❜❜𝐍𝐢𝐞 𝐬𝐤𝐨𝐜𝐳𝐞̨ 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐜𝐢𝐞𝐳̇.❜❜

2.2K 123 158
                                    

Mój wzrok wciąż spoczywał na brunatnych tęczówkach mężczyzny. Mówił coś do mnie, ale ja kompletnie odleciałem, obserwując przejrzyste niebo w jego oczach. Miliony gwiazd znajdowało się nad Nowym Jorkiem, a dzisiejsza noc wydawała się wręcz magiczna.

- Erwin, idziemy? - nagle dostałem łokciem w bok, otrząsając się z zamyślenia.

- Hm? - posłałem mu zdezorientowane spojrzenie. - Ah, no tak, dach. - mruknąłem, gdy Gregory westchnął cierpiętniczo.

Zacząłem grzebać w kieszeniach, szukając drobnego pęku kluczy, w którym znajdował się również klucz od wejścia na dach.

- Zgubiłeś coś?

- Nie. - mruknąłem, zagryzając wargę w skupieniu. - Chyba musimy na chwilę do mnie wejść, bo nie mam kluczy od dachu.

Gregory zaśmiał się szczerze, a ja szybko uniosłem wzrok, napotykając rozbawionego towarzysza.

- Co?

- Chodź. - wywrócił oczami, łapiąc mnie pod rękę i zaczął ciągnąć w stronę tyłu budynku. - Kto mówił, że wchodzimy na dach przez wejście?

ja?

- No debil. - zachichotał, stając przed stromymi, metalowymi schodami. - Wchodzimy tędy.

- No debil. - powtórzyłem po nim. - Wiesz, nie używamy ich z pewnego powodu. Konstrukcja jest bardzo słaba i -

- I mnie to nie obchodzi. - przerwał mi, przykładając palec do moich warg, który po krótkiej batalii w głowie ugryzłem. - Dziecko.

- Pedofil. - prychnąłem, przepuszczając go pierwszego, ale brunet stał w miejscu, wpatrując się na mnie z tajemniczym spojrzeniem. - No co?

- Panie przodem. - posłał mi oczko, zachęcając mnie dłonią do pójścia jako pierwszy. - Nalegam, Erwin.

- Jak chcesz mi się patrzeć na dupę, to po prostu powiedz. - wyrzuciłem ręce do góry i głośno wzdychając złapałem za zimną, szarą barierkę.

Obejrzałem się za siebie, odszukując uspokajające spojrzenie bruneta, który cierpliwie spoglądał w moją stronę. Ostrożnie postawiłem pierwszy krok na schodek, który cicho zaskrzypiał.

nie bądź cipą...

O delikatnie drżącym oddechu zacząłem wspinać się po schodach, które sporadycznie popiskiwały pod wpływem nacisku. Montanha tuż po mnie również zaczął wchodzić do góry, kompletnie w ciszy. Czułem, że brunet jest bardzo blisko mnie, ale coś podkusiło mnie, żeby spojrzeć się za siebie. Delikatnie obróciłem głowę, zauważając Gregorego niecały metr za mną, który posłał mi nieśmiały uśmiech.

Obracając się, przed oczami zauważyłem znów te same oczy, co męczyły mnie przez ostatnie tygodnie. Duże, szare worki pod zakrwawionymi, brązowymi tęczówkami. Jego krew sączyła moje dłonie, a z jego ust wydobył się cichy lament.

Odruchowo odskoczyłem do tyłu, wpadając plecami w tułów mężczyzny za mną. Przez chwilę czułem, jakbym miał zwymiotować, a wszystkie emocje skumulowały się w jedno wielkie tornado, które przyprawiło mnie o zawroty głowy. Moje serce miało wyskoczyć z piersi, ale gdy wokół mojego pasa poczułem ciepłe, duże dłonie, które mocno mnie do siebie przycisnęły, otrząsnąłem się.

- Erwin, co się stało? - zapytał cicho, kładąc brodę na czubku mojej głowy.

- Wybacz, wydawało mi się że widziałem dużego szczura na barierce. - przełknąłem nerwowo ślinę, łapiąc za jedną z jego dłoni i mocno ją przytrzymałem. - Już w porządku, chodź.

obsession - morwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz