Rozdział 4

1.5K 192 25
                                    

— Załatwiłem koc — Denver pojawił się przy jego boku i wręczył jej spory kawałek materiału. Przez nadmiar emocji Leta nawet nie zauważyła, że noc stawała się coraz zimniejsza, a ona była jedynie w krótkich spodenkach i koszulce. Przyjęła okrycie i zarzuciła je na swoje ramiona. — Nie boisz się tego jeść?

— Nie wygląda źle — Leta spojrzała na talerz na swoich kolanach. — Spróbuj.

— Wolę mięso.

— Sałata jest dobra — powiedziała, a nieodgadniony uśmiech pojawił się na twarzy Denvera. — Zamierzasz zażartować z mojego imienia?

— Nie, skąd — odparł.

— I dobrze, bo nie ja tu nazywam się jak miasto.

Mężczyzna nic nie powiedział. Przysiadł przy jej boku i zabrał z talerza kawałek ogórka. Przez krótką chwile siedzieli w ciszy, tak samo przyjemnej jak ta, która im towarzyszyła podczas oglądania zachodu słońca. Leta starała się nie myśleć zbyt dużo. Obawiała się, że jeśli zacznie wszystko analizować to ze strachem postanowi wrócić do domu. Strach przed nieznanym zawsze był tym co ją paraliżowało. I było tym co trzymało ją w domu. Często jej matka używała tego, by ją zatrzymać i powtrzymać przed działaniem.

Westchnęła cicho.

— Wyglądasz jakbyś nagrywała klip do smutnej piosenki.

— Tak wygląda osoba myśląca — odparła. — Może ci się to nie zdarza.

— Moje serce — Denver złapał się za klatkę piersiową. — To był potężny cios.

— Przestań się wciąż ze mnie nabijać.

Znowu zamilkli, a cisza znowu była przyjemna. Leta nie sądziła, że kiedyś spotka osobę, z którą milczenie będzie tak przyjemne. I na pewno nie przypuszczała, że tą osobą może być obcy jej mężczyzna. Nie wiedziała o nim nic. Jedynie znała jego imię, wiedziała, że ma siostrę, a jego radio odtwarza wciąż tą samą piosenkę.

Spojrzała przed siebie i uśmiechnęła się szeroko, gdy zobaczyła grupkę dziewczynek tańczących w kółku. Miały na sobie kolorowe sukienki, a na twarzach szerokie uśmiechy. Był radosne, podśpiewywały coś, a ich głosy sprawiały, że to miejsce było jeszcze bardziej magiczne. Jak wyjęte z bajki. Światełka, muzyka, tańczę i radośni ludzie. To niewielkie miasteczko zatrzymało się w czasie i było miejscem, do którego można uciec, żeby zapomnieć o problemach. Leta nie potrafiła opisać tego uczucia, ale miała wrażenie jakby jej skóra mrowiła. Miała ciarki na plecach, a żołądek podskakiwał do góry.

Przez chwilę pomyślała, że zostanie tu na zawsze to najlepszy pomysł.

— Mam propozycję — powiedział i tym samym przerwał ciszę. — Skoro robimy wszystko z twojej listy, to ja chcę urozmaicić naszą podróż.

— Czym?

— Wyzwaniami.

— Jakimi konkretnie wyzwaniami? — przechyliła głowę, by spojrzeć na jego twarz.

— Jeszcze nie wiem — wzruszył ramionami. — Jeśli będziemy w jakimś nowym miejscu każdy ma prawo dać jedno zdanie drugiemu.

— A jeśli ktoś nie wykona tego zadania?

— Pomyślimy nad karą.

— Dużo niewiadomych w tym twoim planie — powiedziała.

— O to chodzi, nie?

Tutaj zauważyła najważniejszą różnicę między nimi. Ona miała segregator z planem podróży i zawsze chciała mieć wszystko ustalone. Nie lubiła niespodzianek, lubiła być dobrze zorganizowana. Natomiast Denver sprawiał wrażenie człowieka, który żyje z dnia na dzień i bardzo mu się to podoba. Nie gra dla niego większej roli, gdzie spędzi kolejną noc o ile będzie mógł się wyspać.

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz