Rozdział 5

1.4K 198 30
                                    

Uciążliwy budzik rozbrzmiał po pokoju. Leta jęknęła głośno i nasunęła poduszkę na głowę. Zakopała się w kołdrze, by dźwięk stał się chociaż trochę mniej irytujący.

— Wyłącz go — wymamrotała, gdy usłyszała przekleństwo z ust Denvera.

— Sama wyłącz.

— Masz bliżej — odparła.

— Jest po twojej stronie.

— Wyłącz go — wymamrotała w poduszkę. — Sięgnij ręką.

Nie miała siły, żeby poruszyć się choć o milimetr.

— Stawiasz mi za to kawę.

— Cokolwiek.

Mężczyzna uniósł rękę i przerzucił ją przez ciało Lety zwinięte w naleśnik za pomocą kołdry i koca. Potem rozległ się cichy huk, a dźwięk umilknął.

— Czy ty rzuciłeś budzikiem?

— Może.

Ramie Denvera spoczęło na jej ciele. Najwidoczniej nie tylko ona była tak zmęczona, że nie miała siły wykonać żadnego ruchu. Poczuła, że jej powieki stają się ciężkie i przestała walczyć z uporczywą potrzebą snu. Pozwoliła sobie jeszcze na chwilę odpoczynku. Jechali naprawdę spory kawałek drogi i pół nocy spędzili z lokalnymi mieszkańcami. Nie żałowała, nie. Ale potrzebowała chwili odpoczynku.

Czuła jak sen ją zabiera. Jeszcze sekunda, a ponownie będzie śnić.

Po pokoju rozeszło się głośne pukanie.

— Skarby moje — Mary zawołała. — Śniadanie. Zapraszam, otworzyłam własne dżemy.

— Kurwa no — Denver jęknął w poduszkę.

Leta uniosła się lekko i zrzuciła z siebie jego ramie. Zwlekła się z łóżka i rozprostowała plecy, które zaczęły wydawać dziwne dźwięki. Czuła jakby nie spała ani chwilę, a zegarek na jej nadgarstku wskazywał dziesiątą. Zajrzała do swojej torby i wyciągnęła z niej ubrania na zmianę i swoją kosmetyczkę, która okazała się zbędna, bo wszystkie potrzebne rzeczy były już w łazience. Stanęła przed lustrem i umyła zęby, a potem twarz. Rozebrała się i wskoczyła pod szybki prysznic. Woda od razu przywróciła jej chęci do życia.

Gdy była już ogarnięta, wyszła z łazienki. Denver wciąż spał, więc podeszła do łóżka od jego strony i zaczęła szturchać jego nogę. Pamiętała, by nie zbliżać się do klatki piersiowej, bo nie chciała, żeby sytuacja potoczyła się tak jak ostatnio.

— Nie — Denver wymamrotał wciąż zaspany.

— Wstawaj — powiedziała. — Mary zrobiła nam śniadanie. I nie będę przypominać, że dziś odwiedzamy Dolinę Śmiechu.

— Idź sama na śniadanie.

— Nie — powiedziała, choć nie znała powodu, dla którego nie mogła pójść sama jeść. — No wstawaj.

— Jesteś upierdliwa.

— A ty śmierdzisz.

— Ja się umyję, a ty nie przestaniesz być upierdliwa.

— Zawsze masz ostatnie słowo?

— Zawsze się tak rządzisz? — odpowiedział co lekko zirytowało dziewczynę.

Denver poruszył się i w końcu wstał.

Nie wyglądał na zadowolonego, ale dwadzieścia minut później wyszedł z łazienki już umyty i ubrany. Leta żałowała, że nie przyjrzała się uważniej jego ciału, gdy był jeszcze bez koszulki. Teraz nie miała na to żadnych szans, bo ubrał czarną koszulkę i ciemne spodnie. Będzie mu strasznie gorąco, ale nie zamierzała tego mówić. Jego spojrzenie to wyraźny znak, że powinna siedzieć cicho, póki nie napije się kawy.

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz