23 grudnia, piątek

235 26 14
                                    

Firmowa wigilia ma rozpocząć się dopiero o trzynastej, ale już od samego rana nikt nawet nie udaje, że pracuje. Wszyscy siedzą jak na szpilkach w oczekiwaniu na to obłudne spotkanie, które rzekomo ma służyć pracowniczej integracji. Osobiście jestem przekonana, że narobi więcej szkody niż pożytku. Mogę się założyć, że wybuchnie jakaś awantura w związku z prezentami. Stawiam dychę, że pierwsza w szał wpadnie Andżela na widok podarku od Patrycji.

– To naprawdę wygląda jak urna – stwierdzam, spoglądając na stojące na biurku przyjaciółki szklane naczynie wypełnione szaroburym piaskiem i obwiązane szkaradną wstążką w sraczkowatym kolorze.

– To świetnie, bo właśnie taki był mój zamysł artystyczny – oznajmia Pati. – Na nic lepszego ta flądra nie zasługuje. Nie to co twój przystojny Drwal – dodaje, poruszając znacząco brwiami.

Patrycja tak naciskała na mnie w kwestii Błażeja, że opowiedziałam jej każdy szczegół, z pominięciem jedyne faktu, że to właśnie Śliwiński ją wylosował. Nie chciałam zepsuć jej niespodzianki. Naściemniałam więc trochę w kwestii naszego pierwszego spotkania, twierdząc, że wpadliśmy na siebie przy ekspresie do kawy. W sumie nie było to aż tak dalekie od prawdy.

No i teraz Pati zmieniła się w upierdliwą swatkę. Każdy temat, który poruszamy, potrafi pokierować tak, aby zahaczyć o Błażeja. Początkowo ekscytowałam się razem z nią, ale teraz zaczyna się to robić denerwujące.

– On nie jest mój – odpowiadam.

– Jeszcze – podkreśla Patrycja. – No chyba że te twoje pierniki są naprawdę niezjadliwe i po ich skosztowaniu biedaczek ucieknie gdzie pieprz rośnie – dodaje i bez pytania zagląda do reklamówki z papierową torbą prezentową, którą postawiłam na regale. – Wronka, to nie są pierniki.

– No nie są – potwierdzam.

Patrycja wyciąga z torby jeden element składowy prezentu i przygląda mu się z uwagą.

– Sama to zrobiłaś? – pyta niemal z niedowierzaniem.

Kiwam głową na potwierdzenie.

– Okazuje się, że jeśli puszczę filmik instruktarzowy w spowolnieniu i dokładnie podążam za tymi instrukcjami, to jednak potrafię zrobić coś przyzwoitego – stwierdzam. – Bo to jest co najmniej przyzwoite, prawda?

Z duszą na ramieniu czekam na odpowiedź twierdzącą. Naprawdę się starałam, aby ten prezent był najlepszą jego wersją, na jaką mnie stać. Mam nadzieję, że Błażej to doceni. Dawno już tak bardzo nie zależało mi na tym, aby zrobić coś dobrze i od serca.

– Nie no, elegancka robota ­– stwierdza Pati, przeglądając kolejne części. – Nigdy bym nie uwierzyła, że własnoręcznie to wycinałaś, składałaś i sklejałaś.

– No dzięki – obruszam się teatralnie.

– To miał być komplement! – broni się przyjaciółka. – Sama przecież twierdzisz, że masz do wszystkiego dwie lewe ręce, a to zdecydowanie temu przeczy. Facet musi to docenić. Nie ma bata!

Na to zapewnienie kamień spada mi z serca. Co prawda wciąż obawiam się reakcji Błażeja, ale Patrycja nieco mnie uspokaja. W trakcie przygotowywania tego prezentu miałam chwile zwątpienie i rozważałam, czy jednak nie byłoby rozsądniej wrócić do planu z piernikami, ale teraz cieszę się, że się nie poddałam.

– Widzisz, Wronka – kontynuuje Pati. – Tak jęczałaś na te święta, a tu proszę bardzo – znalazłaś sobie faceta, odkryłaś nowe zdolności manualne i kulinarne. Same profity!

Częściowo rzeczywiście muszę przyznać jej rację. Tegoroczny przedświąteczny okres okazał się nie aż tak okropny, na jaki się początkowo zapowiadał. A to głównie dzięki Błażejowi, który osłodził mi nawet wczorajszy najsmutniejszy dzień w roku. Po raz pierwszy, stając nad grobem taty, nie miałam w sobie wyłącznie żalu i rozpaczy. Poczułam iskierkę nadziei na to, że ktoś może wypełnić pustkę, którą mam w sobie od śmierci ojca. I że tym kimś może być właśnie Śliwiński. Wiem, że za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje, ale czuję, że w końcu jestem na dobrej drodze, aby porządnie ułożyć sobie życie.

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz