3.

6.9K 153 10
                                    

Abigail

Niepewnie uniosłam dłoń i zapukałam do drzwi gabinetu Archera. Schowałam ręce by ukryć ich drżenie. Denerwowałam się. Policzyłam do dziesięciu, a gdy nie było odzewu z drugiej strony zapukałam drugi raz. Nieco głośniej. Dopiero teraz drzwi się otworzyły, a po drugiej stronie stanął mój mąż. Nie potrafił ukryć zaskoczenia moją wizytą. Rozmawiał z kim przez telefon, ale chyba nie było to zbyt ważne, bo wpuścił mnie do środka i palcem pokazał żebym chwilę poczekała. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a mój wzrok padł na broń, która leżała jakby nigdy nic na biurku. Przełknęłam ślinę. Odwróciłam od niej wzrok. Podeszłam do niewielkiej biblioteczki, którą tutaj posiadał. Dotknęłam dłonią grzbiet jednej z książek i cicho westchnęłam widząc znajomy tytuł. Mały książę. Uśmiechnęłam się pod nosem i po nią sięgnęłam. Chciałam ją otworzyć, ale Archer wyrwał mi ją z rąk i odłożył na miejsce. Spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Nie dotykaj tego. - zacisnął szczękę. - Ze wszystkich książek akurat tą musiałaś wziąć?

- Bo jest to jedyna, którą znam. - wzruszyłam ramionami. - Przepraszam, nie wiedziałam, że ta książka ma jakieś znaczenie dla Ciebie.

- Skąd pewność, że ma znaczenie? Może akurat w niej trzymam coś, co mogłoby mnie pogrążyć?

- Nie jesteś idiotą. Nie trzymałbyś tam czegoś takiego. No chyba, że jednak nim jesteś. - kącik jego ust poszybował w górę.

- Przyszłaś tu w jakimś celu? - wskazał dłonią na sofę. - Chcesz porozmawiać albo o coś mnie prosić. Obstawiam, że jednak to drugie.

Przygryzłam wargę. Nie sądziłam kiedyś, że będę musiała się pytać o zgodę o tak przyziemne sprawy. Spuściłam wzrok na swoje dłonie i usiadłam na sofie. Byłam przerażona, że może odmówić, by się zemścić za to, że tyle razy wyprowadzałam go z równowagi. Liczyłam jednak na jakiś ludzki odruch z jego strony. Inaczej wiem, że nie będę sobie szczędzić obelg w jego stronę. Moja duma i tak już ucierpiała w momencie gdy zapukałam do drzwi. Przeczesałam włosy i podniosłam wzrok na faceta przede mną.

- Jutro mija czwarta rocznica śmierci mojej mamy. - włożył ręce do kieszeni. - Mogę.. znaczy możemy jechać na cmentarz?

- Za to, że byłaś taka nieznosna? - uniósł brwi. - Jeśli powiem, że nie? Rzucisz we mnie obelgami jak za każdym razem?

- Pewnie tak. - wzruszyłam ramionami i niepewnie się uśmiechnęłam.

- Będę coś z tego miał?

- Małego plusika pośród stosu minusów? - pokręcił głową. - To jak?

- Niech Ci będzie. Jutro po śniadaniu pojedziemy.

Szeroko się uśmiechnęłam i wstałam. Nie wiele myśląc, podbiegłam do niego i złączyłam nasze usta w pocałunku. Zadziałałam impulsem. Każdy pocałunek z nim, nie wyszedł z mojej inicjatywy. Nigdy nie posunęłam się do takiego kroku. Do dzisiaj. Odsunęłam się nieznacznie od niego, spojrzałam w jego czarne, teraz łagodne oczy. Jestem pełna podziwu jak w sekundę potrafi zmieniać emocje. Jest w tym mistrzem. Zakłada maski kiedy chce i jaką chce, a ja nigdy nie wiem, który Archer jest prawdziwy. I wolę żyć w tej niewiedzy. Mogłabym się zdziwić gdybym poznała jego prawdziwą twarz.

- Uznaj to jako podziękowanie.

Odsunęłam się od niego i skierowałam do drzwi, te były jednak zamknięte, ale klucza nie było. Ze ściągniętymi brwiami odwróciłam się w stronę Archera. Podrzucał w dłoni klucz i lekko się uśmiechał. Był dzisiaj w jakimś dobrym humorze, co rzadko mu się zdarzało. W ogóle się nie zdarzało. Dzisiaj też pierwszy raz zobaczyłam jego uśmiech. Nie ten kpiący i pewności siebie uśmiech. Jego szczery uśmiech.

Another Love (Rodzina Davis #1) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz