Pogoda znowu jest paskudna. Tym razem meteorolodzy odrobinę minęli się z prawdą swoimi prognozami. Co prawda, tak jak zapowiadali, od wczesnego rana pada deszcz ze śniegiem, ale temperatura utrzymuje się na lekkim minusie. A to oznacza, że mżawka zamarza i drogi oraz chodniki pokrywa cienka warstwa lodu. O czym przekonuję się w bardzo bolesny sposób.
Jak zwykle przy takiej aurze, autobusy mają ponad półgodzinne opóźnienie. Dlatego też po wyjściu z pojazdu na odpowiednim przystanku pędem ruszam w stronę budynku Hoffman Marketing & SEO Agency. Za piętnaście minut mamy z Patrycją spotkanie z szefem i jednym z naszych najważniejszych klientów. Nie mogę się na nie spóźnić.
W związku z tym oficjalnym spotkaniem ubrałam się w elegancką, wąską, dopasowaną sukienkę, która kończy się nieco poniżej kolan i tym samym utrudnia szybkie przebieranie nogami. Zresztą podobnie jak botki na wysokim obcasie. No i do tego ten lód. To nie może skończyć się dobrze.
Dwa razy jestem bliska katastrofy, ale jakimś cudem udaje mi się utrzymać równowagę. Zwalniam trochę, uznając, że jednak bardziej cenię swoje życie niż nieskazitelną opinię w pracy. W końcu to nie moja wina, że nasza komunikacja miejska wciąż nie jest przygotowana na środkowoeuropejski klimat.
Już prawie docieram do zakrętu, za którym znajduje się firma, kiedy rozdzwania się mój telefon. Ściągam torebkę z ramienia i, nadal idąc, szukam w niej smartfonu. To Patrycja.
– Wronka, gdzie ty jesteś?! – pyta nerwowo, a ja automatycznie przyspieszam kroku. – Grabowski już czeka w konferencyjnej, a ciebie tu nie ma!
Cholera! Dlaczego zwykłych śmiertelników dotykają takie problemy jak uciążliwe warunki atmosferyczne utrudniające przemieszczanie się, a prezesów wielkich korporacji omijają szerokim łukiem? To niesprawiedliwe.
– Zaraz będę! – odkrzykuję. – Daj mi minutę. Już prawie... Aaaa!
No i gleba. Lód mnie jednak pokonał.
Leżę jak długa na plecach na chodniku pod firmą i boję się nawet oddychać. Jeszcze nie odczuwam bólu, ale jestem przekonana, że to kwestia czasu. Wywijając takiego orła, z dużym prawdopodobieństwem musiałam coś złamać. Albo chociaż zwichnąć.
Boże, za co ty mnie tak karzesz?
Gdzieś obok słyszę wydobywające się z telefonu zaniepokojone krzyki Patrycji. Macam dłońmi wokół siebie i udaje mi się namierzyć smartfon. Podnoszę go i ze zgrozą zauważam, że ekran pokrywa pajęczyna pęknięć. Cudownie. A dopiero pół roku temu kupiłam nowy model!
– Majka, żyjesz?! Odezwij się!
– Żyję – udaje mi się wyjęczeć. – Ale ledwo.
Wiem, że muszę się podnieść. Przecież nie mogę tu leżeć całą wieczność. Zanim to jednak zrobię, błagam o jedno – aby nikt nie był świadkiem tego żałosnego, upokarzającego upadku. A już na pewno nikt z naszej firmy, bo chyba spalę się ze wstydu.
Niestety moje modły nie zostają wysłuchane.
– Hej, nic ci nie jest? – Nagle pochyla się nade mną jakiś facet. – Słyszysz mnie, Maja?
Kurde, koleś mnie zna. I po chwili stwierdzam, że ja jego też. To Drwal z SEO. Po prostu fantastycznie.
– Tak – odpowiadam niemrawo, próbując podnieść się chociaż do siadu.
Drwal podaje mi prawą rękę, a drugą przytrzymuje moje plecy. Syczę cicho z bólu.
– Co cię boli? – pyta z przejęciem.
– W sumie to nie wiem – stwierdzam. – Chyba trochę głowa. I plecy.
I tyłek, ale do tego się nie przyznam obcemu facetowi.
CZYTASZ
I znowu te cholerne święta!
General FictionMajka Wronkowska nie znosi Bożego Narodzenia. Może nie tyle samych świąt, co związanej z nimi otoczki. Na samą myśl o sprzątaniu, nerwowym krzątaniu się po kuchni i kupowaniu prezentów zaczyna ją boleć głowa. I to już na początku grudnia. Sprawy nie...