19.

4.7K 131 8
                                    

Archer

Podniosłem się powoli z łóżka, uważając by nie obudzić Abigail, ale mi to nie wyszło. Objęła mnie w pasie i nie pozwoliła dalej iść. Odwróciłem głowę w jej stronę. Podniosła na mnie zaspany wzrok, a ja nie potrafiłem się nie uśmiechnąć na ten widok. Miły widok.

- Śpij, jest wcześnie. - nachyliłem się nad nią. - Lucky znowu śpi z nami. Rozpieszczasz go.

- Już mówiłam, że musi wskakiwać jak śpimy. - pocałowała mnie. - Nie masz serca, że każesz mu spać na legowisku.

- To ty go będziesz przeganiać jak podrośnie i będzie zajmował większą część łóżka. - uśmiechnąłem się. - Idź spać, nie ma jeszcze szóstej.

- A ty jak zwykle znikasz.

- Mam dużo pracy. Obiecuję, że niedługo wezmę sobie dzień wolnego, ale nie dzisiaj. Widzimy się na śniadaniu.

Pocałowałem ją ostatni raz i w końcu wstałem. Załatwiłem swoją potrzebę, przebrałem się i wyszedłem z sypialni. Potrzebuję kawy. Dużo kawy. Podszedłem do ekspresu, ale z rogu wyłonił się Luke. To nie wróżyło nic dobrego.

- Zbieraj się. Mamy problem. Musisz dać radę bez kawy.

- Straty?

- W ludziach zero, w towarze jakieś pół miliona.

- Kurwa.

Zgarnąłem broń od przyjaciela. Założyłem buty, zabrałem bluzę i wyszliśmy z domu. Po drodze powiedział wszystko, co wiedział. A ja wiedziałem jedno. Ktoś pracował za moimi plecami. Nie wiedziałem tylko, który z nich jest takim idiotą. Ale tego się dowiem. Po ponad godzinie drogi, wysiadłem przed portem, w którym miał być odebrany towar, który ktoś mi zajebał. Skinąłem do swoich ludzi i wszedłem do uszkodzonego kontenera. Przeklnąłem pod nosem i wyskoczyłem na zewnątrz.

- Wiadomo kto to? - pokręcił głową.

- Na ziemię!

Sekundę później wszystko poszło w powietrze. Odrzuciło mnie od siły wybuchu i wylądowałem plecami na twardym betonie. Jęknąłem czując rozchodzący się ból. Zacisnąłem szczękę. Zamroczyło mnie, a gdy wyostrzyłem wzrok, widziałem tylko jedno. Jeden wielki płomień.

- Luke. - odwróciłem głowę w lewo. - Żyjesz?

- Powiedzmy. - oparł się łokciami. - Trzeba stąd spadać, dopóki psiarnia nie wpadła.

- Szefie. - spojrzałem na jednego ze swoich ludzi. - Pański brat był przy kontenerze. - zamarłem. - Nicolas.

Czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Spojrzałem na płomień i ruszyłem biegiem prosto w niego. Musiałem znaleźć swojego brata żywego czy martwego, chociaż nie dopuszczałem do siebie, że mógł zginąć. Nie mój Nico. Zobaczyłem leżącą sylwetkę kilka metrów od płomieni. Serce podeszło mi do gardła. Ogień parzył moją skórę, zasłoniłem ręką usta i w kilka sekund znalazłem się przy moim bracie.

- Nico. - szepnąłem. - Nawet nie próbuj młody, nie możesz. Wezwijcie pogotowie! Szybko!

Odciagnąłem go kilka metrów dalej i oparłem jego głowę o swoje kolana. Oczy zaszły mi łzami.

- Nie rób mi tego, braciszku.

Abigail

Mijały kolejne godziny, a Archer dalej nie pojawiał się w domu. Siedziałam z psiakiem na kolanach i co raz bardziej się martwiłam. Na stole leżało śniadanie, ale nie byłam w stanie nic przełknąć. Czy ja naprawdę chcę takiego życia? Tej codziennej niepewności, strachu, że nie wróci do domu? Nigdy nie wiemy kiedy nasza rozmowa będzie tą ostatnią. Zerwałam się na równe nogi, gdy usłyszałam w końcu podjeżdżające samochody. Pierwszy w drzwiach pojawił się Luke. Zaraz za nim wszedł mój mąż, który wyglądał jak największe nieszczęście na świecie. Był brudny, koszulkę miał potarganą, włosy w kompletnym nieładzie, a gdy uniósł na mnie wzrok, serce podeszło mi do gardła. On płakał. Adrien obok nie wyglądał lepiej. Podeszłam do nich, chciałam go przytulić, ale mnie odtrącił i poszedł na górę. Spojrzałam zdezorientowana na jego brata i przyjaciela.

Another Love (Rodzina Davis #1) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz