011. było blisko

512 33 39
                                    

Każdy usiadł na swoje miejsce. Mira przeglądała Marty głośno je wymieniając:

— Dwójka pik, Szóstka pik, Czwórka karo, Dwójka trefl. Wszystkie mamy. — powiedziała ciemnowłosa. — Nie znaleźliśmy figur. Jeśli nie występują, brakuje nam tylko Dziesiątki kier.

— Nigdy jej nie widziano. Bez niej nie zbierzemy talii.

— Może trzeba spełnić jakieś warunki? — zaproponowała Ann. — Na przykład grać za miastem.

— Nie widziano gier poza Tokio. — powiedział okularnik.

— Nie szukaliśmy…

— Nie zmieniamy strategii — oznajmił Kapelusznik spoglądając w jeden punkt, po czym przeżucił swój wzrok na wprost siebie. — W dalszym ciągu będziemy szukać aren. Pilnujcie ważności swoich wiz i szukajcie Dziesiątki kier. Sam muszę odnowić swoją wizę.

— Na pewno można zdobyć jakoś dni — zaczęła ciemnowłosa.

— Czyżby?

— W grach typu kier, można bawić się uczuciami innych. Zabierz tych, którzy nie boją się śmierci, a przeżyjesz. Jak w grze Siódemki kier, którą ukończył Arisu i Szóstce i Dwójce kier, którą ukończyła Kazuko. — Mira spojrzała na nas obu z chytrym uśmiechem. Ta kobieta powoli działa mi na nerwy. Przewróciłam oczami i założyłam ręce na piersi wbijając się w siedzenie. — Tak samo prawda? Nawet nie trzeba było myśleć…

— Ukończyliście gry typu kier. Dacie nam jakieś rady?

Arisu milczał, a ja zastanawiałam się co mogę powiedzieć, Mira razem z Kapelusznikiem się zaśmiali. Nie chciałam zabrzmieć jak idiotka, i stracić dobre imię w oczach Kapelusznika.

— Instynkt przetrwania jest zazwyczaj zbyt silny by martwić się innymi. Dopiero gdy jest już za późno, zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji, w której się znajdujemy. — odparłam wzdychając głośno.

— Dziękujemy Kazuko. — podziękował Kapelusznik kiwając głową.

— Kier nie pojawi się tak łatwo — powiedziała krótkowłosa. — Poza tym do chwili zamknięcia rejestracji, nie znamy rodzaju gry.

— Możemy określić to na podstawie prawdopodobieństwa.

— Proszę cię, prawdopodobieństwo tutaj nie zadziała. Nie mamy nawet 50 procent pewności, że będzie to kier czy inny typ gry. — odpowiedziałam przewracając oczami.

— Nie potrzebuje takich pretensjonalnych metod. Dołączę do kolejnej gry, nie zależnie kier czy pik — mężczyzna zaczął podchodzić do ściany z narysowanymi kartami. — Ktoś taki jak ja bez trudu ją ukończy! Będę grał, aż znajdę Dziesiątkę kier! Nadchodzi dzień w którym zbierzemy całą talię! Zarząd zajmie się Plażą, pod moją nieobecność… Możecie się rozejść.

Wszyscy wyszli z pomieszczenia. Poszłam w stronę dachu. Usłyszałam głośne tupanie za mną, przez co się odwróciłam. Był to nie kto inny jak Chishiya.

— Gdzie tak się śpieszysz? — zapytał z ciekawością.

— Na dach. Idziesz ze mną? — zapytałam. Bardzo chciałam by ze mną poszedł.

— Yhm, pewnie. — kiwnął głową. Ruszyłam przed siebie, co uczynił również blondyn.

Gdy dotarliśmy na miejsce usiedliśmy i beztrosko obserwowaliśmy panoramę Tokio. Niektóre budynki były delikatnie porośnięte mchem i innego rodzaju roślinami. Jak długo tutaj jesteśmy, że wszystko wokół nas się tak zmienia. Między mną a Chishiyą unosiła się przyjemna cisza. Spojrzałam na Chishiye, który w blasku zachodzącego słońca wyglądał idealnie. Skanowałam każdy centymetr jego twarzy. Jego ciemne oczy obserwowały widoki. Usta delikatnie rozchylone, które przez chwilę chciałam posmakować. Zaraz. O czym ty myślisz…

Nagle Chishiya na mnie spojrzał. Uśmiechnęłam się do niego ukazując rząd białych zębów. Chłopak się zaśmiał z mojego czynu i zapytał:

— Jak się czujesz? — prostota tego zdania i ton jakim wypowiedział te słowa, trafiły prosto do mojego serca.

Co mam mu odpowiedzieć. Że jest wszystko super, czy wręcz przeciwnie. Prawda była taka, że nie wiedziałam jak się czuje w tym momencie. Czułam pewnego rodzaju pustkę, którą potrzebowałam czymś wypełnić. A może bardziej kimś.

— Chyba… dobrze? — bardziej zapytałam niż stwierdziłam. Cisza nastała między nami ponownie. Czułam potrzebę wygadania. Ale czy blondyn jest odpowiednią osobą na powierzenie swoich tajemnic. — Mogę ci zaufać?

Po chwili namysłu Shuntaro kiwnął głową.

— To… zaczęło się wcale tak nie dawno. Mieszkałam na obrzeżach Tokio w małym miasteczku. Chodziłam tam do szkoły. Bardziej można było to nazwać piekłem. Mayumi… Wybrała sobie mnie jako cel. Gnębiła mnie na każdym kroku. Aż w końcu nie wytrzymałam i… Ja ją zabiłam… — głos mi się załamał, a z oczu poleciały słone łzy. — I może z perspektywy czasu jest to na porządku dziennym, dalej czuje się z tym źle.

Chishiya nic nie powiedział, tylko mnie przytulił. Zdziwiłam się na jego gest, ale oddałam uścisk. Odsunęliśmy się delikatnie od siebie, ale nasze twarze dalej były blisko siebie.

Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego były takie piękne. Blondyn przeniósł wzrok z moich oczu na moje usta. Powoli się do siebie zbliżaliśmy. Nasze twarze dzieliły milimetry.

Nagle huk drzwi rozniósł się w powietrzu, a w nich stała Kuina.

— Szukałam was dosłownie wszędzie! — krzyknęła podchodząc do nas. — Coś się stało, że tak na mnie patrzycie.

Szybko wstałam i otrzepałam z niewidzialnego kurzu i ruszyłam w stronę drzwi.

— A jej co?


| AUTHOR'S NOTE

745 słów

dedykacja dla nat_usiq

love u, wiktoria.

ostatnia wieczerza | chishiya, alice in borderland.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz