Leta przez ostatnie kilkanaście godzin stwierdziła kilka rzeczy. Pierwsza z nich to taka, że los może być naprawdę przewrotny. W ciągu ostatniej doby wydarzyło się tak wiele złych rzeczy, a w końcowym efekcie dalej może realizować swój plan. Jeden punkt był odhaczony i to motywowało ją do dalszej podróży. Druga rzecz to fakt, że pustkowia Stanów Zjednoczonych są naprawdę urokliwe. W nocy trochę mroczne i przerażające, ale za dnia nie było piękniejszych widoków. Nie dla kogoś kto chciał uciec od szumu miasta, ogromnych wieżowców i nękających matek. Tutaj czas biegł swoim tempem i nie było żadnych małych przestrzeni. Jedna wielka powierzchnia piachu, drzew i krzaków, a pośrodku asfaltowa droga, na której minęli może z cztery samochody. Raz na jakiś czas mijali stację benzynową lub małe wioski. Zatrzymali się tylko dwa razy po kawę i zatankowanie kampera. Wszystko było idealnie, tak jak Leta sobie wymarzyła. Dodatkową trzecią rzeczą na plus był fakt, że Denver to idealny kompan do podróży. Naprawdę. Był jej całkowicie obcy, a jednak nie było między nimi niezręcznej ciszy. Milczeli przez większość trasy i dziewczyna nawet przez sekundę nie poczuła się z tym źle. Denver wyglądał na człowieka, który lubi podróżować w samotności i ciszy, wyglądał też jakby lubił prowadzić i to go w pewien sposób relaksowało.
A co najważniejsze na razie nie okazał się seryjnym mordercą.
Wciąż beształa się w myślach za swój wybryk. Wsiadać do obcego samochodu z obcym facetem, którego dłonie mogłaby bez problemu zgnieść jej głowę. Ale nie zrobił tego i pomimo swojego marudnego nastawienia wciąż jechali do drugiego punktu na liście. Leta dopracowała plan swojego ojca w taki sposób, by nie było zbyt wielkich odstępów między kolejnymi punktami. Obliczyła zużycie paliwa, czas dotarcia, ewentualny nocleg, gdyby nie mogła spać w swoim samochodzie. Wartości się trochę zmieniły od kiedy jedzie innym samochodem i ma towarzysza, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Wzięła z domu wszystkie swoje oszczędności, a sądząc po kamperze Denver również nie należał do najbiedniejszych podróżników.
— Powinniśmy się przespać — mężczyzna odezwał się i tym samym przerwał długo panującą ciszę.
— Preferujesz przednie czy tylne siedzenie? — zapytała żartobliwie, a Denver posłał jej krótkie spojrzenie.
— Miałem o Tobie trochę inne zdanie.
— Jakie? — poprawiła się na swoim miejscu. Pośladki bolały ją od długiej jazdy, choć siedzenia były naprawdę wygodne. — Że jestem grzeczną i uczynną dziewczyną, a w książce robiłabym za Mary Sue?
— Tak — odparł bez chwili zastanowienia. — Wyglądasz na kogoś takiego.
— Jestem czarną owca rodziny.
— Bo do kawy dodajesz dwie kostki cukru zamiast jednej różowej?
— Powiedzmy — wzruszyła ramionami. — A co z Tobą? Jesteś tym wujkiem z tatuażami, który nieustannie mówi przekleństwa przy stole i zjawia się dwa razy do roku?
— Raz do roku i nie przeklinam.
— A jednak — powiedziała. — Więc ile ma lat?
— Trzy i jest prawdziwym potworem — dodał. — Nie wiem jak coś takiego mogło wyjść z mojej siostry.
— To coś, czyli dziecko?
— Mały potwór, tak.
Leta nic nie powiedziała przez kilka chwil. Poświęciła je na przyglądanie się Denverowi. Marszczył coraz bardziej czoło i mrużył oczy. Całkowicie zapomniała, że jechali od kilku godzin i mieli tylko dwa krótkie przystanki. Denver musiał być zmęczony. Całkowicie też uleciał z jej głowy fakt, że Denver sam zasugerował, że powinni zrobić przerwę na krótką chwilę i pójść spać. Zawsze działo się tak, gdy zaczynali rozmawiać, bo rozmowa była płynna, dowcipna i przyjemna. Bardzo lekka, niezobowiązująca ich do niczego.
CZYTASZ
Pod Psią Gwiazdą | +16 ✓
Teen FictionLeta kończy osiemnaście lat i postanawia wyruszyć w podróż swojego życia. Zostawia wszystko, by zapomnieć o życiu, które przypominało jej niekończąca się wspinaczkę. Zepsuty samochód, brak jedzenia i ulewa zmuszają ją do szukania schronienia. Przekr...