12 grudnia, poniedziałek

251 25 10
                                    

– I jak tam, masz już pomysł na prezent dla tajemniczego nowego kolesia z SEO? – pyta Patrycja, poruszając zabawnie brwiami.

Odrywam wzrok od ekranu laptopa i posyłam jej pełne politowania spojrzenie.

– No co? – obrusza się. – Do wigilii zostało mniej niż dwa tygodnie. A z twoją niechęcią do całej świątecznej otoczki mam podstawy obawiać się, że zostawisz tę sprawę na ostatni moment, co jest bardzo kiepskim rozwiązaniem.

Wzdycham ciężko, bo wiem, że ma rację. Czas ucieka, a ja w kwestii prezentów – zarówno dla Błażeja, jak i dla rodziny – wciąż nie posunęłam się ani o krok do przodu. Miałam plan, aby wczoraj poszukać czegoś w Internecie, ale jakoś mi nie wyszło. No dobra, prawda jest taka, że podświadomie odwlekam sprawę gwiazdkowych prezentów najdłużej, jak się da. I zamiast obejrzeć tylko jeden odcinek nowego serialu na Netflixie, pochłonęłam cały sezon na raz. W konsekwencji czego czasu na buszowanie po sieci już mi nie starczyło.

– Nina zasugerowała, żeby upiec mu górę pierników – odpowiadam, mając nadzieję, że jak rzucę jakimś pomysłem, Pati przestanie mi wiercić dziurę w brzuchu.

Przyjaciółka spogląda na mnie powątpiewająco.

– Przecież ty nie potrafisz piec.

– No to się nauczę. – Wzruszam ramionami. – Albo kupię gotowe i powiem, że zrobiłam sama. Kto się zorientuje?

Tak, ta druga opcja wydaje się rozsądniejsza. Co prawda obiecałam sobie, że podejmę chociaż jedną próbę pieczenia, ale jestem przekonana, że okaże się ona kompletnym fiaskiem. A wbrew temu, co zasugerował Drwal z SEO, który wylosował Patrycję, nie dam obcemu facetowi spalonych pierników. Jak by to o mnie świadczyło? Jeszcze by się chłopina pochorował po takiej ilości węgla i miałabym go na sumieniu. Nie, to zdecydowanie odpada.

– Serio, Wronka, masz zamiar kantować? – obrusza się Patrycja.

– A myślisz, że nikt inny tak nie zrobi? Ludzie nie mają czasu ani nerwów, żeby wymyślać ręcznie robione prezenty i faktycznie je robić. Mogę się założyć, że co najmniej połowa tych podarków będzie oszukańcza.

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Rano mimochodem usłyszałam rozmowę w damskiej łazience, gdzie dwie dziewczyny z działu promocji zastanawiały się, jak bardzo musiałby być brzydki szalik, aby dało się uwierzyć, że same go wydziergały. Tak więc to tyle w kwestii bycia uczciwym.

– Ale to nie fair wobec osób, które się postarają i naprawdę robią coś same – stwierdza Pati.

No cóż, takie życie.

– Skoro jesteś taka mądra, to pochwal się, co zamierzasz sprezentować Andżeli – rzucam zaczepnie.

Naprawdę jestem ciekawa, co wymyśliła. Jeśli tak bardzo zależy jej na przyzwoitości, to byłaby hipokrytką, gdyby dała Spyrce coś, co trudno uznać za przyzwoite. Jednocześnie jednak na pewno nie będzie to nic zachwycającego. Na bank nie pozwoli sobie na taką uprzejmość względem wroga.

– Słój piachu – odpowiada Pati z dumą.

– Co? – Wytrzeszczam oczy.

– O, coś takiego. – Sięga po swój telefon i po chwili pokazuje mi zdjęcie.

Na fotografii widnieje szklany wazon wypełniony czymś, co wygląda jak ziarenka o różnych rozmiarach i w różnych odcieniach brązu, żółci oraz szarości. Usypane są warstwami po katem, dzięki czemu kolory tworzą ciekawe kontrasty. Wygląda to całkiem nieźle.

– Moja bratowa pracuje w laboratorium geologicznym – wyjaśnia Patrycja. – Bada tam jakieś grunty: gliny, pyły, iły, no i piaski. Po badaniu to wszystko generalnie idzie do kosza, ale jak trafiają się piaski w jakichś fajnych kolorach, to po wysuszeniu je odsypuje i potem robi takie ozdoby. Mają w domu z Tomkiem całą komodę takich wazonów.

– Ładnie się to prezentuje – stwierdzam, kiedy pokazuje mi kolejne zdjęcia. Na jednym dostrzegam nawet warstwę w kolorze mocnej czerwieni i pomarańczu. Nie miałam pojęcia, że w przyrodzie występują piaski o takich barwach.

– No, dlatego ta flądra dostanie piachy w najbrzydszych, szaroburych kolorach – oznajmia i przewija galerię do odpowiedniego zdjęcia.

– Boże, Pati, to wygląda jak urna!

Szklane naczynie ma zaokrąglony kształt, węższy z dołu i rozszerzający się ku górze, zamknięte jest wieczkiem z okrągłym uchwytem. A w środku znajduje się mieszanina piasku w niemal zlewających się, szarawych odcieniach, przywodzących na myśl prochy.

– No, czyli wysyła jasny przekaz – zdechnij i idź do piachu! – Pati uśmiecha się szyderczo.

– Jesteś okropna!

– Niemniej niż ta wywłoka. Niech się cieszy, że nie sprezentowałam jej czegoś bardziej obrzydliwego. I w dodatku wyszło mnie to grosze. Za słój zapłaciłam jakąś dychę w Pepco, piach dostałam za friko, a usypanie tego dziadostwa zajęło mi góra piętnaście minut. Jestem normalnie Janusz biznesu!

W sumie muszę przyznać, że Patrycja rozegrała to naprawdę sprytnie. Zrobiła prezent sama, niskimi kosztami i na pierwszy rzut oka nie był on w żaden sposób obraźliwy. A że nie prezentował się zbyt pięknie, to już sprawa drugorzędna. Idealny sposób na to, żeby równocześnie nie wyjść na zołzę, ale jednak nie dać też Andżeli zbytniej satysfakcji.

– Pewnie nie pozwolisz mi zgapić tego pomysłu, co? – pytam z nutką nadziei, że jednak się zgodzi. – Ale oczywiście w tej ładniejszej wersji.

W końcu usypanie czegoś takiego nie może być trudne i nawet z moim brakiem talentu artystycznego efekt powinien wypaść przyzwoicie.

– Żeby pinda się zorientowała, że w ogóle możliwa jest ładniejsza wersja? Mowy nie ma! – obrusza się Pati. – Sorry, Majka, ale nie dam się zdemaskować.

Nie próbuję jej nawet dalej przekonywać, bo wiem, że w kwestii Andżeliki moja przyjaciółka jest nieugięta. Osobiście nie popieram pielęgnowania tej wzajemnej niechęci między nimi, ale nie zmierzam się wtrącać. Raz to zrobiłam i potem Patrycja przez kilka dni była na mnie obrażona. Nie chcę powtórki z rozrywki.

– A gdybym chciała zrobić ozdoby dla mamy albo Niny? – zagaduję. –Załatwiłabyś mi ten piach?

To rozwiązałoby część moich prezentowych problemów. Mama lubi takie bzdety, więc jeśli się postaram, to może nawet doceni mój wysiłek.

– Okej, pogadam z bratową – zgadza się Patrycja. – Ale ty lepiej zacznij intensywniej myśleć, bo obudzisz się w czwartek przed wigilią bez prezentu dla gościa z SEO.

Wiem, że ma rację, ale i tak wydaję z siebie jęk zrezygnowania.

– Nie jęcz mi tu, tylko rusz mózgiem. Albo chociaż zacznij z wyprzedzeniem szkolić się w pieczeniu tych pierników. Pierwsze partie na bank wylądują w śmietniku. – Uśmiecha się kpiarsko.

– Dzięki, zawsze mogę na ciebie liczyć. – Przewracam oczami.

– Nie ma za co, zawsze do usług. – Cmoka w moją stronę. – A tak swoją drogą ciekawe, kto nas wylosował. I co dostaniemy.

Staram się zachować obojętny wyraz twarzy, nie chcąc zdradzić, że znam odpowiedź na te pytania w odniesieniu do jej osoby. Mam nadzieję, że Drwal z SEO zastosuje się do mojej rady i sprezentuje Patrycji bransoletkę czy wisiorek, który naprawdę się jej spodoba. Inaczej będę miała poczucie, że wpuściłam gościa w maliny. A czułabym się z tym źle, bo wydawał się naprawdę sympatyczny i przejęty sprawą.

– Przekonamy się w przyszły piątek – odburkuję, po czym wracam do tabelki w Excelu.

– Eh, Wronka – wzdycha Pati – twój brak świątecznego entuzjazmu mnie dobija.

I co ja mogę na to poradzić? Odrobina sceptycyzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. A ja nie mam zamiaru zmieniać nastawienia. 

*******************************************

W multimediach możecie zobaczyć, jak wygląda słój piachu w tej ładniejszej wersji ;) 

Dzięki za komentarze i gwiazdki. Do napisania jutro tu i na LO :D

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz