Rozdział 23

1.4K 209 28
                                    

 Od kilku dni padał deszcz. Ledwo zdążyli opuścić Plaże Pod Wodospadem, a z nieba spadły hektolitry wody. Było to dziwne zjawisko, bo niemal przez całą ich wyprawę niebo było bezchmurne i nie spadła ani jedna kropla deszczu. Dzięki temu, że mieli jeszcze trochę pieniędzy pozwolili sobie na wynajęcie pokoju. Ich ostatnie doświadczenia z podobnym miejscem były złe, więc Denver nie opuszczał Lety na krok. A Leta nie opuszczała jego. 

A Scheldon był bardziej niż szczęśliwy, gdy mógł spać w ich nogach. 

Właściwie to pierwszy raz skorzystali z niewidzialnego sznura, który ich ze sobą związał. Nie próbowali uwolnić się od niego, a wykorzystali tę bliskość. Oglądali filmy na starym telewizorze, jedli śniadania w łóżku i razem chodzili na spacery z Sheldonem między kolejnymi falami deszczu. Rozmawiali tak dużo, że Leta czuła jakby znała go na wylot. Mówił o swojej rodzinie i o służbie. Opowiadał o tym, że święta zawsze są ogromnym przedsięwzięciem z powodu liczebność osób jaka zjeżdża się do jego rodzinnego domu. Gdy o nich mówił uśmiech nie schodził z jego twarzy. Leta powiedziała o tym jak święta wyglądały u niej. Wtedy, gdy jeszcze żył jej tata. 

W którymś momencie nawet zaczęli rozmawiać o tym jak mogłyby wyglądać ich spotkania, gdy Leta zacznie studia. Denver proponował weekendowe wyjazdy, a ona chętnie kiwała głową. Choć w głębi serca wątpiła, by to się udało. Jej mama nigdy na to nie pozwoli. Nie po tym co Leta wywinęła. Miała pewność, że jak tylko przekroczy próg domu to dostanie dożywotni szlaban, a kontrola nad jej życiem będzie większa niż dotychczas. Jej mama nałoży na nią milion obowiązków. Studia, dodatkowe lekcje z hiszpańskiego i gry na fortepianie, a dodatkowo będzie musiała uczestniczyć w tych wszystkich sztywnych imprezach. 

Będzie się sprzeciwiać, ale jak wiele ma do powiedzenia, gdy wciąż jest utrzymywana przez rodzica? Jej studia są drogie, tak samo jak wynajęcie jakiegoś lokum. Mogłaby zacząć pracować i spróbować utrzymać się sama. Nie wiedziała czy jej się uda, ale zamierzała spróbować. 

Dla Denvera. 

— Myślisz, że jutro ruszymy do Skalnego Labiryntu? — zapytała, bo miała dość myślenia o swojej mamie i tym co ją czeka, gdy wróci do domu. 

Denver wyjrzał przez okno. Była to jedna z tych chwil kiedy deszcz nie leciał z nieba, ale wciąż było ciemno i wietrznie. 

— Będzie ślisko, nie powinniśmy iść. 

— To ostatni punkt wycieczki. 

— Więc dobrze, jeśli nie przyniesie nam skręconej kostki — Denver był nieugięty. — Poczekajmy aż przestanie padać i trochę przeschnie. 

Skinęła głową, bo nie było sensu się z nim kłócić. 

Podeszła do okna i wbiła spojrzenie w ciemne niebo. Zastanawiała się czy ten deszcz to jakiś spisem losu. Ich wyprawa wydłużyła się przez niego o trzy dni. Nie żałowała, ale doskonale wiedziała, że unikanie rozstania nie jest najlepsze. 

Żadne z nich nie wiedziało kiedy uda im się spotkać kolejny raz. 

— Sheldon nie powinien iść z nami. Będzie mu ciężko pokonać te wszystkie kamienie i szczeliny. 

— Zostawimy go w kamperze. Mam wrażenie, że dobrze się tam bawi — dziewczyna odeszła od okna i przykucnęła przy Sheldonie, który rozłożył się przy niewielkim stoliku. Zaczęła głaskać go po grzbiecie, a ten od razu poruszył się i przybliżył do jej dotyku. Był pieszczochem i strasznym leniem. Choć nic w tym dziwnego, że spał cały dzień skoro Denver codziennie rano zabierał go na kilkunastokilometrowy bieg. 

— Wiemy to po ostatnim razie, gdy rozerwał opakowanie z płatkami śniadaniowymi i znaleźliśmy go śpiącego na siedzeniu kierowcy. 

— Musi mieć coś od życia — powiedziała i podrapała go za uchem. 

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz