Epilog

1.6K 265 127
                                    

Lało, tak jak tamtego dnia.

Wycieraczki nie nadążały z wycieraniem przedniej szyby, więc Leta ledwo co widziała drogę przed sobą. Nie była pewna czy na ostatnim rozwidleniu wybrała dobrą drogę. Jechała bardzo wolno i nie mijała prawie żadnych samochodów. Trzy razy miała ochotę się rozpłakać i miała cztery załamania.

Ale ani raz nie pomyślała o tym, by zawrócić.

Jechała kolejne minuty, a deszcz się wzmocnił. Pogoda była jak zaczarowana, bo na ogół wszędzie panowała susza. Dawna Leta przeklinałaby świat, ale już od miesięcy nią nie była.

Piorun przeciął niebo, a samochód wydał z siebie bardzo dziwny dźwięk. Dziewczyna mocniej naciskała na gaz, ale samochód wcale nie jechał szybciej. Wszystkie kontrolki zaczęły się świecić, a pojazd zacharczał i gwałtownie się zatrzymał.

— Nie, nie, proszę! Jeszcze tylko kawałek.

Właściwie nie wiedziała, ile jeszcze jej zostało. Ogarnęła ją panika, ale nie zastanawiała się długo. Dwa razy spróbowała odpalić samochód, ale jego zachowanie nie wskazywało jakby miał zaraz ruszyć. Zabrała plecak i schowała do niego wszystkie swoje rzeczy. Wysiadła, a deszcz od razu zmoczył ją całą. Zepchnęła samochód kilka metrów na pobocze i zostawiła go tam. Miała wrażenie, że jeszcze raz przeżywa ten sam dzień.

Ruszyła przed siebie, choć praktycznie nic nie widziała. Nie było żadnego samochodu, który mogłaby zatrzymać i poprosić o podwiezienie. Więc szła, a jej nogi zanurzały się w coraz większym błocie. Mimo fatalnej sytuacji ani razu nie zwątpiła w swoją decyzję. Szła do Denvera, a chociaż miała taką nadzieję.

Nie miała pewności, że go tam spotka. Nie miała nawet pewności, że on wciąż jej chce. A mimo to musiała to sprawdzić, upewnić się. Postawiła wszystko na jedna kartę. Nie miała planu awaryjnego, żadnego planu b, żadnej alternatywy. To było do niej tak bardzo niepodobne, że nawet Imogen nie wierzyła.

Rozglądała się dookoła, ale nie widziała niczego co przypominało pensjonat. Pamiętała, że ostatnim razem trafiła na niego przypadkiem. Szyld prawie nie działał, więc nie liczyła, że teraz będzie. Choć byłoby to bardzo pomocne. Szła i szła, a deszcz był coraz mocniejszy. Po jej ciele przechodziły dreszcze, a ona była przemoczona do bielizny. Stawianie każdego kolejnego kroku było wielkim wyzwaniem, ale nie zatrzymała się nawet na moment.

Pokonała kolejne metry i miała wrażenie, że idzie już od roku. Była na skraju, jej głowa bolała, a deszcz uniemożliwiał zobaczenie czegokolwiek.

A potem coś minęło w jej oczach.

Różowo-fioletowy napis. Ogromne litery.

Pod Psią Gwiazdą.

Serce podskoczyło jej do góry, a nogi same zaczęły piec. Nie umiała się zatrzymać. Każdy kolejny rok był dłuższy od poprzedniego. Zatrzymała się przed drzwiami i rozejrzała po niewielkim parkingu. Stał tu jej stary pick-up, ale nigdzie nie widziała kampera Denvera. Ale to jeszcze nic nie znaczyło, prawda? Mógł być w naprawie albo stać w innym miejscu.

Złapała za klamkę i szarpnęła, a drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. Od razu jej ciało otuliło ciepło, a do nozdrzy dotarł przyjemny zapach. Na recepcji nie widziała nikogo, ale światła się świeciły. Rzuciła plecak w kąt i zdjęła swoje ubłocone buty. Nie chciała pobrudzić wykładziny, a zamierzała przeszukać cały budynek. Musiał tu być, ktokolwiek.

Już miała ruszyć schodami w górę, gdy zobaczyła u ich szczytu Denvera.

Wyglądał zdrowo.

Niewiele czasu minęło od jego wypadku, a on już wyglądał jakby odzyskał pełnie sił.

Pod Psią Gwiazdą  | +16  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz