Rozdział 1

12K 188 59
                                    

Aurelia

Nie rozumiem. Nie rozumiem i nigdy nie będę rozumiała, jak ludzie umieją wstać wcześnie rano. To jest takie piekło. Trzeba się wywlec z łóżka i ubrać by następnie udać się do psychiatryka. Mówię o szkole. Szkoła która nie wydaje się być trudnym obowiązkiem. Ale gdy nadejdzie szósta trzydzieści i zadzwoni ten cholerny budzik.
Zdecydowanie mogę stwierdzić że jest to ciężki obowiązek.
Założyłam dziś normalne czarne spodnie i jasną koszulkę z długimi rękawami. Moje ciemne włosy związałam w wysoki kucyk. Na rzęsy nałożyłam tusz, a usta pomalowałam błyszczykiem.

– Wychodzę! – krzyknęłam do rodziców.

– Dobrze skarbie, uważaj! – usłyszałam krzyk mamy  z kuchni.

Mój żołądek już się zdążył przyzwyczaić do tego, że nie jadam śniadań. Znaczy jem ale tylko w weekendy. Jeśli są to dni w których muszę iść do szkoły, nie mam ochoty na jedzenie. Nawet gdyby śniadanie zostało mi podłożone pod nos, nie umiałabym tego zjeść. Czasem kupię sobie bułkę przed szkołą, a czasem nie.
Wyszłam z mojego domu i chodnikiem szłam na przystanek. Nie miałam daleko do szkoły ale na nogach zajęło by mi to o wiele dłużej. Wielki autobus zatrzymał się przy chodniku. Wsiadłam do środka i zajęłam miejsce. Wbiłam swoje spojrzenie w szybę i wsłuchałam się w piosenkę która leciała na moich słuchawkach.
Po dziesięciu minutach dojechałam do szkoły, widząc ten budynek wymknęło mi się niechciane westchnienie z ust.
Weszłam do środka rozglądając się za swoimi znajomymi, a w szczególności za jedną przyjaciółką.

– Aurelia! – głos dziewczyny dotarł do moich uszu.

– Hej! – z wyrysowanym uśmiechem na twarzy cmoknęłam dziewczynę w policzek.

– Jak minął ci weekend? – prowadziła nas przez korytarz pełen uczniów.

– Nudno. Obejrzałam jakiś Reality Show na Netflixie. – uśmiechnęłam się do jedynej miłej dziewczyny z mojej klasy, która właśnie nas mijała. – A tak to spałam, jadłam i znowu spałam.- wzruszyłam ramionami.

– Ciekawiej ode mnie. – zachichotała.

Parsknęłam pod nosem.

Lucy jest moją przyjaciółką od dobrych czterech lat. Ją ta szkoła przyjęła o wiele lepiej niż mnie, znaczy chodzi mi o niektórych uczniów. A tak konkretniej mówię o tych popularnych. Lu jedną nogą należy do ich paczki, a drugą do swojej starej grupie znajomych, w której znajduje się ja. Już od długiego czasu próbuje mnie namówić bym się z nimi również „zaprzyjaźniła" jednak jak zobaczyłam jakie brzydkie charaktery tam się znajdują, od razu odmówiłam.

A szczególnie przez jeden brzydki charakter.
Xavier Robinson.
Imię mówi za siebie. Prychnęłam.

Wyciągnęłam ze swojej szafki potrzebne podręczniki następnie pożegnałam się z Lu i ruszyłam do swojej sali, w której miały się odbyć lekcje angielskiego.
Ludzie na korytarzu zaczęli znikać, było ich coraz mniej. Spinałam się po schodach na czwarte piętro. Piekło w piekle, tak to nazywam. Poprawiłam torbę na swoim prawym ramieniu by następnie pokonać ostatnie kilka stopni tych przeklętych schodów.

– O kogo my tu mamy, Cooper. – gdy usłyszałam swoje nazwisko moje spojrzenie padło na trzech chłopaków.

