Obudziło mnie pukanie do drzwi. Powoli wstałam, ręką przeczesując moje coraz to dłuższe włosy i otworzyłam drzwi. Był to blondyn.
— Coś się stało? — zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
— Kapelusznik wzywa samorząd. Podobno to coś ważnego.
— Okej, chodźmy. — ruszyliśmy w stronę pokoju Kapelusznika. Trochę się bałam co jest przyczyną tak późnego spotkania.
Weszliśmy jako jedni z ostatnich. Na krzesłach siedziały dwie osoby. Po chwili ściągnięto im worki z głów, a ja od razu rozpoznałam dwie postacie siedzące na krzesłach. Nasza Alpinistka i sianogłowy brunet, którego imienia nie poznałam. Tylko gdzie jego blondwłosy kolega?
— Witajcie. — zaczęła Ann - kobieta w okularach. — Wybaczcie brutalność. Słyszeliśmy, że ktoś się tu zakradł. Czego tu szukacie?
— Ponoć tu znajdziemy odpowiedzi. — zaczął spokojnie brunet. — Dowiemy się co to za gra i gdzie wszyscy zginęli.
Nagle brązowe drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł do pomieszczenia Kapelusznik, po czym powiedział głośno:
— Właśnie! Mamy wasze odpowiedzi.
Ale tak na prawdę nie miał. Po prostu myślał i udawał, że je ma.
— Witajcie… W utopijnej Plaży. — spojrzał na dwójkę przerażonych osobników. — Oto, jest odpowiedź. — mężczyzna pstryknął palcami, a dwójkę jego ochroniarzy odsłoniła, wielką ścianę z narysowanymi kartami, których większość z nich była przekreślona.
— Nie będę ściemniał. — Oj będziesz. — Jest tylko jeden sposób by zakończyć ten koszmar. Przejdziemy gry i uzyskamy całą talię kart.
— Całą talię?
— Gdy ją zgromadzimy… — rzekła Alpinista. — Przywrócimy rzeczywistość?
Chwilowa cisza rozniosła się po pokoju. Kapelusznik się odwrócił i zaczął swoją przemowę. Żałosną przemowę.
— Rzeczywistości nie przywrócimy. — Prawda. — Ale tylko jedna osoba, po zebraniu całej tali kart, będzie mogła wrócić do prawdziwego świata. — Kłamstwo. To nie może być takie proste.
— Jak się domyślacie, jedna osoba nie da rady zebrać wszystkich 52 kart. Dlatego się tu jednoczymy, by chociaż jedna osoba mogła opuścić kraj. Po to istnieje plaża, a wy ponoć macie niezłe karty. — No tak. Jemu zależy jedynie na kartach. — Więc odegracie swoją znaczącą rolę i pomożecie zebrać nam resztę kart.
— A jeśli odmówimy? — zapytał brunet.
Kapelusznikowi? Jeżeli chcecie być martwi, to proszę bardzo.
— Mnie się nie odmawia! — zaśmiał się długowłosy. — Wasze wizy dzisiaj wygasną. Nie macie innej możliwości. Musicie zagrać.
— Komplet kart zapewni nam powrót. To prawda?
Zależy jak na to patrzysz Alpinistko.
— Wszystkiego wam nie powiem, ale mam wiarygodne źródło.
Zaśmiałam się w duchu. Lepszej głupoty nie słyszałam. Spojrzałam na Chishiye. Spoglądał w jeden punkt. O czymś myślał.
— Zanim się tu zjawiliście, wiedzieliśmy o tym miejscu wszystko.
— Nazywacie to krajem… — odparł chłopak.
— Skoro dają nam wizy, to jest to jakiś kraj.
— Mieszkańcy Tokio, nie zniknęli ot tak. Sądzimy że przez przypadek trafiliśmy do innego kraju, a jeśli to prawda, musi istnieć drogą powrotną.
— Dlatego stworzyliśmy tu organizacje. — odparła czarnowłosa.
— Agregaty wytwarzają prąd z paliwa, a wodę czerpiemy z deszczu.
— Chcemy się zjednoczyć i zebrać całą talię kart. — powiedział mężczyzna w okularach.
— No i w naszej utopii obowiązują trzy zasady… — zatrzymał się na chwilę jakby nad czymś się zastanawiał, po czym odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie. — Kazuko — gestem ręki poprosił bym podeszła i poniformowała naszą dwójkę szpiegów o naszych zasadach.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
— Zasada numer jeden, wszyscy noszą stroje kąpielowe.
— Co? — przerwał mi brunet.
— Tak jest bezpieczniej, nie da się w nich ukryć broni. — uśmiechnęłam się. Tym uśmiechem pełni zaufania. Już wiedziałam, że mi ufają. — Poza tym — udałam chwilowe zamyślenie — Możecie robić co chcecie, żyć pełnią życia!
Czułam czyiś wzrok na sobie. Dyskretnie się rozejrzałam. Był to Kapelusznik.
— Zasada numer dwa. Wszystkie karty należą do Plaży
— Dokładnie. — przerwał mi tym razem długowłosy. — Zatem, zabierany wasze. Osoby, które zdobędą więcej kart, otrzymują wyższą kategorie. Dzięki współpracy, zdobędziemy kolejną i kolejną talię, aż wszyscy opuszczą ten kraj!
— Czyli kiedy? — rzekł chłopak. Dobra uwaga. — A co jeżeli odrzucimy ofertę?
— Zasada trzecia i ostatnia. Zdradę karzemy śmiercią. — i nastała cisza, przerywana głośnymi oddechami siedzących. — Wszyscy przysięgliśmy, że pomożemy pierwszej osobie nawet za cenę własnego życia. To nasza misja i obowiązek! — mężczyzna krzyknął, a jego głos rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Kolejna fala ciszy nastała. Po minucie została przerwana przez niezrozumiałe szepty związanych i gwizdanie Kapelusznika. Potem zaczął się śmiać, tak jak wtedy przy pierwszym naszym spotkaniu gdy zauważył moje karty kier. I tak było w tym przypadku. Pokazał nam siódemkę kier. Czyli tak musiał zginąć jego przyjaciel.
— Siódemka kier! Szczęście się do nas uśmiecha! Oczywiście przyznamy wam wyższe kategorię. A teraz żyjcie Plażą! Kazuko… Oprowadź naszych nowych po Plaży.
— Tak jest, sir.
Nasi mali szpiedzy zostali rozwiązani, po czym gestem ręki pokazałam by poszli przede mną. Spojrzałam na Chishiye, który również na mnie spoglądnął. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z pokoju.
— Na początek jak się nazywacie? — posłałam im kolejny uśmiech.
— Arisu.
— Usagi.
— Dobrze, więc Arisu, Usagi, chodźcie za mną.
| AUTHOR'S NOTE
766 słów
za pięć dni moje 14 urodziny 😦
CZYTASZ
ostatnia wieczerza | chishiya, alice in borderland.
Fanfiction-Jesteśmy zbyt zagubieni by to sobie wyznać, ale musisz pamiętać o jednej rzeczy. - odparłam przyglądając się widokowi panoramy Tokio. - Tak? - Jesteś jak te gwiazdy nocą na odkrytym niebie. Jesteś tak daleko, a jednocześnie tak blisko mnie. To tak...