Rozdział 10

2 1 0
                                    


Po obiedzie udała się do swoich pokoi, dalej zaskoczona tym, że miała podczas posiłku test. Test na myślenie taktyczne i uważne słuchanie, a nie na etykietę. Wszystkiego się spodziewała, ale nie tego.

Gdy dotarła do wieży, ktoś złapał ją za rękę. Był to książę Parin. Spojrzała na niego zdziwiona, on za to stał tak i patrzył się w jej oczy. W końcu pociągnął ją za rękę.

-Chodź ze mną – szepnął jej do ucha, po czym ruszył w stronę zamku, której jeszcze nie zwiedziła.

Gdy tak szli, stwierdziła sobie w myślach, że to koniec czasu na odpoczynek. Po kilku minutach marszu doszli do parku, gdzie zwolnili, tak jakby mieli zwolnić tępo swojego życia. Odlatujące już ptaki świergotały, wiał lekki, chłodnawy wietrzyk. Uznała, że wiosną musi to być piękne miejsce.

Parin dalej ciągnął ją za rękę, nic nie mówił, więc i ona nie zadawała pytań. W pewnym momencie doszli do ścieżki wyłożonej przez ogrodników liśćmi. Zatrzymał się dopiero przy małym jeziorku, tuż obok tego jeziorka stała mała altanka. Zapewne miejsce rozmów prywatnych w warunkach romantycznych. Ona jednak nie miała na taką rozmowę ochoty, jednak książę usilnie ją tam ciągnął. Miała w głowie tysiące pytań, między innymi, gdzie są, czego od niej potrzebował? W końcu nie wytrzymała.

-Czy chciałeś ze mną porozmawiać, panie? – spytała grzecznie, gdy zauważyła kiwnięcie głowy oraz znak, aby usiadła na krześle przy małym stole zaczęła wypytywać dalej. – Gdzie jesteśmy? – spytała już bardziej ciekawsko niż grzecznie podczas zajmowania wyznaczonego jej miejsca.

Dłuższą chwilę się nie odzywał. Wpatrywał się tylko w jej oczy, ona wpatrywała się w jego. Jedno spojrzenie było zaciekawione, drugie ukazywało zainteresowanie rozmówcą.

-Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o tobie – wypowiedział w końcu. – Mam też prośbę. W okolicznościach, kiedy jesteśmy gdzieś z innymi ludźmi możesz nazywać mnie dalej w ten sam sposób, ale w rozmowach sam na sam, mów proszę do mnie po imieniu. Wiesz przecież jak mam na imię – powiedział sam zdziwiony swoją wypowiedzią. Nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Miał usilną ochotę ją przytulić. Patrzył na nią, a ona na niego zdezorientowanym wzrokiem.

-Jak już wiesz ksią... Parinie – poprawiła się w pół słowa – mam na imię Salina Monregard. Pochodzę z małej wioski w lennie Amimal. Odkąd pamiętam, chciałam zmieniać świat, począwszy od własnego kraju. Chciałam zrobić coś ważnego. W wieku siedemnastu lat uciekłam z rodzinnego domu, by zostać Strażniczką Królestwa. Uciekłam w szarej pelerynie, następna osoba jaką spotkałam na swojej drodze, czyli Airem też był w szarej pelerynie.

-_-_-_-_-_-

W komnatach króla odbywała się rozmowa między samym królem, a jego dziećmi. Był na nich zły, że nikt nie zwrócił szarym pelerynom uwagi, iż są gośćmi i mogą zająć miejsca należne gościom. Właśnie miał ich karcić.

-Ojcze – odezwała się najstarsza księżniczka, Evanlyn, - to mnie powinieneś ukarać, to ja wzięłam na siebie odpowiedzialność za naszych gości – powiedziała spokojnie, ale też z lękiem. Doskonale wiedziała, że chroni młodsze rodzeństwo biorąc całą karę na siebie.

_-_-_-_-_-_-_

Gdy Salina zakończyła opowiadać o sobie i swoim życiu, książę postanowił na ten dzień zakończyć rozmowę, gdyż zaczynało się robić zimno. Powoli ruszyli z powrotem w stronę dziedzińca zamkowego. Szli wąską ścieżką. Zawiał chłodniejszy wiatr, zrobiło jej się zimno. Zapięła swoją pelerynę, co na niewiele się zdało. Kiedy książę to zauważył, postanowił coś zrobić, tylko nie wiedział co.

Strażnicy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz