21 grudnia, środa

253 27 9
                                    

– O, Krystyno Aguilero! Wronka, co ci się stało? – wrzeszczy Patrycja zaraz po tym, jak przekraczam próg naszego biura. – Wyglądasz, jakby ktoś cię napadł w ciemnej uliczce, a potem nie mogłaś w nocy zmrużyć oka ze strachu!

W sumie niewiele mija się z prawdą. Bójkę w galerii handlowej zdecydowanie można uznać za napaść. W końcu to wariatka rzuciła się na mnie, a nie odwrotnie. I pamiątką po tej zaciętej walce, zakończonej fiaskiem dla obu stron, jest podrapany policzek i siniak na szyi, którego najwyraźniej nie udało mi się zamaskować apaszką. Worki pod oczami natomiast rzeczywiście zawdzięczam nieprzespanej nocy, ale ta nie była skutkiem żadnej traumy. Po prostu do wpół do trzeciej siedziałam nad prezentem dla Błażeja. A i tak wciąż nie był gotowy. Przynajmniej nie w takiej postaci, czy raczej liczbie, jakbym chciała.

Tak więc wczoraj zdobyłam się na pełne poświęcenie, jeśli chodzi o gwiazdkowe podarki. Nie czuję jednak z tego powodu satysfakcji, bo nie udało mi się osiągnąć pełnego sukcesu. A dodatkowo przez akcję w drogerii straciłam godzinę cennego czasu.

– Jak co roku wykończyły mnie świąteczne zakupy – odpowiadam i z westchnieniem opadam na krzesło przy swoim biurku. – Chociaż te wczorajsze to już przekroczyły wszelkie granice.

Tak jak się spodziewałam, Pati domaga się wszelkich szczegółów. Opowiadam jej więc o sytuacji z perfumami. Przyjaciółka przyznaje mi rację co do tego, że to ja miałam prawo zabrać flakonik, i przy okazji obrzuca awanturującą się kobietę jeszcze gorszymi epitetami niż ja. Następnie wyraża równie wielką rozpacz na wieść, że flakon zaliczył bliskie spotkanie z podłogą i już się nie pozbierał, a na koniec oburza się słysząc, że cała sprawa nieomal zakończyła się na posterunku policji. Tak, ochroniarz sklepu, widząc, że mimo samoistnego rozwiązania się problemu, która z nas ma zostać właścicielką różanych perfum, wciąż toczymy boje, był o krok od wezwania mundurowych. Najpierw nawet byłam temu przychylna, bo chętnie zgłosiłabym napaść na moją skromną osobą, ale kiedy pan ochroniarz stwierdził, że obie możemy mieć kłopoty, zrezygnowałam z tego pomysłu. No i razem z wariatką jakoś go przekonałyśmy, że może jednak załatwimy to polubownie. W tej jednej kwestii byłyśmy, o dziwo, zgodne. Ochroniarz opierał się trochę, ale w końcu odpuścił.

Wracając do domu, zastawiałam się, czy z premedytacją nas nie podpuszczał, ale właściwie mam to gdzieś. Bardziej zależało mi na tym, aby zdążyć do lokalnego sklepu papierniczego. Co prawda właścicielka nauczona tym, że dzieciom z osiedla zazwyczaj na ostatni moment przypomina się, że na jutrzejsze zajęcia plastyczne potrzebują nowy blok techniczny czy, nie daj Bóg, bardziej wyszukane materiały, ma otwarte aż do dwudziestej, ale istniało ryzyko, że pocałuję klamkę. Kiedy wchodziłam do Silesii, byłam przekonana, że szybko stamtąd wyjdę i na spokojnie zajrzę do pani Halinki. Plany mi się nieco pokrzyżowały, ale wpadłam do papierniczego na dziesięć minut przed zamknięciem i na szczęście kupiłam to, co najpotrzebniejsze, aby wykonać dla Błażeja osobisty prezent, tak jak mi poradził Kuba.

Najgorzej, że przez to wszystko zostałam bez prezentu dla Niny. I w związku z tym dziś po pracy znów jestem zmuszona iść na zakupy. Postanawiam, że wybiorę się do Galerii Katowickiej z nadzieją, że tym razem szczęście mi dopisze i znajdę jeszcze jeden flakon perfum w kształcie róży, których nikt nie będzie próbował mi wyrwać.

– Ale akcja – kwituje Patrycja. – Mam nadzieję, że ta pinda oberwała gorzej od ciebie.

– Wyrwałam jej trochę włosów – przyznaję ze skruchą.

– I dobrze jej tak! Przepadzite[1] babsko!

Zaczynam chichotać, bo śląska gwara w ustach Patrycji zawsze brzmi zabawnie. Pati pochodzi z Zagłębia Dąbrowskiego i dopiero w szkole średniej przeprowadziła się na Śląsk. Pamiętam, jak początkowo kompletnie nie rozumiała naszej gwary, ale z czasem sama zaczęła jej używać. Do tej pory jednak wciąż wywołuje to u mnie rozbawienie.

– Mówisz o sobie? – dobiega od strony drzwi.

Obie odwracamy głowy w tamtą stronę i dostrzegamy stojącą na progu Andżelikę. A tę co tutaj przygnało? To przecież nie jej dział.

– Jeśli już, to o tobie – odgryza się Patrycja. – Ja nie kradnę cudzych facetów. A tak w ogóle słyszałaś o pukaniu?

Andżela przewraca oczami, jakby oba zarzuty były zupełnie bezzasadne.

– Tak? A mnie obiło się o uszy, że ktoś tutaj zagiął parol na mojego kuzyna. – Posyła mi znaczące spojrzenie.

– Z tego, co wiem, Błażej nikogo nie ma – bronię się. – Zresztą nic ci do tego, z kim się spotykam.

– O, czyli to już zaszło tak daleko? Podryw na nieudolne piruety na lodzie się opłacił?

Zwykle nie daję się wciągnąć w tego typu dyskusje, ale tym razem zaczyna się we mnie gotować. Niby nic mnie nie obchodzi, co Spyrka sobie o mnie myśli, ale za wszelką cenę chcę uniknąć tego, aby przypadkiem nie powiedziała Błażejowi czegoś, co go do mnie zrazi. Cholera, naprawdę lubię tego faceta i nie chcę, aby ktoś tak obłudny zaszkodził naszej znajomości.

– Po co właściwie przyszłaś, Andżela? – O dziwo, tym razem to Pati ucina złośliwą wymianę zdań. – Bo jeśli tyko po to, żeby zepsuć nam przedświąteczny nastrój, to możesz już wypierdalać stąd w podskokach.

– Potrzebuję analizę dla Gawron Company za ten rok – wyjaśnia bez zbędnych uszczypliwości. – Chcemy wiedzieć, jak nasza promocja wpłynęła na zasięgi firmy, aby móc zacząć opracowywać strategię na nowy rok – dodaje wyniośle, jakby jej praca była najważniejsza na świecie, a nasza miała znikome znaczenie.

– Wystarczyło wysłać maila – mówię, bo właśnie tak załatwia się większość spraw między działami.

– Nie mogłam sobie odmówić odwiedzin w waszych zołzowatych progach – odpowiada kpiarsko.

Jestem przekonana, że Patrycja odpowiednio to zripostuje, ale ona rzuca tylko:

– Dostaniesz raport na pocztę jutro do południa.

– Jutro?! – obrusza się Andżelika. – Ja to potrzebuję na teraz!

– To trzeba było wcześniej dać znać. To nie jest dokument na pięć stron, tylko co najmniej dziesięć razy tyle – oznajmia Patrycja. – A teraz wynocha. Jak chcesz mieć to jak najszybciej, to daj ludziom pracować, a nie dupę im pierdołami zawracasz.

Andżela sapie z oburzeniem, po czym obraca się na pięcie i opuszcza biuro z trzaskiem drzwi. Cóż za karygodny brak manier!

– Wronka, jak możesz mieć przede mną takie sekrety?! – Pati naskakuje na mnie zaraz po tym, jak Spyrka znika z pola widzenia. – Ty i facet, który ratował cię pod firmą? Dlaczego ja nic o tym nie wiem i dowiaduję się od wywłoki, a nie od ciebie?!

No tak, mogłam się tego spodziewać.

– Bo zasadniczo nie ma o czym mówić – stwierdzam, tylko odrobinę mijając się z prawdą. – Wpadliśmy na siebie kilka razy, ale to jeszcze nic...

– Jakie nic, skoro pinda już wie! Musiała coś widzieć albo ktoś musiał jej powiedzieć! A ty nie mówisz nic! I to mnie, najlepszej przyjaciółce!

Pati udaje oburzenie, ale wiem, że tak naprawdę zżera ją ciekawość. I nie da mi spokoju, póki tej ciekawości nie zaspokoję.

– Opowiadaj wszystko! – zarządza. – Ze szczegółami!

– A raport? – przypominam. – Sam się przecież nie zrobi.

Patrycja macha lekceważąco ręką.

– Wczoraj go skończyłam, ale Andżela nie może mieć w życiu za łatwo. Korona jej z głowy nie spadnie, jak trochę sobie poczeka. – Uśmiecha się przebiegle, na co ja kręcę głową z politowaniem. – No już! Chcę usłyszeć wszystkie pikantne detale!

Wzdycham ciężko izaczynam opowiadać, a przyjaciółka słucha mnie z nieskrywaną ekscytacją. Cośczuję, że dzisiaj wszelkie raporty pójdą w odstawkę. 

***********************************

[1] Przepadzite (gwara śląska) – chciwe, zachłanne 

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz