Epilog.

7.2K 177 34
                                    

Czternaście miesięcy później.

Abigail

Tęskniłam. Po takim czasie zamiast się przyzwyczaić, że Archera przy mnie nie ma, ja tęskniłam każdego dnia co raz bardziej. Najgorsze w tym wszystkim, że nie wiem kiedy go zobaczę. Nie wiem, czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Nie traciłam jednak nadziei. Obiecał, że wróci, a ten sukinsyn zawsze dotrzymuje słowa. Przecież gdyby coś się stało, gdyby tego nie przeżył, kazaliby mi się spakować i wrócić do Nowego Jorku, prawda? Nie będą mnie tu trzymać do końca życia. Skoro nie kazali mi się pakować i wyjeżdżać, to znaczy, że on żyje, że w końcu tutaj przyleci. Tego się trzymałam.

Wyszłam do ogrodu. Nadal nie czułam się komfortowo, będąc tutaj z tyloma mężczyznami. Minęło dużo czasu, powinnam się już przyzwyczaić. Jednak przydałaby mi się jakaś kobieta, z którą mogłabym pogadać. Nie mam tu nikogo. Położyłam się na jednym leżaku. Mimo, że był styczeń, było powyżej trzydziestu stopni. W Nowym Jorku zapewne szaleje zima. Jedyny plus tego, że tutaj jestem, to właśnie jest pogoda. I na tym plusy się kończą. Zamknęłam oczy i cicho odetchnęłam. Lucky biegał gdzieś po ogrodzie, który swoją drogą był olbrzymi i miał miejsce do wybiegania się. Przypomina mi o nim. Pamiętam dzień, w którym przywiózł go do domu. Choć nie był początkowo zadowolony, że psiak zostanie z nami, wiem, że nie pozwoliłby nikomu go gdzieś oddać. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że niedługo miną dwa lata od naszego ślubu. Dzień, który uważałam za najgorszy w moim życiu, wcale nie był taki zły, pomijając niektóre sytuację. Często wracałam myślami do naszych rozmów, nawet kłótni czy niektórych chwil, które spędzaliśmy sam na sam.

Uśmiechnęłam się, gdy poczułam na swoim ciele znajomy dotyk. Dotarł do mnie znajomy zapach. Zapach, za którym cholernie tęskniłam.

- Cześć, skarbie. - znajomy szept. - Wróciłem do ciebie, kochanie.

- Archer..

Zasnęłam? Otworzyłam gwałtownie oczy i odwróciłam głowę. Zamrugałam kilka razy, a on nie znikał. Nadal tam był.

- Nie przywitasz się? - na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. - Nie teskniłaś?

Zerwałam się z leżaka i wskoczyłam mu w ramiona. W oczach stanęły mi łzy. Objął mnie mocno i pocałował w szyję. Załkałam. On tutaj jest. Wrócił do nas. Przyjechał zabrać nas do domu.

- Wróciłeś. - szepnęłam. - Wróciłeś do nas.

- Obiecałem, że wrócę. - postawił mnie na nogach. - Dałaś mi dodatkową motywację, by do ciebie wrócić.

- Tęskniłam za tobą. - uniosłam na niego wzrok. - Tak cholernie za tobą tęskniłam.

- Ja za tobą też. - przyłożył czoło do mojego. - Przepraszam, że musiałaś czekać tak długo. Przepraszam, że nie mogłem przylecieć wcześniej. Przepraszam, że..

- Zamknij się i w końcu mnie pocałuj. - przerwałam mu. - Czekam na to od czterystu dwudziestu sześciu dni.

- Liczyłaś..

Przyciągnął mnie do siebie, a nasze usta w końcu się spotkały. Tak bardzo za tym tęskniłam. I oczywiście, że liczyłam. Liczyłam każdy dzień, w którym go nie było. Przejechałam dłonią po jego plecach, wyczuwając pod koszulką nowe blizny. Został ranny, a ja o niczym nie wiedziałam. Chciało mi się płakać na myśl o tym, że on cierpiał, a ja byłam tutaj. Nie mogłam przy nim być.

- Kocham cię, skarbie. - szepnął. - Zabieram cię do domu.

Wtuliłam się w jego ciało. Zamknęłam oczy i przygotowywałam się, by powiedzieć mu o tym, co się wydarzyło przez ten rok. Mam nadzieję, że mnie przez to nie znienawidzi, ani nikogo nie zabije.

Another Love (Rodzina Davis #1) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz