10.6: Okoliczności pogodzenia się po kłótni - Tsireya.

74 6 0
                                    


Wiedziałaś dobrze, że musisz coś zrobić. Nie chciałaś jednak przytłaczać dziewczyny więc nie ruszyłaś za nią od razu. Teraz tego żałowałaś bo mogłaś mieć naprawdę duży problem z dyskretnym dostaniem się do wioski, a wątpiłaś, że dziewczyna sama z siebie cię odwiedzi. Bałaś się cholernie ale nie chciałaś jej stracić. Uznałaś, że musisz spróbować ale to następnego dnia. Najpierw musisz przygotować się mentalnie i ustalić jakikolwiek plan działania. Musiałaś liczyć na wsparcie Aonunga i reszty oraz jak liczyłaś Tsireyi. Nic innego nie mogło cię uratować. Byłaś kompletnie zdana na ich łaskę, liczyłaś tylko na to, że nawet jak nie przyjmą cię do swojego klanu to chociaż puszczą cię wolno, żywą. Pełna obaw wreszcie usnęłaś.

Gdy tylko wstałaś wybrałaś się na łowy aby przygotować ewentualny prowiant ucieczkowy. Zadbałaś również o swojego Ikrana, którego nakarmiłaś i przygotowałaś do ewentualnej ucieczki, ładując na niego wszystko co najpotrzebniejsze z twojego obozu. Z bijącym sercem dosiadłaś Ilu i zrobiłaś najbardziej ryzykowną rzecz w swoim życiu. Im bliżej byłaś obozu, tym więcej miałaś obiekcji. Gdy tylko ktoś dojrzał cię na horyzoncie zauważyłaś, że przy brzegu zaczęło zbierać się coraz więcej postaci nawzajem się nawołujących. Czułaś, że to było najlepsze posunięcie. Gdybyś przybyła w nocy mogłoby to być trochę podejrzane. Wśród wszystkich twarzy nareszcie dostrzegłaś Aonung, na co odetchnęłaś z ulgą. Może on jakoś się uchroni przed tym co zaraz nastąpi. Nigdzie nie mogłaś niestety zauważyć Tsireyi, ale teraz bardziej skupiłaś się nad tym żeby nie popełnić jakiejś gafy i nie dać się zabić. Pojawienie się przywódcy klanu na czele ludzi spotęgowało twój strach, ale obecność jego syna trochę cię uspokoiła. Będąc już na brzegu, zeszłaś szybko z Ilu i prędko znalazłaś się na brzegu, unosząc dłonie w geście pokoju. Przedstawienie czas zacząć.

- Witaj Tonowari, przywódco klanu Metkayina. – zaczęłaś ale mężczyzna prędko ci przerwał.

- Kim jesteś i czego tutaj szukasz niezapowiedziana? – spytał ostrym głosem. Cholera, pierwsza gafa mogłaś nie odzywać się pierwsza.

- jestem T.I, była członkini klanu Anuari, z którego niesłusznie zostałam wygnana jakiś czas temu. Aczkolwiek nie jestem już... - zaczęłaś odpowiadać pewnym głosem, nie chcąc dać po sobie poznać jak bardzo jesteś przerażona. Tonowari znowu ci przerwał.

- Wygnana z innego klanu? Czemu? Co takiego zrobiłaś? – spytał i utkwił w tobie przeszywający wzrok. Pewnie pomyślał, że zrobiłaś coś okrutnego i dlatego jesteś w takiej sytuacji. Ale jak ty mu masz wytłumaczyć, że to wszystko to było zwykłe nieporozumienie. Wtem pojawił się twój wybawiciel, a raczej wybawicielka.

- Ojcze, ja znam T.I., uwierz mi, że to nie jej wina. Została o coś niesłusznie oskarżona i musiała uciekać. – znikąd między tobą a Tonowarim pojawiła się Tsireya. Dziewczyna natychmiast podeszła blisko ciebie, szybko się uśmiechając, aby pokazać swojemu ojcu, że jest po twojej stronie.

- Tsireya, co ty wyprawiasz? Jakim cudem niby ją znasz? – spytała tym razem Ronal.

- Spotkałam ją jakiś czas temu na brzegu skał Trzech Braci. Od dawna się spotykamy i to ja ją namawiałam żeby szukała u nas schronienia. – odpowiedziała dziewczyna, a ty byłaś zaskoczona tym, że potrafi być tak stanowcza. Pewnie wiele ją to kosztowało.

- Córko, chyba zwariowałaś. Nie znamy jej, nie możemy jej od tak zaufać. Niech szuka schronienia gdzie indziej. – zdecydował stanowczo Tonowari, a ty czułaś jak grunt osuwa ci się spod nóg. Nagle tuż obok ciebie znalazł się Aonung, Rotxo i jeszcze kilku innych chłopaków.

- Ojcze, proszę cię wysłuchaj Tsireyi. Mówi prawdę, a T.I. byłaby naprawdę dobrym nabytkiem dla naszego klanu, umie już świetnie pływać, polować oraz ujeżdża i Ilu i Ikrany. – zapewniał Tonowariego chłopak, a ty byłaś mu niezmiernie wdzięczna. Jak również pozostałym bo każdy z osobna mu wtórował. Widziałaś tylko jak Tonowari spojrzał na swoją żonę i razem próbowali na migi zdecydować o twoim losie. Czas ten dłużył ci się niemiłosiernie.

- Dobrze T.I., za namową mojej córki i syna, uzyskasz schronienie u klanu Metcayina, ale wiedz, że jest to okres próbny. Sprawuj się więc należycie, a może kiedyś będziesz jedną z nas. Tsireya oprowadzi cię po wiosce, a my w tym czasie zdecydujemy gdzie zamieszkasz. – powiedział Tonowari, a ty z każdym jego słowem czułaś jak uchodzi z ciebie stres. Udało się, jesteś póki co bezpieczna. I wreszcie nie będziesz samotna.

- Dziękuje Tonowari, postaram się udowodnić moją wartość. – odpowiedziałaś, po czym poczułaś jak Tsireya łapie twoją dłoń i szybko ciągnie cię gdzieś za sobą. Uśmiechałaś się szeroko czując wreszcie wszechogarniający cię spokój.

- Tsieraya, wolniej bo nie nadążam. – powiedziałaś czując, że zaraz zabraknie ci powietrza. Dziewczyna szybko stanęła w miejscu i teraz patrzyłyście się na siebie. Czułaś tak wiele emocji. Chciałaś pokazać jej, jak bardzo się cieszysz z tego jak to wszystko się rozwinęło więc położyłaś swoje dłonie na obydwu policzkach dziewczyny i pochyliłaś się w jej stronę, łącząc wasze usta w delikatnym pocałunku. Tsierya położyła swoje dłonie na twoich i odwzajemniła czule czułość, po chwili się od ciebie odrywając.

- Tak bardzo się cieszę T.I. – powiedziała uśmiechając się szeroko w twoją stronę, co odwzajemniłaś. 

Preferencje AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz