8.

5.1K 142 18
                                    

Archer

Przebudziłem się w środku nocy, chciałem przyciągnąć do siebie Abigail, ale jej strona była pusta. Przetarłem twarz i bez zbędnego ociągania się, wstałem. Zapukałem do drzwi łazienki, po czym nacisnąłem klamkę. Cicho, pusto, ciemno. Nie podejrzewałem jej o ucieczkę, bo jest świadoma, że tylko by sobie zaszkodziła. Cicho stawiałem kroki i zagryzłem wargę, widząc jej sylwetkę na sofie. Zrobiłem kilka kroków aż stanąłem przy meblu. Uśmiechnąłem się na widok śpiącej Abigail. Wyglądała uroczo. Wziąłem jej włosy z twarzy, na co się wzdrygnęła i nieznacznie otworzyła oczy. Na jej ustach zabłąkał się lekki uśmiech i odwróciła plecami do mnie. Zabrałem ją na ręce i przeniosłem do sypialni. Delikatnie położyłem ją na łóżku i sam położyłem się obok. Przyciągnąłem ją do siebie i zaciągnąłem się jej zapachem. Uwielbiałem go. Uspokajał mnie, działał jak najlepszy narkotyk. Cieszyłem się tą bliskością, dopóki ją mam. Wiem, że już niedługo stracę Abigail. Nie chcę tego. Wiem jednak, że dokonałem dobrego wyboru, żadna nie będzie w stanie jej zastąpić. Ona już zawsze będzie moja. A ja będę jej.

- Śpisz? - jej cichy głos przerwał ciszę.

- Jeszcze nie. - musnąłem ustami jej ramię.

- Co miałeś na myśli, mówiąc bym nie wzięła cię za psychola, którym niby w moich oczach będziesz?

Spiąłem się na to pytanie. Odwróciła się twarzą do mnie. Jej ręka wylądowała na mojej piersi, a usta przy ramieniu.

- Właśnie to, byś mnie nie wzięła na psychola. - musnąłem nosem jej nos. - Nie widziałem wtedy innego wyjścia. - zacisnąłem usta. - Dobranoc.

Westchnęła. Wiedziała, że nic więcej się nie dowie. Nie teraz. Zamknęła oczy, ale się nie odsunęła. Zasnęliśmy przytuleni do siebie. I to było cholernie miłe uczucie.

Rano wyszedłem z sypialni zanim Abigail stała. Wziąłem się od razu do pracy, którą przerwał wtargnięciem mój o trzy lata młodszy brat, Adrien. Uniosłem na niego wzrok gdy trzasnął drzwiami.

- Czy ty jesteś normalny?! - oparł się rękoma o biurka. - Co ty, kurwa odpierdalasz?!

- Też cię miło widzieć, bracie. - zamknąłem laptop. - Możesz jaśniej? O co ci chodzi?

- Co ci strzeliło do głowy, by mścić się na Madisonie?! Rozumiem, że zabił mamę, ale człowieku, to było kilkanaście lat temu!

- Zabiję każdego, który miał coś wspólnego z jej śmiercią.

- Tak jak ojca? - ściągnąłem brwi, skąd on.. - Nie jestem idiotą, bracie. Wiem, że go zabiłeś. - ściszył głos. - I za to jestem ci wdzięczny, bo wiem jakim tyranem był, ale proszę cię.. odpuść już. Rozpęta się piekło, idziesz na pewną śmierć.

- Dzięki za wiarę. Nie odpuszczę. Obiecałem sobie, że to skończę. Niedługo będzie po wszystkim.

- Nie mam zamiaru cię odwiedzać na cmentarzu. - zacisnął szczękę. - Co ma do tego wszystkiego Abigail? Po co brałeś z nią ślub? Bo na pewno nie z pieprzonej miłości! Co ona ma z tym wspólnego?

- Nie ma nic wspólnego. Pozwoliła mi tylko przybliżyć się do tego skurwiela. - pokręcił głową. - Adrien, nie odpuszczę na samym końcu. Mogę zginąć, wiem, ale nie odpuszczę.

- Jesteś nienormalny, może przydałaby ci się terapia jak za dzieciaka.

Trafił w czuły punkt. Ścisnęło mnie w środku na wspomnienie tego czasu. Zerwałem się z fotela i doskoczyłem do niego. Złapałem go za koszulę i pchnąłem na ścianę. Miałem teraz gdzieś to, że był moim bratem, za którego jestem w stanie oddać życie. Zacisnąłem pięść i poczęstowałem go ciosem prosto w twarz. Odrzucił głowę w bok, ale nie pozostał mi dłużny. Gdy chciał uderzyć mnie drugi raz, zrobiłem unik i uderzyłem go brzuch, a później powaliłem na ziemię i kolanem odciąłem mu dopływ tlenu.

Another Love (Rodzina Davis #1) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz