22 grudnia, czwartek

252 26 19
                                    

Z ciężkim westchnieniem opuszczam windę, która zatrzymuje się na parterze. Chcę jak najszybciej opuścić budynek Hoffman Marketing & SEO Agency, bo nie zdzierżę dłużej tej panującej wokoło pełnej podekscytowania świątecznej atmosfery. Przez cały dzień ludzie w firmie mówili o jednym – jutrzejszym spotkaniu wigilijnym. Prawie wszyscy szczebiotali tylko o tym, że już nie mogą się doczekać darmowej wyżerki i tych nieszczęsnych ręcznie robionych prezentów. Po prostu nie mogłam tego słuchać. Ta wszechobecna radość doprowadzała mnie do szału tym bardziej, że dla mnie dzisiaj przypada najbardziej przygnębiający dzień w roku.

Opatulam się mocniej szalikiem, naciągam czapkę na głowę. W zamyśleniu kieruję się do wyjścia, lawirując między porozstawianymi wszędzie choinkami, których zaskakująco dużo przybyło w tym tygodniu. Zarząd naprawdę nie ma na co wydawać pieniędzy?

Jestem już prawie przy drzwiach, kiedy zatrzymuje mnie znajomy męski głos.

– Maja! – Obracam się i dostrzegam uśmiechniętego Błażeja. – Cześć.

To wręcz nieprawdopodobne. Wystarczył ten drobny gest, jedno słowo, a mój wisielczy humor od razu się poprawia.

– Cześć – odwzajemniam uśmiech. – Jak na osobę, która preferuje pracę zdalną, coś często ostatnio wpadam na ciebie w biurze – zagaduję, kiedy wychodzimy przed budynek.

– Na zdalnej byłem bardziej z przymusu niż własnej wygody – wyjaśnia. – Mama złamała nogę, tata też jest schorowany, więc potrzebowali pomocy. A brat i bratowa mają taką pracę, że zdalna nie wchodzi w grę. Tak więc przez dwa miesiące siedziałem z laptopem u rodziców. Ale teraz będę już regularnie pojawiał się w biurze.

Nie wiem czemu, ale to wyznanie trochę mnie rozczula. Potwierdza to, co już sama mogłam wydedukować – Błażej to naprawdę uczynny, porządny, opiekuńczy facet. I tym zdecydowanie punktuje w moich oczach.

– W takim razie będziemy mieli okazję częściej się widywać – stwierdzam, zdając sobie sprawę, że ta perspektywa bardzo mnie cieszy.

– Zdecydowanie – potwierdza z uśmiechem. – Chociaż liczę na to, że dasz się namówić na spotkania także poza pracą – dodaje, puszczając mi oczko.

Cholera, chyba się rumienię. Normalnie jak jakaś onieśmielona nastolatka! Mam nadzieję, że w świetle latarni tego nie widać. A nawet jeśli, to może Błażej uzna to za reakcję na otaczające nas zimno.

– Bardzo chętnie – odpowiadam. – Ale najpierw musimy przeżyć te cholerne święta. – Wzdycham ciężko.

– No niestety. – Śliwiński kiwa głową na potwierdzenie. – To znaczy same święta są w porządku. Lubię spędzać czas z rodziną. Gorzej z tą całą firmową wigilią. Nie przepadam za takimi spędami.

– Tak, ja też nie. A dzisiaj nie słyszałam o niczym innym.

Nawet Patrycja od rana tryskała przesadnym jak na nią entuzjazmem. Uspokoiła się nieco, kiedy stojąca przy moim biurku reklamówka ze zniczem przypomniała jej, jaki dzisiaj dzień.

– No nic, trzeba będzie po prostu jakoś to przetrwać – kwituje Błażej. – Idziesz na autobus? – pyta niespodziewanie, a ja potwierdzam skinieniem głowy. – Odprowadzę cię.

Nie protestuję. Widać, żadne z nas nie chce jeszcze kończyć tego spotkania, a spacer na dworzec autobusowy zajmie nam co najmniej kilka minut. Idealna okazja na niezobowiązującą pogawędkę.

– Święta spędzasz u rodziców? – zagaduję, kiedy niespiesznie ruszamy przed siebie.

– Tak. Na wigilii będzie też brat z rodziną. W pierwszy dzień świąt jadą do rodziny bratowej, więc ja pewnie znów wpadnę na Sienną, żeby rodzice nie siedzieli sami. A jak u ciebie? Pewnie spotykacie się w większym gronie.

I znowu te cholerne święta!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz