❜❜𝐃𝐰𝐚 𝐬𝐤ł𝐨́𝐜𝐨𝐧𝐞 𝐠𝐚𝐧𝐠𝐢.❜❜

1.3K 94 205
                                    

POV ERWIN

Od ostatniego spotkania z Gregorym minęło parę dni. Nic się nie zmieniło, a nawet mogłem stwierdzić, że się pogorszyło. Z każdym dniem odczuwałem większy niepokój, tak jakby zaraz miało się coś rozpierdolić.

Tak też czułem się dziś, czułem w kościach, jakby coś się na mnie szykowało. Przez to też strasznie nie chciałem iść do pracy. Nie miałem ochoty na tak naprawdę nic.

tak cholernie potrzebuję przerwy...

- Coś jest kurwa nie tak. - jęknąłem, leżąc na rozwalonych poduszkach na moim łóżku. - Coś pierdolnie.

Moja intuicja nigdy się nie myliła, więc z każdym dniem stawałem się coraz bardziej ostrożny, popadając w coraz większą paranoję. Moja intuicja nie myliła się wczoraj, bo wiedziałem, że coś nadciąga.

Wspinając się po schodach, lekko spocony po porannym bieganiu usłyszałem zbieganie z góry. Po moich rękach przepłynął lekki dreszczyk, a gdy tylko uniosłem wzrok, napotkałem parę bardzo znajomych, brązowych oczu.

Brunet przemknął przez klatkę schodową, zapewne spiesząc się gdzieś.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment, ale miałem wrażenia, że były to długie minuty. Przez moment myślałem, że zobaczyłem znajome iskierki w jego oczach, ale gdy tylko chciałem się odezwać, ten już zniknął za drzwiami wyjściowymi.

Myślałem, że to o to moja głowa się wciąż spinała i że po chociaż tak krótkim spotkaniu z moim przyjacielem, to wszystko minie. Oczywiście, myliłem się.

nadciągało coś dużo gorszego

Gdybym mógł zamienić z nim parę słów, to zdecydowanie czułbym się lepiej. Ethan rozumiał mnie jak nikt inny i dobrze wiedziałem, że pomógłby mi.

Również widzenie tego popierdolonego obrazu Garena, który wykrwawia się na moich oczach, nie pomagał. Było coraz gorzej.

Miałem jeszcze kilka takich ''objawień'' od spotkanie z Gregorym, a z każdym następnym spotkaniem twarzą w twarz to wszystko wydawało się tak cholernie realne. Gdy tylko przypomniałem sobie ostatnie widzenie, chmara nieprzyjemnej gęsiej skórki zaczęła nieprzyjemnie mrowić mnie po plecach.

Właśnie otwierałem drzwi, z dłońmi pełnymi siatek z zakupami. Moje mieszkanie wydawało się tak spokojne i ciche. Było po dwudziestej pierwszej, więc w środku panował półmrok. Moja ręka cudem odnalazła pstryczek od światła, oświetlając ciemny, wąski korytarz.

- Erwin? - usłyszałem z głębi mieszkania, przez co krew w moim organizmie się zagotowała. Prawie skręciłem sobie szyję, spoglądając w bok i widząc zakrwawionego bruneta, który siedział na kanapie, sącząc jej materiał ciemnoczerwoną krwią. - Erwin. - na jego zdeformowanej twarzy pojawił się diaboliczny uśmiech.

Siatki samoistnie wypadły mi z rąk, rozwalając produkty na ziemi. Moje kolana same pod sobą się ugięły, w głowie zaczęło mi szumieć i czułem, jakbym zaraz miał zwymiotować.

Gdy tylko zgiąłem się wpół pod wpływem bólu, przymknąłem lekko oczy i poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem.

Zapach zgnilizny zdecydowanie się wzmocnił, a moją szyję owiał ciepły wiatr. Nagle na moich barkach poczułem lodowate zimno, płynące z jego dłoni. Czułem, jakby cały świat w jednej chwili zapadł mi się pod ziemię, a gdy tylko obróciłem się do tyłu, nikogo za mną nie było.

kurwa mać

Do teraz potrafiłem czuć ten smród i obrzydliwe ręce na moim ciele. Nie byłem w stanie pozbyć się obrazu chłopaka sprzed moich oczu.

obsession - morwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz