8 grudnia, czwartek

247 27 26
                                    

Przysięgam, za chwilę wyrzucę ten cholerny ekspres do kawy przez okno. Prosto w tę wielką zaspę śniegu, która dzisiaj zaczęła topnieć. W końcu tydzień typowej zimowej pogody to już zdecydowanie za dużo. Chyba w tym roku znów nie ma co liczyć na białe święta, bo zapowiadają na najbliższe tygodnie deszcze i temperaturę powyżej zera. Czyli najgorsza możliwa pogoda. Szczerze mówiąc, wolę już siarczyste mrozy. Może doczekam się takich na Wielkanoc.

Firmowy ekspres wydaje z siebie niepokojące dźwięki i kategorycznie odmawia wydania tego, czego powinien, czyli aromatycznej kawy. Walę w niego pięścią w nadziei, że po tym ciosie się ogarnie, ale chyba tylko pogarszam sprawę, bo urządzenie nagle milknie, a w filiżance wciąż widać dno.

Wydaję z siebie jazgot pełen wściekłości.

– Pewnie wymaga gruntownego czyszczenia. – Słyszę za sobą nieznany męski głos. – Najlepiej oddać go do serwisu.

Odwracam się, aby zobaczyć, kto postanowił mi dać te cudowne rady, które nie rozwiążą problemu i nie zapewnią mi porcji kofeiny niezbędnej do tego, aby przetrwać ten dzień. I muszę przyznać, że widok okazuje się całkiem interesujący.

Stoi przede mną facet około trzydziestki. Wysoki na jakieś metr osiemdziesiąt, dość szczupły, ale odpowiednio umięśniony. Jeśli miałabym krótko opisać jego aparycję, powiedziałabym, że to typ drwala. Ciemne włosy przystrzyżone na krótko z boku, a dłuższe z góry zaczesane na lewą stronę, na twarzy zadbany zarost. Ubrany jest w granatowe joggery, biały T-shirt i rozpiętą koszulę w czerwono-czarną kratę. Wizerunek psują trochę okulary w niebieskich oprawkach, nieco przysłaniające piwne oczy. Całość jednak prezentuje się naprawdę nieźle. No jest na czym oko zawiesić.

– Maja Wronkowska? – pyta Drwal w okularach, zanim zdążam coś odpowiedzieć w kwestii ekspresu.

– Tak – odpowiadam niepewnie, przyglądając mu się uważnie. – A o co chodzi?

Typ może i wygląda na sympatycznego, ale niepokoi mnie fakt, że on mnie kojarzy, a ja jego nie. Takie akcje zwykle nie kończą się niczym dobrym. Jedyne pocieszenie, że znajdujemy się w miejscu pracy, więc pewnie ma do mnie jakąś zawodową sprawę. A jeśli nie, to za rogiem kręci się sporo ludzi. W razie potrzeby na pewno ktoś usłyszy moje wołanie o pomoc.

– Przyjaźnisz się z Patrycją Raczek, prawda? – dopytuje, a ja nabieram coraz poważniejszych podejrzeń. – Wylosowałem ją w tej śmiesznej zabawie w robienie sobie prezentów – wyjaśnia i na dowód pokazuje mi karteczkę z nazwiskiem Pati. – Pracuję tu od niedawna, nie znam za bardzo ludzi, a nie chciałbym walnąć żadnej gafy, więc popytałem trochę i jakaś dziewczyna z kadr skierowała mnie do ciebie. Miałem nadzieję, że może mi podpowiesz, co mógłbym sprezentować twojej koleżance.

No dobra, trochę naciągana bajeczka, ale w sumie mogę w nią uwierzyć. Może wydaje mi się to dziwne dlatego, że: po pierwsze – nikt nigdy nie wypytywał nikogo, co kupić jego koledze/koleżance z biurka obok; po drugie – nie sądziłam, że ktoś serio aż tak przejmuje się tą durną „tradycją"; a po trzecie – już na pewno nie przypuszczałabym, że tym kimś mógłby być facet. Nasza firma w jakichś siedemdziesięciu procentach składa się z kobiet i większość z nich faktycznie żyje w paranoicznym przeświadczeniu „a co pomyślą inni?". Faceci natomiast, jak zauważyłam, zwykle mają takie rzeczy w dupie.

W pierwszym roku mojej pracy w Hoffman Marketing & SEO Agency wylosował mnie Sebastian z działu reklamy. Dostałam najtańszy świąteczny zestaw kosmetyczny z Nivei. Generalnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby tym samym tropem nie poszło jeszcze kilku innych naszych kolegów. Zastanawiałyśmy się potem z dziewczynami, które dostały identyczny podarek, czy panowie od siebie odgapiali, czy wpadli na genialny pomysł zakupu hurtowego i może jeszcze przy okazji dostali jakąś zniżkę. Tak czy siak było to dość słabe. I potwierdzało moją teorię, że faceci nie dbają o konwenanse.

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz