Nagle wszystkie możliwe alarmy zaczęły wyć, a na oknach zaczęły pojawiać się metalowe ochrony. Coś dużego musiało się dziać, skoro Friday wykonała sama z siebie taki ruch. I to dlatego też mój pajęczy zmysł szalał.
- Coś jest nie tak - mruknąłem, wstając z krzesła i naciągnąłem na twarz maskę.
Ruszyłem w stronę drzwi i po chwili znalazłem się na korytarzu. Poza pomieszczeniem panowało całkowite zamieszanie, ludzie wybiegali z różnych pomieszczeń albo do nich wbiegali. Mogłem się założyć, że nikt nie był do końca pewny tego, co aktualnie się dzieje.
Głośny alarm zagłuszał rozmowy ludzi albo to był mój pajęczy zmysł. Na ten moment nie byłem niczego pewny. Zacząłem przeciskać się między ludźmi w stronę windy. Istniała możliwość, że winda nie działała, bo praktycznie nikt nie szedł w tamtą stronę. Jednak dla Spider-mana brak windy nie jest problemem.
Ruszyłem w stronę schodów, których oficjalnie nie powinno się używać. Schody ewakuacyjne znajdowały się w przeciwnym kierunku. Jednak przez to, że większość osób była spanikowana, to nikt nie zwrócił uwagi, że otwieram drzwi do „zakazanych" schodów. Zamykając za sobą drzwi miałem tylko nadzieję, że to wszystko to tylko fałszywy alarm.
Podszedłem do barierki i przykleiłem kawałek sieci do poręczy. Po zrobieniu tego skoczyłem w dół. Jakoś w połowie drogi w dół usłyszałem nagły wybuch. Wszystko zadziało się tak szybko, że nawet mój pajęczy zmysł nie dał rady tego zarejestrować. Przez to nie mógł mnie też ostrzec przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
Praktycznie cały budynek się zatrząsł, a schody, przy których się znajdowałem, zaczęły się zawalać. Wybuch musiał być mocny, bo jasny błysk na moment mnie oślepił. Wszystko zaczęło lecieć w moją stronę, a ja nie miałam jak się schronić. Ktoś musiał wiedzieć, że wybiorę akurat te schody i zastawił na mnie pułapkę. Tylko kto wiedział, że byłem w wieży? Kto wiedział, że akurat wybiorę te schody?
Spadając, wypatrywałem jakiegoś schronienia, ale nigdzie takiego nie było. Wszystkie drzwi, które mijałem, miały założone elektryczne zabezpieczenia, które świeciły się na czerwone, a to oznaczało, że są zamknięte.
Ktoś nie tylko wiedział, że znajduje się w wieży, ale ten ktoś także wiedział, na którym piętrze się znajduje. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, że tylko te jedne drzwi były otwarte.
Wielki kawałek betonu właśnie przeleciał obok mnie. Gdyby opadał kilka centymetrów bliżej, już by było po mnie. Po przeciągającym się spadaniu w końcu opadłem na sam dół, jednak wciąż nie byłem bezpieczny, bo wielkie kawałki betonu były bliżej, niż się zdawało. Odskoczyłem pod ścianę z nadzieją, że nie umrę.
Nie chciałem umierać w taki sposób, ale każda możliwa droga ucieczki była zablokowana.
——
- Gdzie on do cholery poszedł?! - krzyknąłem w stronę Friday.
- Spider-man udał się na zakazaną klatkę schodową - sztuczna inteligencja odpowiedziała mi ze spokojem.
- Przecież prawie nikt nie ma do niej dostępu, a już na pewno nie on - jednym kliknięciem przywoływałem swoją zbroję. - Sprawdź, kto odblokował drzwi, na już!
To wszystko działo się za szybko. Nawet nie zdążyłem za nim wyjść, a on już zniknął. Zanim moja zbroja się pojawiła, usłyszałem głośny wybuch.
Klatka schodowa, w której znajdował się Peter wybuchła. Ktoś chciał, żeby Peter znalazł się w tym miejscu, a ja muszę się dowiedzieć, kto za tym stał.
Jedyne co znajdę na samym dole to jego martwe ciało. Chociaż może była jeszcze nadzieja.
- Friday, przeskanuj klatkę schodową i szukaj oznak życia - powiedziałem po ubraniu zbroi.
——
Telefon leżący na biurku zawibrował. Wziąłem go do ręki i odebrałem.
- Dzieciak powinien umrzeć w ciągu kilku minut.
- Dobra robota, Kapitanie.
——
co tam
CZYTASZ
Zły numer dzieciaku
Fanfictionopowiadanie jak każde inne o tej tematyce co nie peter po prostu źle przepisuje numer i trafia na obca mu osobę której już na samym początku powiedział za dużo may tutaj (prawdopodobnie) nie umrze no i Peter ma troszkę wyjebane ego