Leta nie potrafiła się cieszyć.
Plaża Pod Wodospadem była kolejnym cudownym miejscem, które jej ojciec wpisał na listę. Droga do niej nie była najłatwiejsza, ale udało im się tam dotrzeć i widok był najpiękniejszym, jaki widziała. Nie miała pojęcia jak słowami opisać to, co widzi. Idąc tu na pewno nie spodziewała się tego. Bo tu faktycznie była plaża i faktycznie była zasłonięta wodospadem. Było to małe i urokliwe miejsce, a przez szczelinę w skale dochodziło tu słońce. Szum wody był głośny, ale nie zagłuszał ich słów. Chodzili po miękkim piachu bez butów i cieszyli się chłodem, jaki im dawał. Po tak ciężkiej trasie było to jak zbawienie. Dobrze, że zostawili Sheldona w kamperze, bo sam na pewno nie dałby rady tu dojść, a Denver i tak już niósł ciężki plecach z ich rzeczami. Psiak nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Zaufał im i nauczył się, że zawsze do niego wracają. Poza tym zostawili mu dużo wody, jedzenia i cicho grającą muzykę. W połowie drogi Leta chciała zawrócić i do niego dołączyć.
Rozejrzała się dookoła i próbowała zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Naszła ją myśl, że już ostatni raz jest w nowym miejscu. Ostatni punkt na liście właśnie zostaje odhaczony. Ostatni raz rozgląda się dookoła i podziwia cuda natury. Ostatni raz cieszy się widokiem i próbuje wszystko zapamiętać.
Ostatni raz dzieli te chwile z Denverem.
Więc zamiast przyglądania się plaży zaczęła przyglądać się mężczyźnie. Stał odwrócony do niej plecami z głową uniesioną do góry. Miał swoje przetarte dżinsy, ciężkie buty. Jego plecy były napięte, a na koszulce widoczne były plamy potu. Widziała jego opalone bicepsy i potargane włosy. Próbowała nasycić się jego widokiem na zapas, ale nie było to możliwe.
I on też o tym wiedział. Los także i dlatego chciał pokazać jej, że Denver ucieka. Oddala się. W przenośni i nie tylko. Wykonał kilka kroków do przodu, które przybliżały go do ściany wody, a oddalały od dziewczyny.
— Czy myślisz, że mogłabym cię czasem odwiedzać? Lub ty mógłbyś odwiedzić mnie? — powiedziała nagle.
Denver zatrzymał się i przez kilka sekund, choć może były to godziny, stał niczym posąg. Jakby ona była Meduzą, a jej słowa wężami. Momentalnie poczuła się jak skończona idiotka. Pytać o coś takiego? I to takim błagalnym tonem?
Mężczyzna musiał uznać ją za wariatkę i dlatego tak długo się nie odzywa. W końcu to ona zawsze mówiła, że nie będą mieli możliwości spotkania się. I dalej tak sądziła. Ale teraz dochodziło do tego coś innego. Wcześniej uważała, że nie ma potrzeby by dalej się spotykali. Spędzali miło czas, oczywiście. Dobrze się razem bawili i świetnie się rozumieli. Ale dla dobrej rozmowy Leta nie zamierzała ryzykować i narażać się za złość matki, która na pewno by nie zaakceptowała Denvera, jako jej znajomego. Dziewczyna po czasie zrozumiała, że nie chodzi tylko o dobrą rozmowę i mile spędzony czas.
Chodzi o tę linę, która ich ze sobą połączyła. Mocno trzymała ich ciała i dusze.
A Leta nie chciała, żeby kiedykolwiek ta lina została zerwana.
— Chciałabyś się ze mną widywać?
Denver poruszył się w końcu i spojrzał na jej twarz.
— Tak — odpowiedziała pośpiesznie. — Bardzo.
— Bardzo?
— To powiedziałam.
— Powiedz jeszcze raz.
— Nie znęcaj się nade mną — upomniała go. Widziała w jego oku ten charakterystyczny błysk. Był bardzo widoczny na ciemnych tęczówkach. Trochę przypominało jej to czekoladowe ciastka z kolorową posypką.
CZYTASZ
Pod Psią Gwiazdą | +16 ✓
Novela JuvenilLeta kończy osiemnaście lat i postanawia wyruszyć w podróż swojego życia. Zostawia wszystko, by zapomnieć o życiu, które przypominało jej niekończąca się wspinaczkę. Zepsuty samochód, brak jedzenia i ulewa zmuszają ją do szukania schronienia. Przekr...