie samego w zaułku.
W ciągu tych sześciu miesięcy zaprzyjaźniłem się z Harleyem. Jak się okazało Harley dzięki Starkowi zna się na różnych technologiach. Potrafi także ogarnąć mi nowy strój i lepsze wyrzutnie sieci.
Pan Stark jak i reszta świata myśli, że nie żyje. Mam nadzieję, że tak pozostanie.
Siedziałem właśnie na dachu w całkiem nowym stroju, który w ogóle nie przypominał tego poprzedniego. Mój aktualny strój był cały wykonany z czarnego materiału. Na nowo na ulicach zacząłem pojawiać się kilka tygodni temu, więc nie udało mi się jeszcze wymyślić żadnej dobrej ksywki.
Rozglądałem się po ulicach, patrząc czy nigdzie nie dzieje się nic ciekawego. Nagle po swojej lewej usłyszałem kilka strzałów, a więc ktoś się włamał do banku.
Zeskoczyłem z dachu i na sieci przeniosłem się bliżej budynku, w którym doszło do włamania. Po kilku chwilach znalazłem się przed wejściem, a następnie wszedłem do środka.
- Nie ładnie tak okradać banki - powiedziałem i od razu przeszedłem do ataku.
- Co do chuja?! - usłyszałem krzyk jednego z nich, ale nie przestawałem przyklejać ich do ściany.
Dało się domyśleć, że byli to początkujący złodzieje po błędach, które popełniali. Kto normalny nie zaczyna atakować kiedy ktoś go atakuje? Szokujące.
Po krótkiej walce, chociaż nie dało się nazwać tego walką, wszyscy byli przyklejeni do ściany albo podłogi. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, bo to oznaczało, że nie wyszedłem jeszcze z wprawy.
Jednak może jednak nie wszyscy byli pokonani, bo pajęczy zmysł zaczął mnie przed czymś przestrzegać. Nie byłem wystarczająco szybki, żeby ogarnąć o co może chodzić, bo poczułem przeszywający ból w lewym boku. Odwróciłem się szybko za siebie i zauważyłem mężczyznę z bronią. Nie było go tutaj wcześniej, więc pewnie musiał później dojść. Szybkim ruchem pozbawiłem go broni i przykleiłem pajęczyna do ściany.
Złapałem się za ranę, żeby jakoś bardzo się nie wykrwawić i wyszedłem szybkim krokiem z budynku. Wolną ręką wystrzeliłem sieć i podciągnąłem się do góry. Takie poruszanie się było bardzo niekomfortowe, ale musiałem dostać się na dach budynku.
Wylądowałem na budynku i usiadłem pod kominem. Musiałem zadzwonić do Harleya, żeby poinformować go o tym co się stało. Wyciągnąłem telefon i wybrałem dobrze znany mi numer.
- Hej Harley, nie uwierzysz - zacząłem i parsknąłem pod nosem. - Postrzelili mnie.
- Peter?! - usłyszałem aż za bardzo znajomy głos po drugiej stronie. Spierdoliłem.
The history book on the shelf is always repeating itself
—————
hejka.....
równo 2 lata temu 24 maja wstawiłam pierwszy rozdział tego opowiadania... nie sądziłam nigdy że kiedykolwiek je skończę bo jestem w to chyjowa loool ale udało się!!!!!
mega wam wszystkiemu dziękuję za to że chciało wam się czytać te wypociny...
no i muszę się przyznać że zaczynajac to pisać nie miałam w planach takiego zakończenia ale wyszło jak wyszło.....
mam nadzieję że do kolejnego????? może kiedyś?????btw cytat jest z piosenki waterloo of abba
CZYTASZ
Zły numer dzieciaku
Fanfictionopowiadanie jak każde inne o tej tematyce co nie peter po prostu źle przepisuje numer i trafia na obca mu osobę której już na samym początku powiedział za dużo may tutaj (prawdopodobnie) nie umrze no i Peter ma troszkę wyjebane ego