24 grudnia, sobota

463 32 34
                                    

Stoję przed drzwiami frontowymi ozdobionymi świątecznym stroikiem i niepewnie wyciągam dłoń w stronę dzwonka. Zamieram z palcem niecały centymetr od przycisku i zastanawiam się, czy to na pewno dobry pomysł. A co jeśli okaże się, że jednak pomyliłam domy? Po raz kolejny wyjdę na idiotkę. Choć zdarzyło mi się to tyle razy, że już powinno mi być wszystko jedno.

Zanim odwaga opuści mnie na dobre, wciskam dzwonek i zaraz potem po drugiej stronie rozlega się monotonna melodyjka. Poprawiam szybko włosy, które przyklapły trochę pod czapką i czekam niecierpliwie. Kurde, a jeśli otworzy ktoś inny? W końcu Błażej tutaj nie mieszka. Jak ja się wytłumaczę jego matce czy bratu, co ja tutaj robię? Mam nadzieję, że nie wyjdę na desperatkę, która w Wigilię dobija się do niemal obcego faceta.

Słyszę zbliżające się kroki i chrobot zamka. Wstrzymuję oddech w oczekiwaniu na to, kto stanie w progu. Błagam, niech to będzie Błażej.

Chociaż raz w życiu moje modły zostają wysłuchane.

– Maja? – pyta zaskoczony. – Co ty tutaj robisz?

– Wesołych świąt! – wołam radośnie. – Przepraszam, że nie dotarłam wczoraj na firmową wigilię z twoim prezentem.

Błażej wydaje się oszołomiony, ale odbiera ode mnie prezentową torebkę. Nie zagląda do niej od razu, tylko nie spuszcza ze mnie wzroku.

– Nic się nie stało – zapewnia. – Patrycja wyjaśniła mi, dlaczego się nie pojawiłaś. Mam nadzieję, że z twoją siostrą i chłopcami wszystko w porządku.

– Na szczęście skończyło się na siniakach i złamanej ręce Jaśka. Ale wszyscy się bardzo wystraszyliśmy.

Błażej kiwa głową ze zrozumieniem i posyła mi pokrzepiający uśmiech. On wie, że najadłam się strachu podwójnie. I jaką musiałam poczuć ulgę, kiedy okazało się, że wszyscy żyją i mają się względnie dobrze.

– Cieszę się, że nic im nie jest – odpowiada. – A co do firmowej wigilii, to nie masz czego żałować. Było dość drętwo, a momentami nawet niezręcznie na widok niektórych prezentów. Tak więc nic ciekawego cię nie ominęło. Twój prezent zabrała Patrycja.

Pati zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem, więc wiem, że ręcznie wykonany notes od Dominiki z księgowości będzie na mnie czekał po świętach w biurze. Wysłuchałam też jej zachwytów nad bransoletką, którą dostała od Błażeja, i rozczarowania z powodu braku jawnego oburzenia Andżeli na słój piachu. Spyrka pewnie rzuciłaby niewybrednymi inwektywami, gdyby w pobliżu nie stał Wiktor Hoffman. Ale że nie chciała podpaść szefowi, przyjęła podarek z godnością.

– Patrycja jest zachwycona bransoletką – mówię, aby miał pewność, że naprawdę trafił z podarkiem w dziesiątkę. – Mam nadzieję, że ty też będziesz zadowolony z prezentu – dodaję nieśmiało, wskazując na trzymaną przez niego torebkę.

– Zostało mi w brzuchu jeszcze trochę miejsca, więc na pewno zaraz spróbuję tych pierników – śmieje się, po czym zagląda do torebki. I zaraz potem na jego twarzy odmalowuje się konsternacja. – Czy to jest zakładka do książki? – pyta, wyciągając podłużny kartonik zakończony kolorowymi frędzlami.

– Tak właściwie to całe mnóstwo zakładek – wyjaśniam z uśmiechem. – Mówiłeś, że ciągle je gubisz, więc zrobiłam ci ich porządny zapas.

Oniemiały Błażej wyciąga z torebki kolejne zakładki, przyglądając im się z niedowierzaniem. Nie wiem, ile dokładnie udało mi się ich zrobić, ale myślę, że co najmniej pięćdziesiąt. Są w różnych kształtach, wielkościach i wzorach. Niektóre tradycyjne inne wymyślne, jak chociażby te w kształcie rąbów do założenia na róg strony. Część pomysłów zaczerpnęłam z Internetu, część można uznać za autorskie. Jestem z siebie cholernie dumna, że udało mi się stworzyć coś naprawdę od serca. Mam nadzieję, że Błażej doceni moje starania.

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz