24 grudnia, sobota

243 24 15
                                    

– Mamo, możemy już otworzyć prezenty? – pyta zniecierpliwiony Staś, tęsknym wzrokiem spoglądając w stronę stłoczonych pod choinką podarków.

– Nie skończyliśmy jeszcze jeść – odpowiada Nina, ścierając z buzi Marysi resztki kaszki. – Wciąż widzę niedojedzone pierogi na waszych talerzach.

Chłopcy jęczą przeciągle i krzywią się na samo wspomnienie o pierogach.

– Ale mamo, ja już nie chcę – marudzi Jaś, któremu jedzenie lewą ręką sprawia dodatkową trudność.

Szczerze mówiąc, nie dziwię się, że bliźniaki z sceptycyzmem podchodzą do tej potrawy. Co prawda nie robiłam jest w pełni samodzielnie – mama nadzorowała moje poczynania – ale nie mam pewności, czy faktycznie są zjadliwe. Z dużą dozą ostrożności spróbowałam jednego i wydawał się w porządku, ale czy faktycznie tak jest, to pewnie dowiemy się niebawem. Jeśli Krzysiek, który pochłonął ich chyba z dziesięć, za jakiś czas nie wyląduje w łazience z dolegliwościami żołądkowymi, można będzie uznać, że jednak nie jestem takim totalnym kulinarnym beztalenciem.

– W porządku, jeśli macie pełne brzuszki, to możecie zostawić – zapewnia ich babcia. – Najwyżej dojecie później. Inni też już chyba mają dość – dodaje, patrząc na mnie znacząco.

Na moim talerzu wciąż znajduje się kawałek karpia i pół krokieta. Zastanawiam się właśnie, czy jeśli je w siebie wcisnę, starczy mi w żołądku miejsca na sernik i makówki, kiedy nagle Kuba podnosi się ze swojego krzesła. Wygląda na odrobinę zestresowanego i ja już wiem, co się święci. Pozostali patrzą na niego z zainteresowaniem.

– Zanim przejdziemy do prezentów, chciałbym coś powiedzieć – zaczyna, po czym obraca się w stronę siedzącej koło niego dziewczyny.

Marta, widząc, jak Kuba klęka na jedno kolano, zamiera ze szklanką kompotu w drodze do ust. Kątem oka dostrzegam, że mama w geście zaskoczenia i wzruszenia chwyta się za serce, a Nina i Krzysiek lekko zdezorientowani wpatrują się w rozgrywającą się właśnie scenę. Tylko ja uśmiecham się szeroko w oczekiwaniu na pytanie, które zaraz padnie.

– Martuś, wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie – mówi mój brat lekko drążącym głosem, otwierając welurowe pudełeczko w kształcie serca, w którym znajduje się pierścionek. – Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Przez kilka sekund panuje pełna napięcia cisza. Zaraz potem Marta wykrztusza z siebie ciche „tak", po czym rzuca się Kubie w ramiona.

Następne minuty wypełnione są gratulacjami i serdecznymi uściskami. Mama jest wręcz zachwycona, roni nawet kilka łez wzruszenia i najchętniej nie wypuszczałaby świeżo upieczonych narzeczonych ze swoich objęć. Odnoszę wrażenie, że Kuba tymi oświadczynami sprawił największy świąteczny prezent nie tyle Marcie, co właśnie mamie.

Ja też oczywiście cieszę się ich szczęściem. Może nie jestem tak wylewana jak mama czy Nina, która najchętniej już zaczęłaby pomagać w przygotowaniach do ślubu, ale naprawdę miło jest patrzeć na zakochanego brata i przyszłą bratową. Tym bardziej, że Marta jest zauroczona pierścionkiem, przy wyborze którego miałam swój mały udział.

– No, sis, to tylko ty nam jeszcze zostałaś – zaczepia mnie Kuba, na co posyłam mu pełne politowania spojrzenie. – Może przy dobrych układach za rok ty dostaniesz pierścionek pod choinkę – śmieje się, a ja przewracam oczami.

Na usta ciśnie mi się kilka złośliwych komentarzy, ale ostatecznie gryzę się w język. W końcu obiecałam sobie, że w tym roku nie zepsuję rodzinie świąt. Nie chcę też burzyć szczęśliwego dnia Kuby i Marty. Powinni zapamiętać go jak najlepiej.

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz