No i w końcu nadszedł ten moment, który odwlekałam od początku miesiąca albo i dłużej. Na samą myśl mam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale muszę zebrać się w sobie i stanąć na wysokości zadania. Co roku jakoś dawałam radę, to i tym razem się uda. A jak wrócę do domu, to w nagrodę otworzę sobie najlepsze wino, jakie mam w barku.
Tak, trzeba się jakoś zmotywować. Bo niestety świąteczne zakupy same się nie zrobią.
Stoję przed Silesią i na sam widok kłębiącego się za drzwiami tłumu najchętniej zrobiłabym w tył zwrot. Cholera, dlaczego nie pomyślałam wcześniej, żeby zamówić prezenty przez Internet? A no tak – byłam zajęta wywijaniem orłów na lodzie, wybieraniem pierścionka dla przyszłej bratowej, zajmowaniem się siostrzeńcami i próbami upieczenia idealnych pierników dla Błażeja. Taka ze mnie, kurna, altruistka. I na zakupy już nie znalazłam wolnej chwili. A teraz, na cztery dni przed Wigilią, to już pewnie żadna paczka nie będzie miała szans dotrzeć na czas. No i w takim układzie pozostała mi jedynie opcja pałętania się po galerii.
Już sekundę po przekroczeniu progu budynku żałuję, że nie zabrałam ze sobą zatyczek do uszu. Panujący wewnątrz gwar jest nie do zniesienia. Puszczane na cały regulator świąteczne piosenki, z Wham! I Mariah Carey na czele, mieszają się z głośnymi rozmowami kupujących oraz komunikatami ustawionego na środku stoiska z mikołajem i elfami. Nie mija minuta, a zaczyna mi pulsować w skroniach. Współczuję tym, którzy tu pracują. Jakim cudem są w stanie funkcjonować w tym permanentnym wrzasku?
Poszukiwanie postanawiam rozpocząć od prezentów dla dzieciaków, uznając, że z tym pójdzie mi najłatwiej. Wpadam więc do Smyka. Dla Marysi wybieram uroczą sukieneczkę oraz pluszowego pieska. Misiów ma już od groma, więc czas na małą odmianę. Bliźniakom biorę po resoraku oraz grę edukacyjną z oznaczeniem wieku +6. Mam nadzieję, że to udobrucha zarówno chłopców, jak i moją mamę, która nie będzie miała argumentu wytknąć mi, że znowu kupiłam im coś, co ma zerowy wpływ na ich rozwój.
Moja radość z szybkiego dokonania wyboru ulatuje jak kamfora, kiedy zmierzam do kasy. Kolejka ciągnie się niemal do wyjścia ze sklepu. Jak nic pół godziny czekania. Gdyby chociaż klientów obsługiwały dwie ekspedientki, ale nie. Jest tylko jedna i z tego, co udaje mi się dostrzec, włączył się jej tryb slow motion. Jakby chciała ukarać wszystkich za to, że ona musi tu tkwić i kasować durniów, którzy kupują prezenty na ostatni moment, zamiast samej przygotowywać się do świąt. Jeśli właśnie taki był jej zamysł, to gratuluję, bo kiedy ustawiam się na końcu kolejki, mam dokładnie takie poczucie, jakbym stała tu za karę.
No ale cóż – pretensje mogę mieć wyłącznie do samej siebie. Trzeba było wcześniej się zabrać za te cholerne zakupy. Jak zwykle mam za swoje.
Przez te prawie trzydzieści minut czekania zastanawiam się, co sprezentować pozostałej części rodziny. Kuba, kiedy wczoraj dowiedział się, że wciąż nie mam prezentów, sam podsunął mi pomysł na swój. Wysłał mi link do konkretnych słuchawek bezprzewodowych. Mam nadzieję, że znajdę je w Media Marktcie i chociaż brata będę miała z głowy. Krzyśkowi może też uda mi się wybrać coś z elektroniki. Wspominał ostatnio, że przydałaby mu się nowy, większy powerbank, bo obecny już nie daje rady, kiedy jest w ciągłych służbowych rozjazdach. Mamie może kupiłabym elegancki szalik. Do lat chodzi w tym samym, już nieco podniszczonym. Dorzuciłabym do tego kosmetyki i powinno być gites. Podobnie ma się sprawa z Niną i Martą, która w tym roku spędzi z nami Wigilię, więc jej też wypadałoby coś sprezentować. Jakiś ciuszek i coś z drogerii powinno załatwić sprawę.
Kiedy w końcu opuszczam Smyka, wydaje mi się, że po pasażu przemieszcza się jeszcze większy tłum niż wtedy, gdy wchodziłam do sklepu. Mój humor z minuty na minutę staje się coraz bardziej podły, ale uparcie brnę do przodu. W końcu nie mam innego wyjścia.
CZYTASZ
I znowu te cholerne święta!
General FictionMajka Wronkowska nie znosi Bożego Narodzenia. Może nie tyle samych świąt, co związanej z nimi otoczki. Na samą myśl o sprzątaniu, nerwowym krzątaniu się po kuchni i kupowaniu prezentów zaczyna ją boleć głowa. I to już na początku grudnia. Sprawy nie...