Dzwonek do drzwi rozlega się w chwili, w której wkładam do piekarnika blachę pierników. Szybko zamykam drzwiczki i spoglądam na elektroniczny zegar. Najpóźniej za dwadzieścia minut powinnam je wyjąć.
Ściągam fartuch i kieruję się do przedpokoju. Ktokolwiek stoi za progiem, zdecydowanie brak mu cierpliwości i wciska ten nieszczęsny dzwonek jak szalony. Pali się czy co?
Otwieram drzwi bez spoglądania przez wizjer, a za nimi znajduje się zupełnie niespodziewany gość. Nina jest jedną z ostatnich osób na liście, które mogłyby spontanicznie mnie odwiedzić.
– Cześć, siostra. – Uśmiecha się. – Potrzebuję babskiego wieczoru – dodaje, pokazując trzymaną w ręce butelkę wina.
– Ale przecież ty karmisz piersią! – obruszam się na widok alkoholu.
To, że nie przepadam za dziećmi, nie znaczy, że w ich kwestii nie myślę zdroworozsądkowo. A procenty w zestawieniu z mlekiem matki to chyba nie najlepszy pomysł.
– Spoko, to bezalkoholowe gówno – odpowiada Nina, wchodząc do przedpokoju. – Uznałam jednak, że jak już udało mi się wyrwać z domu, to niech to będzie na tyle porządne wyjście, na ile to możliwe.
– Krzysiek został sam z dzieciakami? – pytam z niedowierzaniem, odbierając od niej butelkę, aby mogła ściągnąć kurtkę i buty.
Nie żeby mój szwagier był kiepskim ojcem, ale nawet z samymi bliźniakami nie dawał sobie rady i te niemal wchodziły mu na głowę. A teraz do tego rozbrykanego grona dołączyła jeszcze Marysia. Co prawda jest za mała, aby poważnie napsocić, ale zaczyna raczkować, więc trzeba mieć na nią oko. Jakoś nie wróżę temu wieczorowi ojca z dziećmi powodzenia. Nina musi być naprawdę zdesperowana, skoro zdecydowała się na taki krok.
– Nie miał wyjścia – oznajmia, kiedy kierujemy się do pokoju. – Postawiłam go przed faktem dokonanym. W końcu mnie też się coś od życia należy. Od prawie roku nie miałam chwili dla siebie. A przecież sama sobie dzieci nie zrobiłam. Niech się cwaniak też trochę pomęczy.
Życie seksualne mojej siostry nieszczególnie mnie interesuje, więc nie kontynuuję tego tematu. Muszę jednak przyznać, że to wyjście z domu naprawdę się jej przyda. Już od dłuższego czasu wyglądała na zmęczoną macierzyństwem. Nigdy nie skarży się głośno, ale podejrzewam, że Krzysiek niespecjalnie pali się do pomocy przy dzieciach. Najwidoczniej uznaje, że skoro jest jedynym żywicielem rodziny, to jego rola ogranicza się wyłącznie do zarabiania pieniędzy.
– Rzeczywiście, zasługujesz na odpoczynek – stwierdzam, nie chcąc bezpośrednio komentować jej worków pod oczami. – Mogłaś tylko dać wcześniej znać, że wpadniesz. Przygotowałabym jakieś przekąski.
Nina posyła mi powątpiewające spojrzenie. No dobra, beznadziejna ze mnie gospodyni, więc pewnie i tak nic bym nie przyszykowała.
– Przyszłam z własnymi zapasami. – Wyciąga z torebki paczkę ciastek i chipsów. – Dzisiaj sobie pofolguję. – Z uśmiechem otwiera słodkości.
Zostawiam ją na chwilę z ciastkami i idę do kuchni po kieliszki do wina. W sumie nie wiem, czy to nie profanacja wlewać do nich oszukańczy trunek, ale uznaję, że Ninie należy się przynajmniej namiastka prawdziwego babskiego wieczoru.
Przed powrotem do pokoju spoglądam na piekarnik. Pierniczki zaczęły już wyrastać, ale to jeszcze nie pora, aby je wyciągać. Dlatego też wchodzę z powrotem do salonu, gdzie część ciastek z paczki już zniknęła, a moja siostra przegląda coś na telefonie.
– Krzysiek już pisze z wołaniem o ratunek? – pytam z nutką ironii, otwierając wino.
– Powiedziałam mu, że wyciszam telefon na co najmniej trzy godziny, więc w tym czasie nie ma nawet po co próbować się do mnie dobijać. Może zlituję się nad nim koło dwudziestej pierwszej. Wtedy dzieciaki powinny już spać.
CZYTASZ
I znowu te cholerne święta!
General FictionMajka Wronkowska nie znosi Bożego Narodzenia. Może nie tyle samych świąt, co związanej z nimi otoczki. Na samą myśl o sprzątaniu, nerwowym krzątaniu się po kuchni i kupowaniu prezentów zaczyna ją boleć głowa. I to już na początku grudnia. Sprawy nie...