– Nie mam czasu. – wymamrotałam próbując ich ominąć. Nie miałam siły, by z nimi gadać. Zawsze kończyło się tym samym.

– Gdzie jest Lu? – spytał ten po lewej.

– Nie tu gdzie ja. – wydusiłam z siebie.

Byłam zmęczona tymi schodami i ledwo mogłam nabrać oddech.
Spojrzałam na chłopaka po prawej, na szczęście się jeszcze nie odezwał i niech tak zostanie.
Xavier przyglądał mi się tym swoim wrednym spojrzeniem. Przewróciłam oczami, nie miałam siły na jego gierki, humorki i po prostu całego Xaviera Robinsona. Już zdążyłam się przyzwyczaiłam do tego spojrzenia. Ma na sobie czarną koszulkę i spodnie w tym samym kolorze. Oczy ma jasno zielone a włosy brązowe. Szczękę ma mocno zarysowaną a cerę opaloną. Byłby w moim typie gdyby nie ta energia, którą ma wokół siebie.
Szybko oderwałam od niego wzrok i skupiłam się na środkowym chłopaku. Luke. Jeśli dobrze pamiętam.

– Wpadniesz na nasz mecz? – spytał mnie wysoki blondyn.

– Mecz? – spojrzałam na nich niepoważnym wzrokiem. – Nie interesują mnie wasze mecze. – dodałam poprawiając swoją torbę na ramieniu.

Brunet zacisnął mocno szczękę, jakby powstrzymywał się przed wybuchem. Aż tak się wkurzył, tym że zlekceważyłam jego wielki talent do sportu? Wyraziłam tylko swoją opinię.

– No dobrze. – Luke wzruszył obojętnie ramionami.

– O tu jesteś! – usłyszałam za sobą głos Noah'a.

Kąciki moich ust drgnęły ku górze, w momencie, w którym zawisł swoją rękę na moim ramieniu.

– Co wy ją zaczepiacie? Jest moja. – spojrzał na trzech chłopaków stojących przede mną.

– Może ty widziałeś Lu? – spytał środkowy chłopak.

– Nie widziałem. – powiedział obojętnym głosem i odwrócił się razem ze mną.

Mój telefon zawibrował, nie miałam czasu by go wyciągnąć ponieważ pojawiliśmy się w klasie.
Razem z Noah'em usiedliśmy w ostatniej ławce, czekając aż nauczycielka przyjdzie.

– Po tym jak ostatnio zwyzywałaś Xaviera. – zaczął a ja w tym czasie wyciągałam książki z torby. – Boi się odezwać. – stwierdził z uśmiechem.

No nie wiem.
Wyciągnęłam swoją komórkę.

Nieznajomy: Seksownie wyglądasz.

Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po klasie.

– Co? – spytał Noah.

– Nic. – zignorowałam to i odłożyłam komórkę, obok piórnika.

Nauczycielka weszła do sali i rozpoczęły się lekcje. Poniedziałek rano. To jest koszmar. Wszystkie się tak pomału ciągnie, a szczególnie szkoła. Wyciągnęłam kartkę na której zaczęłam bazgrać, moją uwagę odwrócił telefon który znów zawibrował.

Nieznajomy: Podoba mi się twój kucyk.

Po przeczytaniu tej wiadomości szybko wyłączyłam telefon i włożyłam go do swojej torby. Co to ma być? Nikt na mnie nie zwraca uwagi. Musi to być ktoś poza moją klasą.
Złapałam za gumkę i rozpuściłam swoje długie włosy. Znów rozejrzałam się po klasie. Każdy był wpatrzony w tablice lub książkę.

– Panno Cooper. – nauczycielka wyrwała mnie ze swoich myśli. – Widzę ze interesujesz się wszystkim oprócz tematem lekcji. – stwierdziła. – Do tablicy. – rozkazała poprawiając okulary na nosie.

No i bombki strzelił.


_
Rozdział 1

Eyes on u Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz