22

925 56 31
                                    

Nie miałem pojęcia co powinienem zrobić z informacją, którą otrzymałem od Pana Starka. Powinienem napisać do nich, że znam ich tożsamość czy może lepiej zatrzymać to dla siebie. Decyzja, którą musiałem podjąć była okropna. Postanowiłem jednak, że na razie nic im nie zdradzę, jednak zrobię to w najbliższej przyszłości. No i jak już nie będzie mnie w wieży.

Spojrzałem się na telefon i zobaczyłem kilka wiadomości od cioci. Chciała wiedzieć, kiedy wracam do domu. Chyba czas ogłoszenia, że znam tożsamość Hackermana i reszty staruszków przyjdzie szybciej niż myślałem.

Ciocia:

Peter, kiedy wracasz?

Ten cały projekt trwa już
wystarczająco długo

Jak nie wrócisz do końca dnia
będę zmuszona zadzwonić do
Pana Starka, żeby odesłał cię do domu

Jeśli zadzwoni do Tony'ego to dowie się, że sam chciałem tutaj się zatrzymać i że żaden ważny projekt nie istnieje. No i do końca dnia w sumie dużo nie zostało. Westchnąłem cicho i wziąłem się za odpisywanie. Czas poinformować Pana Starka o tym, że muszę dzisiaj wrócić.

Peter:

Miałem właśnie ci pisać,
że właśnie skończyliśmy

Wracam dzisiaj do domu


Podniosłem się z kanapy i ruszyłem na poszukiwania Pana Starka. Prawdopodobnie zaszył się w swoim warsztacie, żeby dopiąć strój Spider-mana na ostatni guzik. Ruszyłem w stronę windy, jednak w połowie drogi przerwał mi głos Friday.

- Tony czeka na ciebie w kuchni, Peter.

Poszukiwania zostały zakończone. Zawróciłem i już po chwili znalazłem się w odpowiednim pomieszczeniu. Pan Stark siedział przy stole i pił kawę. Przed nim leżały jakieś projekty, których nigdy nie widziałem. Mogłem założyć się, że to coś nowego.

- Chciałeś mnie widzieć? - spytałem i usiadłem naprzeciwko niego.

- Domyśliłem się, że mnie szukasz - wzruszył lekko ramionami. - Z innego powodu raczej byś nie szedł w stronę windy, prawda?

- W sumie to tak - przekrzywiłem lekko głowę, uświadamiając sobie, że Friday to skarżypyta.

- No więc, co tam się dzieje?

- Ciocia wróciła dzisiaj do domu - zacząłem. - Więc chciałem cię poinformować, że muszę dzisiaj tam wrócić.

- Szkoda - powiedział i posłał mi lekki uśmiech. - Mam nadzieje, że kiedyś będziesz miał jeszcze okazje, żeby tutaj nocować.

Może to się stać szybciej niż sobie wyobrażasz.

- Podwieźć cię do domu? - spytał, odstawiając kubek na projekty.

- Jeśli to nie byłby problem, to tak - pokiwałem głową i wstałem z krzesła, żeby pójść się spakować.

- Za dwadzieścia minut na dole - powiedział i sam wstał.

Wyszedłem z kuchni i skierowałem się do mojego tymczasowego pokoju. Nie rozpakowywałem się całkowicie z plecaka więc wystarczyłoby mi dziesięć, ale może on potrzebował tych dwudziestu.

Po dwudziestu minutach wyszedłem z budynku. Pan Stark już na mnie czekał przed swoim samochodem. Poprawiłem plecak na ramieniu i do niego podszedłem.

- Już możemy jechać? - spytał i podszedł do drzwi od strony kierowcy.

Na jego słowa pokiwałem głową i otworzyłem drzwi od strony pasażera. Już po chwili jechaliśmy w stronę Queens. Przez większość drogi w ogóle się do siebie nie odbywaliśmy. Pan Stark nie zaczynał rozmowy, a mi tak było w porządku.

- Dziękuję za podwózkę i do zobaczenia na stażu - powiedziałem, wychodząc z samochodu.

Pan Stark pokiwał głową i się do mnie uśmiechnął. Zamknąłem drzwi samochodu i ruszyłem w stronę wejścia do budynku. Już po kilku chwilach znalazłem się przed drzwiami mieszkania. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Drzwi zadziwiająco były otwarte, a to oznaczało, że ciocia jest w środku.

- Wróciłem! - krzyknąłem, zamykając za sobą drzwi.

Ściągnąłem buty i wtedy zobaczyłem, jak ciocia wychodzi z kuchni. Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem w stronę swojego pokoju.

- Nigdy nie zgadniesz, co znalazłam w swoim telefonie - usłyszałem niespodziewanie jej głos, a to oznaczało, że poszła za mną.

- Co takiego? - spytałem, przechodząc przez próg mojego pokoju.

- Nadajnik, mój znajomy informatyk pomógł mi to rozpoznać - powiedziała i stanęła w progu.

Znajomy czy raczej współpracownik?

- Co? Jaki nadajnik? - może granie głupca wyjdzie mi na dobre, a może nie. - Wpadłaś w jakieś kłopoty czy coś?

- Ja nie, ale może ty tak - powiedziała i wyciągnęła z kieszeni nadajnik, który jej podłożyłem.

Dopiero w tej chwili uświadomiłem sobie jaki kształt posiada nadajnik, który jej podłożyłem. Jest on w kształcie pająka. Jak mogłem wcześniej się nie domyśleć, że istnieje możliwość, że May sprawdza czasami czy nikt jej niczego nie podłożył. Jestem taki głupi.

- Myślisz, że podpadłem Spider-manowi? - spytałem i odrzuciłem plecak na łóżko.

- Tego nie powiedziałam - pokręciła głową. Czy ona myśli, że jestem Spider-manem? - Myślę, że możesz się domyślać o co może mi chodzić.

- Nie mam zielonego pojęcia - wzruszyłem lekko ramionami. - Istnieje możliwość, że ktoś się nam włamał do domu na przykład jak spałaś i podłożył ci właśnie ten nadajnik, wiesz, żeby nas okraść i w ogóle. Myślę, że dobór kształtu musiał być specjalny, żeby na myśl przyszedł ci od razu Spider-man.

- Może masz racje, a ja wyolbrzymiam - pokiwała głowa na moje słowa.

- Różnie bywa - uśmiechnąłem się do niej i znowu wzruszyłem ramionami.

- Idź spać, Peter - powiedziała i wyszła mi z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Mam przeczucie, że przez ten głupi nadajnik domyśliła się kim jestem. Mam dużo powodów, żeby tak myśleć. Jak mam racje to raczej nie jestem tutaj do końca bezpieczny. Niby jesteśmy rodziną, ale skoro również jestem po dwóch różnych stronach barykady to fakt, że jestem rodziną może wcale jej nie obchodzić.

———
wymyśliłam takie zajebiste zakonczenie tego ff ale nwm czu wam się spodoba....

Zły numer dzieciakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz