Rozdział 15

1.3K 187 20
                                    

Jeśli Leta myślała, że ta rozmowa coś między nimi zmieni to grubo się myliła. Bo nie nastąpiła żadna zmiana, którą można by uznać za znaczną. Nie było żadnych współczujących spojrzeń, krępującej ciszy czy drążenie nieprzyjemnego tematu. Nie było nic oprócz pogrubienia linii, którą byli ze sobą związani.

Dziewczyna dostrzegła to już jakiś czas temu. Szczerość ich do siebie zbliżała. Każde szczere słowo, każda szczera rozmowa. Wszystkie te sytuacje, gdy się na siebie otwierały. To one sprawiały, że między Denverem i Letą tworzyła się niewidzialna linia, która ich ze sobą łączyła. Otaczała ich ciała i przybliżała do siebie. Z każdym kolejnym wyzwaniem stawała się grubsza i mocniejsza.

Leta nie miała pojęcia jak uda jej się przeciąć te linę, gdy przyjdzie czas ich rozstania.

A przyjdzie.

Oczywiście, że tak. Bo ich wycieczka nie będzie trwała wiecznie. Denver wróci do swojego starego życia, a ona do swojego. Pójdzie na studia i znajdzie chłopaka, który będzie odpowiadał standardom jej mamy. Będzie przykładną córką i nigdy głośno nie powie o tym co wydarzyło się w jej życiu. Bo ich rodzina miała jedną zasadę. Milczeć.

Milczeć o rzeczach, które nie pasują do szczęśliwego obrazka jaki próbowali stworzyć i utrzymać. Wszystkie brudy były zamiatane pod dywan. Starannie ukrywane. Przytakiwała słowom swojej matki i smuciła się tylko wtedy, gdy zamykała drzwi do swojego pokoju. Bo w ich rodzinie nie było czegoś takiego jak smutek. Nie istniały żadne porażki. Dziewczyna była przekonana, że jej nieobecność tłumaczona jest jakimś szkoleniem czy inną misją charytatywną. Jej mama i ojczym na pewno opowiadają znajomym jak to Leta postanowiła ratować świat lub zagłębiać swoją wierzę zanim zacznie studia.

Bo głośno może mówić tylko o sukcesach, a o porażkach nie wolno nawet szeptać.

I tego Leta była uczona od maleńkości. I to robiła najlepiej. Milczała.

Denver nigdy nie zmuszał jej do mówienia, ale pozwalał jej to robić. Gdy czuła się gotowa, gdy chciała. To zabawne, że teraz wszystkich porównywała do mężczyzny. I zabawne, że nikt nie mógł mu dorównać.

— Kto z nas weźmie Sheldona?

Pytanie padło nagle.

— Nie myślałam o tym — wyznała szczerze. Tylko raz ta myśl przeszła przez jej głowę, ale szybko ją odrzuciła. — Ja idę na studia, będę mieszała poza domem i...

— W porządku, ja mogę go zabrać.

— A co, jeśli pojedziesz na kolejną misję?

— Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie się na jakąś udał — wyznał. — Będziesz mogła nas odwiedzać.

— Odwiedzać?

— Jeśli znajdziesz chwilę podczas swojego szalonego studenckiego życia.

Wizja odwiedzenia Denvera wydawała się bardzo przyjemna. Chociaż nie sądziła, by jej matka pozwoliła wyjechać gdziekolwiek podczas trwania roku akademickiego. Wyjechać gdziekolwiek po tym co jej zrobiła i jak nagle zniknęła.

Denver był od niej o kilka lat starszy, ale zastanawiała się czy jego rodzice też są tak bardzo restrykcji. Jednak zapytała o zupełnie inną rzecz.

— Twoi rodzice są szczęśliwym małżeństwem? — pytanie uciekło z jej ust, zanim zdążyła je szczelnie zamknąć.

Denver spojrzał na nią i wzruszył ramionami.

— Chyba tak — odparł. — Zawsze się uśmiechają, gdy są razem. I cały czas żartują. Z siebie samych i ze wszystkiego dookoła.

— To raczej oznaka szczęścia.

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz