Rozdział 21

1.3K 218 24
                                    

Leta nie potrafiła się cieszyć.

Plaża Pod Wodospadem była kolejnym cudownym miejscem, które jej ojciec wpisał na listę. Droga do niej nie była najłatwiejsza, ale udało im się tam dotrzeć i widok był najpiękniejszym, jaki widziała. Nie miała pojęcia jak słowami opisać to, co widzi. Idąc tu na pewno nie spodziewała się tego. Bo tu faktycznie była plaża i faktycznie była zasłonięta wodospadem. Było to małe i urokliwe miejsce, a przez szczelinę w skale dochodziło tu słońce. Szum wody był głośny, ale nie zagłuszał ich słów. Chodzili po miękkim piachu bez butów i cieszyli się chłodem, jaki im dawał. Po tak ciężkiej trasie było to jak zbawienie. Dobrze, że zostawili Sheldona w kamperze, bo sam na pewno nie dałby rady tu dojść, a Denver i tak już niósł ciężki plecach z ich rzeczami. Psiak nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. Zaufał im i nauczył się, że zawsze do niego wracają. Poza tym zostawili mu dużo wody, jedzenia i cicho grającą muzykę. W połowie drogi Leta chciała zawrócić i do niego dołączyć.

Rozejrzała się dookoła i próbowała zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Naszła ją myśl, że już ostatni raz jest w nowym miejscu. Ostatni punkt na liście właśnie zostaje odhaczony. Ostatni raz rozgląda się dookoła i podziwia cuda natury. Ostatni raz cieszy się widokiem i próbuje wszystko zapamiętać.

Ostatni raz dzieli te chwile z Denverem.

Więc zamiast przyglądania się plaży zaczęła przyglądać się mężczyźnie. Stał odwrócony do niej plecami z głową uniesioną do góry. Miał swoje przetarte dżinsy, ciężkie buty. Jego plecy były napięte, a na koszulce widoczne były plamy potu. Widziała jego opalone bicepsy i potargane włosy. Próbowała nasycić się jego widokiem na zapas, ale nie było to możliwe.

I on też o tym wiedział. Los także i dlatego chciał pokazać jej, że Denver ucieka. Oddala się. W przenośni i nie tylko. Wykonał kilka kroków do przodu, które przybliżały go do ściany wody, a oddalały od dziewczyny.

— Czy myślisz, że mogłabym cię czasem odwiedzać? Lub ty mógłbyś odwiedzić mnie? — powiedziała nagle.

Denver zatrzymał się i przez kilka sekund, choć może były to godziny, stał niczym posąg. Jakby ona była Meduzą, a jej słowa wężami. Momentalnie poczuła się jak skończona idiotka. Pytać o coś takiego? I to takim błagalnym tonem?

Mężczyzna musiał uznać ją za wariatkę i dlatego tak długo się nie odzywa. W końcu to ona zawsze mówiła, że nie będą mieli możliwości spotkania się. I dalej tak sądziła. Ale teraz dochodziło do tego coś innego. Wcześniej uważała, że nie ma potrzeby by dalej się spotykali. Spędzali miło czas, oczywiście. Dobrze się razem bawili i świetnie się rozumieli. Ale dla dobrej rozmowy Leta nie zamierzała ryzykować i narażać się za złość matki, która na pewno by nie zaakceptowała Denvera, jako jej znajomego. Dziewczyna po czasie zrozumiała, że nie chodzi tylko o dobrą rozmowę i mile spędzony czas.

Chodzi o tę linę, która ich ze sobą połączyła. Mocno trzymała ich ciała i dusze.

A Leta nie chciała, żeby kiedykolwiek ta lina została zerwana.

— Chciałabyś się ze mną widywać?

Denver poruszył się w końcu i spojrzał na jej twarz.

— Tak — odpowiedziała pośpiesznie. — Bardzo.

— Bardzo?

— To powiedziałam.

— Powiedz jeszcze raz.

— Nie znęcaj się nade mną — upomniała go. Widziała w jego oku ten charakterystyczny błysk. Był bardzo widoczny na ciemnych tęczówkach. Trochę przypominało jej to czekoladowe ciastka z kolorową posypką.

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz