Rozdział 26

1.4K 232 33
                                    

Chaos.

To zapanowało, gdy Leta przebudziła się w szpitalu.

Nie potrafiła stwierdzić jak do niego dotarła. Pamięta tylko błyski światła i siłę, która próbowała oderwać ją od ciała Denvera. Przytulała się do niego i pilnowała jego oddechu, a potem musiała stracić przytomność.

Ostatnim, co pamięta to uścisk Denvera na jej ciele. Zdziwił się, że udało mu się poruszyć i nie krzyczy przy tym z bólu. On wyczytał jej wątpliwości i wyszeptał do jej ucha jedno zdanie.

 Obiecałem, że będę trzymał cię w każdej minucie doby, a mój ojciec nauczył mnie dotrzymywać obietnic.

Mimo bólu panującego w jego ciele, trzymał ją mocno.

Tak jakby robił to ostatni raz.

Tak jakby były to ich ostatnie chwile. Więc jakim cudem tak spokojnie leżeli i nie błagali o pomoc? Dlaczego nawet Sheldon pozostał cichy w obliczu śmierci Denvera? Jakby się pogodzili, a tak przecież nie było.

Nie wtedy i nie teraz, gdy lekarze zadawali jej miliony pytań. Była przewożona z jednego pomieszczenia do drugiego. Miała wykonywane badanie po badaniu, a jej ręka wylądowała w gipsie po niedługim zabiegu. Jej kolana były opatrzone, a ona została podłączona do kroplówki. Wtedy, gdy zabrali Sheldona do pobliskiego schroniska, które obiecało się nim zająć. Leta nie chciała, żeby ktokolwiek go zabrał, ale nie mógł przebywać w szpitalu. 

I w całym tym chaosie jedyne, o czym myślała to Denver.

— Gdzie on jest?

Zapytała setny raz, gdy pielęgniarka sprawdzała opatrunek na jej głowie.

— Wciąż na bloku operacyjnym.

— Więc żyje, tak?

— Jeszcze tak — pielęgniarka odpowiedziała tak samo jak pięć razy wcześniej. — Jesteśmy dobrej myśli.

Jeszcze tak.

Jedyne co miała.

— Zawiadomić twoją rodzinę?

— Nie — zaprzeczyła głową. — Nic mi nie jest, nie chcę ich martwić.

— Masz wstrząśnienie mózgu i złamaną rękę, a twojego kciuka lekarze ledwo co odratowali.

— Nic mi nie jest — powiedziała.

Nie wyobrażała sobie reakcji swojej matki na widomość, że wylądowała w szpitalu, bo podczas podróży z nieznajomym miała wypadek. Ją doprowadzała do szaleństwa niewyprasowana koszula lub krzywo ułożone włosy.

Pielęgniarka skończyła oglądać jej opatrunek. Zdjęła rękawiczki i wyrzuciła je do kosza, a potem zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła w jej stronę.

— Masz gości.

— Co? — Leta poderwała głowę do góry i od razu pożałowała. Dostała silne leki, ale nawet one nie dawały rady. Lekarze proponowali jeszcze silniejsze, ale odmówiła w obawie, że zaśnie. A nie zrobi tego póki nie dowie się co z Denverem. — Kto taki?

— Rodzice tego mężczyzny z którym cię znaleźliśmy.

Po tych słowach pielęgniarka zniknęła za drzwiami. Leta nawet nie miała sekundy, by zacząć się stresować, bo do jej pokoju weszły dwie osoby. Kobieta była niska mimo wysokich obcasów. Elegancko ubrana i z upiętymi włosami. Jej twarz była zaczerwieniona, a rozmyty makijaż świadczył o tym, że płakała.

Tuż za nią stał mężczyzna, który miał takie same oczy jak Denver. Był sporo wyższy od kobiety, a jego twarz była blada i pod oczami pojawiły się worki.

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz